wtorek, 6 maja 2014

Kalkulacje pod dyspozycje ,czyli XXIV Bieg Konstytucji w Stolicy

      


          Pogoda tego dnia załamała się ,coś tak jak moja dyspozycja biegowa. Wprawdzie nie lało, ale sukcesywnie kropiło, no i upału nie było. Udając się na bieg do pokonania autem miałem około 25 km . Było wcześnie i raczej pusto na drogach, jednak tuż przed przekroczeniem granic aglomeracji dopadła mnie pierwsza kontrola drogowa polegająca na wglądzie w papiery i już. Dalej było spokojnie, ale do momentu kiedy byłem już na końcówce zjazdu z mostu poniatowskiego ,kiedy dopadła mnie następna kontrola ,tym razem antydopingowa, bo dmuchałem w trąbkę. Nic nie stwierdzono, zatem utwierdzony  ,że wczorajsze napłynowanie ( nie mylić z nawadnianiem ) się dobrze zredukowało, podbudowany w mig pokonałem ostatni odcinek, by zaparkować pod Torwarem. Odebrałem pakiecik i dysponując jak na te okoliczności masą czasu, flegmatycznie przebierałem się w szatni dla gości, w końcu był to obiekt Pepsi Arena. Moją uwagę przykuł jeden gość do złudzenia przypominający autora książek o bieganiu i kiedy go zagadałem ,to był sam J. Skarżyński. Dziś startował lajtowo, miał robić fotki, a jutro wybierał się na bieg do Gdańska. Po wymianie pozdrowień i będąc już przebranym zasiadłem w korytarzu i czekałem. Spotykałem coraz więcej znajomych. Pogadaliśmy z kolegą Jerzym, moim konkurentem z kategorii , by pół godziny przed startem jednak dokonać delikatnego rozruchu, udając się w stronę startu, będąc zabezpieczonymi przed deszczem folijkami.
        Jako, że ostatnio dopadają mnie jakieś dolegliwości, oczami wyobraźni, widziałem siebie w wersji optymistycznej, że może uda mi się ukończyć na 24 pozycji (w roku ubiegłym byłem 20,stąd ten optymizm) ,która z racji liczbowej zbieżności z edycją biegu miała być jakoś uhonorowana, co z kolei stanowiło element motywacyjny na sprężanie.
       Trasa , w stosunku do ubiegłorocznej, można by powiedzieć ,że została odwrócona i biegliśmy w drugą stronę z atrakcyjnym , wymagającym około półkilometrowym podbiegiem pod Agrykolę, tak w środku dystansu. Po wszystkich zapowiedziach ,przedstawieniach, reklamach , człowiek w kapeluszu strzelił na start i poszło. Pomimo stref czasowych wąskość arterii startowej wprowadzała trochę nieładu i trzeba było uważać. Tu w planie miałem wspólny bieg z kolegą Robertem, którego kiedyś ja goniłem ,teraz on mnie goni. Do 2 kilometra szło nieźle, i to ja miałem go holować, ale on przeholował i dochodząc go, tak po 1 km mówię mu że za szybko, a tu przed nami coraz bardziej wyrasta podbieg, który jak się okazało zweryfikował wielu biegaczy. Potem było łatwiej ,bo łagodniej i sporo z górki, ale nogi miękkie i prędkość jednak trzeba było kontrolować. I tak cisnąc swoje w dość sporych odstępach jednostkowo wpadamy na metę. Po chwili jest kolega przeholowany i pojawia się też kolega Jurek. Tutaj co do lokat jeszcze nic nie wiadomo. Bierzemy po bananie i udajemy się do szatni, niestety oddalonej spory kawałek od mety. Tak na nasze telefony przychodzą sms’y z wynikami.Rezultat pokrywał się z tym co złapałem ,17:54.  No cóż ,kategorię swoją ,jak to się mówi ,ogarnąłem, ale pomimo ,że czas był trochę słabszy od ubiegłorocznego byłem 19, czyli biorąc pod uwagę kalkulację, pobiegłem za szybko, bo będąc 24 , kategoria też ,by była moja. Brak” licznika” zawodników na trasie się zemścił. Utrzymująca się nadal aura zniechęciła nas na powrót w rejon startu, a tam zlokalizowane było tzw. miasteczko biegowe z jego atrakcjami, które już nas nie przekonały i udaliśmy się do domów.
       Jeszcze przed startem od jednego ze znajomych dowiedziałem się ,że w Serocku, jutro jest             „Bieg Wojciechowy” na 10 kilometrów ,drugiej edycji ,a nie było mnie na pierwszej, zatem zapowiedziałem,   że jak wszystko się poukłada ,  zapewne się tam pojawię, tym bardziej zważywszy ,że samopoczucie po dzisiejszym wyścigu było nie złe.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz