wtorek, 13 maja 2014
Różnie, ale kameralnie i w Wieliszewie i Wołominie.
Bieganie już stało się tak popularną formą aktywności ruchowej, że oprócz rozrastających się frekwencyjnie masowych imprez biegowych, przeprowadzanych jest wiele lokalnych zawodów o skromniejszym wymiarze uczestników.Jednak bez poparcia władz działania takie raczej mają mizerny wymiar. Pozytywnym natomiast przykładem takiej inicjatywy są zawody z cyklu "Wieliszewski Crossing" ,którego motorem napędowym jest wójt Gminy Wieliszew pan Paweł, który przykładnie startuje w tych zawodach. Mają one bardzo szeroki wymiar, gdyż najpierw ścigają się rowerzyści ,a potem biegacze w wymiarze junior i masters czyli zabawa sportowa dla całych rodzin. Cykl odbywa się w formule zima ,wiosna, lato, jesień w różnych lokalizacjach promujących oznaczone trasy do tego typu rekreacji. Jeśli chodzi o pana wójta to na rowerze jest w czołówce. My , czyli ja i kolega Kazimierz udając się na wiosenną edycję w sobotę 10 maja precyzyjnie nie sprawdziliśmy właśnie lokalizacji i okazało się dopiero po zasięgnięciu tzw. języka , że imprezy trzeba poszukiwać w Skrzeszewie. Z lekka naprowadzeni na drodze prowadzącej w las wypatrzyliśmy wozy strażackie i to było bingo. Tylko dojechać . Nie było nerwówki ,bo mieliśmy spory zapas czasowy i kiedy dojechaliśmy starty do czasówki rowerowej ledwie się zaczęły, ale szło jak burza i już nie długo pierwsi zawodnicy pojawiali się na mecie. Dzisiejszy start miałem sobie odpuścić, albo jedynie asekuracyjnie zaliczyć, by mieć pole manewru w całym cyklu.
Tak się tylko mówi, jeszcze na początku po starcie się hamowałem , ale po błyskawicznej ucieczce pierwszego załapałem się w następnej trójce, będąc w środku, bo lecieliśmy gęsiego leśną ścieżką, co prawda początek był szerszy ale krótko i pod górkę
. Po kilometrze, może ciut więcej zawodnik biegnący przede mną zdecydowanym gestem ręki dał mi znak bym go wyprzedził i tu zaczął się mój dylemat , czy dalej sprężać się w celu utrzymania kuszącej drugiej pozycji, czy odpuścić i niechybnie dać się wyprzedzić, ale przyoszczędzić sił na niedzielny półmaraton w Białymstoku na który jednak się wybierałem. No i skończyło się tak, że wypracowałem lekką przewagę nad trzecim i cel sam się określił , by nie dać się dogonić, a jutro ? Jutro będzie futro, jak mawiano kiedyś. I więcej chciał , niż nie chciał jestem drugi z refleksją na samopoczucie i dyspozycję, które okazały się nieoczekiwanie całkiem "wporzo".
Tradycji stało się zadość ,bo jak w zimowej edycji i tym razem Kazimierz i ja ogarnęliśmy swoje kategorie, co było takim skromnym dowartościowaniem się.
W drodze powrotnej ustaliliśmy, że w dniu dzisiejszym jeszcze zrobimy spokojne rozbieganie w biegu parafialnym, o którym dość przypadkowo się dowiedziałem. Ale o tym niebawem , bo też warto w nawiązaniu do tematu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz