niedziela, 18 maja 2014
Mój kolejny, już IV „ Bieg Cichociemnych” . Krusze 17.05.2014
Jeśli nie trzeba daleko jechać ,to prawie w 100 % wiadomo, że się tam pojawię ,a jeśli chodzi o Krusze to sentyment do organizatorów jest dodatkowym motywatorem. Wiszący niż nad naszym regionem wyciskał się jak gąbka i aura raczej działała z kolei demotywacyjnie, ale z drugiej strony może będzie mniejsza konkurencja. Może jeszcze brakowało mi ze dwa kilometry, by zaparkować w rejonie Kruszewskiej szkoły, a wycieraczki musiały dość intensywnie pracować. Kiedy skręciłem z głównej drogi już w stronę docelowego miejsca opady ustały, a do startu było jeszcze dobre półtorej godziny. Tym razem zaparkowałem dość blisko szkoły, a nie tak jak zazwyczaj na inscenizowanym parkingu za stodołą, zresztą klimatycznie wprowadzającym w sielski nastrój. Rezerwa czasowa pozwoliła mi niemalże z marszu dokonać rejestracji i opłaty nie uiszczonej wcześniej z powodu ciągłych wątpliwości co do pełnej mojej dyspozycji startowej.
Dysponując czasem do startu pogadało się z tym i z tamtym, a nawet z tamtymi i widać było, że pomimo źle wróżącej z poranka aury nie wszyscy się wystraszyli, choć parę zadeklarowanych postaci jednak nie było widać. Jeszcze rano kombinowałem, że pewnie bez jakiejś wiatróweczki się nie obejdzie , a teraz spokojnie można było lecieć na krótko i taką opcję obrała większość. Po krótkim zagajeniu przedstartowym i odśpiewaniu hymnu narodowego sam pan wójt wystrzelił na start. Jak zwykle miałem swojego faworyta i na ten bieg, którym był w tym przypadku Przemek Dąbrowski natomiast reszta była niewiadomą , może poza Tomkiem Roszkowskim, który zawsze ostro wycina na początku. Początek to takie około 900 m asfaltu , a potem droga wiejska, dukty i drogi leśne, nawet łąka . Ja jak zwykle musiałem się rozkręcić zatem do drugiego kilometra chyba przede mną było pięciu może sześciu zawodników, by potem obiektem wziętym na celownik okazał się Tomek, bo Przemek to dla nas trochę wyższa półka. Wyraźnie byłem pod presingiem zawodnika podążającego za mną, ale mój plan zakładał trzymanie tempa tym bardziej , że dystans do Tomka dość dynamicznie zaczął maleć. Watro zauważyć ,że on szedł jak przecinak nie zważając na dość liczne jednak kałuże , efektownie rozbryzgując je na boki. Mnie wystarczał sam widok jego poczynań , by dokładnie penetrować trasę przed sobą i obserwując jago trasę biec trochę zygzakami w celu zminimalizowania nasiąkania obuwia , co niesamowicie mnie deprymuje. Tuż przed piątym kilometrem wybiegliśmy na zdecydowanie suchszy odcinek trasy w postaci przytorowej drogi utwardzonej. Tu z moim tajemniczym cieniem dogoniliśmy Tomka, by po krótkim wspólnym odcinku jednak zacząć zostawiać go w tyle . Piaszczyste odcinki ,które pamiętałem z poprzednich edycji tym razem okazały się dość zbitym podłożem , a to dzięki opadom właśnie. Czyli nie ma tego złego ,co by na dobre nie wyszło z tym deszczem. Dystans szybko topniał . W świadomości miałem to ,że pudło jest w zasięgu, ale o miejsce to trzeba będzie powalczyć. Teraz pytanie . Jak to zrobić ? Jeszcze przed ósmym kilometrem postanowiłem włączyć przyśpieszenia co jakiś odcinek, by może zmęczyć cień. Ale z nasłuchu wynikało, że on daje sobie radę z tym pomysłem. Tu trzeba dodać ,że na każdym kilometrze stały ich oznaczenia i następny pomysł do ucieczki to długi finisz od dziewiątej tabliczki, która była jakieś sto metrów od ostatniego kończącego bieg asfaltowego odcinka, którym biegliśmy też na początku. Zaraz po minięciu tabliczki postarałem się zwiększyć tempo i jakby na pewien czas bym się urwał .
Zmęczenie jednak dawało się odczuć i po wejściu na wyższe obroty nic tylko chciałem to dowieźć do końca. No i to dowiozłem , z tym że kolega cień, na jakieś 200 m do mety ruszył w sprint ,no i kapota. Trzeba było ulec młodości i predyspozycji kolegi Adriana z Bobrów Tłuszcz.
Teraz po analizie może to na tej samej końcówce powinienem inaczej taktycznie rozplanować tor biegu, ale jak się leci na oparach to ciężko o kalkulacje, choć podejrzewam, że biegający tzw bieżnię mają parę recept na takie momenty. Oczekując po biegu na moment ceremonii wymieniliśmy kilka zdań z kolegą Adrianem i kiedy tak stałem obok niego to może dobrze, że nie przejmował inicjatywy w biegu wcześniej, bo gdybym zobaczył jakimi dysponuje warunkami, a poza tym świetnie trzymał tempo to mogło zadziałać na mnie deprymująco i nie było by takiej walki do końca. Ten wyścig tak musiał się skończyć i nie ma co narzekać. Finalnie KB-rebus.pl z Aktywnego Relaksu jako drużyna po raz kolejny wygrał drużynówkę. Klub reprezentowali : Radomska Sylwia , Pacaj Wojciech ,Radomski Kazimierz, Król Dariusz i Chruśliński Zbigniew.
Na metę pierwszy wpadł natomiast tak dla usystematyzowania Dąbrowski Przemysław 36:16 , drugi Zarzecki Adrian 37:42 i trzeci Król Dariusz 37:48.
Wśród pań 1. Szyszko Anna 39:33 , 2.Grabarczyk Monika 46:14 i 3.Mendrzycka Jolanta 47:55
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz