piątek, 2 maja 2014

Czy można było lepiej ? 32 Bieg Kujawiaka. 1.05.2014. Nie można !

          



  To żeby tu się znaleźć miało podłoże w rekomendacji kolegi Kazimierza, który był tam w roku ubiegłym i nawet wygrał swoją kategorię. Zatem, że dla mnie dodatkowo miała to być nowa impreza z moją obecnością i to teraz ja reprezentowałem nasz klub w kategorii M-50, którą już dzielę z kolegą zadecydowało, aby zjawić się na Wzgórzu Szpetalskim we Włocławku. Niestety z moją dyspozycją po przełajach w Okuniewie nie było najlepiej, o czym może świadczyć fakt, że na treningu, a w zasadzie rozbieganiu, które robiłem wspólnie z kolegą Pawłem we wtorek ,mieliśmy po pięciokilometrowym rozruchu dodać jednominutowe przyśpieszenia na dwuminutowych przerwach w wolniejszym tempie. Początek poszedł znośnie jednak na drugim przyśpieszeniu się skończyło, gdyż rozregulowanie mojego lewego kolana pozwalało tylko na dotruchtanie z powrotem. Do kompletu miałem jeszcze atak w odcinku lędźwiowym kręgosłupa. Taka dolegliwość objawiająca się dość cyklicznie zawsze wtedy kiedy wykonam jakiś dziwny skłon, a taki właśnie zrobiłem przebierając się na pace dostawczego busa właśnie też w Okuniewie. Wszystko to powyłaziło na drugi dzień. Byłem po prostu w kropce .Jechać ,nie jechać? Podjąłem działania naprawcze polegające na stabilizowaniu już na wszelki wypadek obu stawów kolanowych opaskami na noc, a kręgosłup potraktowałem plastrem rozgrzewającym, a na noc w rejon promiejącego bólu, leżąc na wznak, pod plecy podkładałem coś w formie cegiełki (mocno zbita pianka do niektórych ćwiczeń jogi ). Normalnie minuty bym tak nie wyrobił, ale w tej sytuacji czując ustępowanie naprężeń w newralgicznym odcinku nawet dało się tak spać. No, nie było to normalne, ale kiedy nie można naturalnie się wyginać, bo lewy bok pleców w rejonie nerek tak boli , to okazuje się , że można. Także dzień przed nie było żadnego biegania, a na wyjazd już przygotowałem sobie wałek ,by go podłożyć pod lędźwie na czas podróży autem. Można powiedzieć, wszystko szło zgodnie z planem oczywiście zważywszy na aktualne okoliczności. Tego dnia ,wolnego dla niektórych od pracy ,bo to 1 maja, pomimo wyjazdu na odległą imprezę nie musiałem zrywać się dużo wcześniej i wystarczyło jak wstałem tak jak co dzień , parę minut przed piątą, by się ogarnąć i z bezpiecznym zapasem czasowym ruszyć do Włocławka. Obcykana trasa z pominięciem Warszawy okazała się strzałem w dziesiątkę, co pozwoliło mi się znaleźć na miejscu zawodów z komfortowym zapasem czasowym ,by wszystkich formalności dokonać na spokojnie. Teren niby w mieście ,a jednak na uboczu. Biuro zlokalizowane w obiekcie ,całkiem zgrabnym, Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Start zlokalizowany z kolei dosłownie w sąsiedztwie. Wszystko pod ręką ,nawet las ,dużo lasu, bo były to zawody w końcu krosowe na dystansie 10 kilometrów na pętli 5 kilometrowej.


 W ramach oszczędnego rozruchu, aby nie zepsuć niczego, co tak misternie w ostatnich dniach stabilizowałem, zrobiłem rekonesans początkowej części trasy i stwierdziłem, że tylko dokładne monitorowanie nawierzchni i precyzyjny technicznie bieg pozwolą mi na zaliczenie tej imprezy. Sam start ,a w szczególności jego mała szerokość nie ułatwiał mi realizacji tych założeń, bo pomimo nie pełnej dyspozycji, nie po to jechałem prawie dwieście kilometrów ,by teraz uprawiać rekreację we Włocławku , choć spotkane towarzystwo było tego warte. Początek poszedł ostro, jak zawsze, priorytetem dla mnie było zajęcie możliwie wcześnie pozycji pozwalającej na wprowadzenie swojego tempa bez potrzeby pilnowania się rywali. Prawie mi się to udało, choć nie obyło się bez roszad na pierwszych kilometrach.


 Sporą trudność sprawiały mi zbiegi, bo było kilka górek, gdyż nadal zdecydowanie odczuwałem brak pełnej stabilizacji w kolanach, zatem cały czas wykonywałem je dość asekuracyjnie. Na półmetku byłem 13. W związku z tym, że już trasę znałem, a i był luz łatwiej było mi zoptymalizować tempo i wybór koleiny do biegu. W trakcie drugiego odcinka zostałem wyprzedzony przez jednego zawodnika, ale i ja dokonałem wyprzedzenia zatem moja lokata na finiszu nie uległa zmianie. Jak na wcześniejsze nękające mnie dolegliwości to muszę stwierdzić, że czułem się wyjątkowo dobrze.


 Wiem już z autopsji, że niejednokrotnie bóle tzw. Rwa Kulszowa potrafią stopniowo ustąpić po bieganiu. Ja to sobie tłumaczę w ten sposób, że mięsnie posturalne czyli grzbietu, może i brzucha, w trakcie biegu muszą być solidnie spięte przez co obciskają kręgosłup i zdestabilizowany krąg wciskają na właściwe miejsce, przez co ustępuję nacisk na nerw i po prostu ból. Taki auto masaż


 W każdym bądź razie u mnie to działa. Na mecie triumfowało małżeństwo Pawłowskich z Kurzęcina, ja ze swoją 13 lokatą ,byłem drugi w kategorii M-50, bezapelacyjnie ustępując Wojciechowi Więckowskiemu lokata 6 .Krótko, było z kim przegrać. Impreza bardzo klimatyczna i rodzinna, bo wiele było wcześniej biegów dla dzieci i młodzieży, czyli tak jak powinno się promować sport. Masowo i dla każdego . Bieg ukończyło 261 panów i 49 pań. Niewątpliwą atrakcją było też odebranie medalu, a później nagród z rąk mistrzyni pływackiej pani Otylii Jędrzejczak, która pochodzi z tych okolic. Jeszcze przed startem spotkałem znajomych z park runu, którzy na 3 mieli w planie 10 km w nieodległym już tak Toruniu. Tylko pozazdrościć. Mój plan to Bieg Konstytucji w Warszawie, trzeba dodać jak zdrowie pozwoli. Sam jestem ciekaw co z tego wyjdzie ?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz