Koniec kwietnia, zatem wiosna panoszy się na dobre, bucha
zielenią i kolorami pierwszych kwiatów. Obfitością bucha również oferta
weekendowych zawodów biegowych i to tylko z lokalnej perspektywy okolic
stolicy. W sobotę był park run ,już w dwóch lokalizacjach, pierwszy bieg o
Puchar Maratonu i bieg w Okuniewie, natomiast w niedzielę do wyboru bieg
Stonogi w Milanówku (byłem tam w zeszłym roku ) oraz kolejna edycja Grand Prix
Warszawy w Lesie Kabackim. Jak widać na pokuszenie biegowe wodziło kilka propozycji,
jednak odezwał się we mnie konserwatysta o podłożu patriotyzmu lokalnego i
wybór padł na Okuniew. Jak dobrze pamiętam prawdopodobnie byłem tam na
wszystkich poprzednich edycjach.
Kiedy tym razem znalazłem się na miejscu, okazało się ,że
dla tych co zaniechali wcześniejszej rejestracji internetowej start stoi pod
znakiem zapytania, gdyż przewidziano 250
numerów . Jako ,że czas naglił, a kolejka wiła się jeszcze na klatce schodowej,
zaczęła powstawać społeczna lista startowa dla chętnych do poniesienia kosztów
opłaty i wystartowania, mimo woli bez
pakietów startowych i wszystkiego co jest z tym związane ( medale i takie inne
szmery bajery ).
Dlatego kolejka szybko przeorganizowała się i internetowi
szybko odebrali to co się im należało i z pozostałej puli mogli skorzystać ci z
listy rezerwowej. Tu trzeba zaznaczyć, że opłatę startową od wszystkich
pobierano w momencie odbioru pakietów startowych, czyli do końca nie wiadomo
było, czy zgłoszeni internetowo faktycznie się zgłoszą. Koniec ,końców wszyscy
zainteresowani mogli wystartować, a limit ograniczony był ilością 250 medali
przygotowanych przez organizatorów. Tu trzeba wspomnieć ,że potencjalni chętni
z listy rezerwowej pomimo poniesienia opłaty startowej skłonni byli zrezygnować
nawet z pakietu startowego i medalu na mecie. Jak widać nie zawsze zawartość
pakietu startowego jest tym ,co przyciąga na imprezę . Ważny jest sam start i
możliwość uczestnictwa, nie koniecznie polegającego na rywalizacji i
kolekcjonerstwie dodatkowych gadżetów.
Pomimo ,że impreza była mi znana, to niespodzianek nie było
końca. Tym razem biegliśmy w odwrotną stronę niż dotychczas, bo dawna trasa
jest akurat kanalizowana. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło,
mieszkańcy będą mieli wygody , a my biegniemy trochę inaczej. Tym razem, tuż po
starcie mijamy estradę ,by pobiec wzdłuż muru kościelnego po prawej stronie, by
na jego końcu ostro skręcić w lewo i z asfaltowej, trasa staje się krosowa.
Najpierw ubity trakt gliniasty, który potem przechodzi w dukt łąkowy, następnie improwizacja drogowa z ubitego
gruzu i znów droga gruntowa i po paru zakrętach w lewo długa prosta z
kostki w kierunku kościoła, ale obok
przez kultowe już podwórko i jesteśmy przy świątyni, zakręt w lewo i jesteśmy
na następnej pętli. Było ich pięć z około 50 metrowym dobiegiem od startu i
analogicznie do mety.
Po starcie na czoło wysunął się zdecydowanie młodzieniec z
garwolińskiej ekipy. Ja zasilałem paro osobową grupę do pierwszego zakrętu. Na
tym odcinku starałem się zorientować w
potencjale rywali. Jako ,że nie wszyscy byli mi obcy mogłem szacować z kim ja
,a kto ze mną może przegrać. Zagadką był dla mnie drugi młodzian z Garwolina ,o
czy świadczył jego uniform taki sam jak tego z czuba. To , co w nim mi nie
pasowało to buty. Jakieś dziwne halówki i dlatego pozwoliłem sobie
zakwalifikować go do potencjalnych
wyprzedzonych. W połowie pierwszej pętli temat zaczął się klarować. Pierwszy
zdecydowanie uciekał, po prostu nie moja klasa, a ja przykleiłem się do kolegi
Ryszarda (znajomy z tras po prostu). Znając jego potencjał zapewniłem go , że
może do trzeciej pętli dotrzymam mu kroku, bo czułem ,że tempo było lekko za
mocne jak dla mnie. I tak też było. Po drugiej pętli kolega zaczął mi uciekać ,
by finalnie uzyskać około 100 metrów przewagi. Jeśli chodzi o moją pozycję
zorientowałem się, że jest w sumie nie zagrożona, ale nie odpuszczałem ,bo
traktowałem bieg jako sprawdzian i dlatego starałem się trzymać swoje tempo do
końca.
Jako, że chciałem sprawdzić utrzymanie tempa wyposażyłem się
w Polara , jednak prawdopodobnie z początkowego zaabsorbowania przeoczyłem
złapanie międzyczasu po pierwszej pętli ,ale potem już się pilnowałem i
wyglądało to tak : dobieg 1 i 2-12:37 potem 3-6:19 , 4-6:24, 5-6:21 i dobieg do
mety 0:14. Z tego wynika ,że kolega Rysik leciał równo, a to ja miałem
wytrącenie z tempa.
Dystans w sumie wyniósł niecałe 9 kilometrów . Pogoda
temperaturowo idealna na tego typu
wyścig ,bo 12 stopni. Jedynie , co mogło deprymować ,szczególnie osoby
biegnące czasowo dłużej to nasilająca się mżawka, która rozkręciła się i towarzyszyła
też ceremonii dekoracji na którą w sumie nie trzeba było długo czekać jednak
wiele przemoczonych osób po gorącej konsumpcji już wybyło. Tym razem na męskim
podium byłem trzeci za opisanymi wcześniej rywalami.
A jeśli chodzi o rywali to
na mecie tuż za mną był ten młodzian w nietrafionym obuwiu. Okazało się , że po
prostu zapomniał tych właściwych startówek na zmianę i zmuszony był biec w tym
,co miał. Dodatkową atrakcją i oprawą tych lokalnych uroczystości był jeszcze
jarmark na terenie przyległego parku, a później mieszkańców czekały występy
zespołów muzycznych.
Zwycięzcy jako nagrody dostawali drobne upominki ,zegarki
sportowe za pierwsze miejsca i unikatowe rękodzielnicze torby z logo zawodów
dla wszystkich, a piękny puchar za zwycięstwo w lokalnej kategorii gmina
Halinów zdobył ,zresztą jak i
w roku ubiegłym, kolega Adam Leśniak ,będący w czołówce stawki.
Link do wyników :
http://gckgminahalinow.pl/wp-content/uploads/2014/04/Wyniki-Bieg-Okunia-2014-10-km-czasy.pdf
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz