Po powrocie i obrobieniu się w pracy do 16 trzeba było
ruszać do Palmir. W tym biegu w pierwszej edycji nie miałem przyjemności
uczestniczyć dlatego postanowiłem poznać tą imprezę. Po godzinnej podróży autem
odnaleźliśmy parking na skraju lasu na którym zlokalizowane było biuro zawodów.
Miałem całą godzinę , by załatwić tematy w biurze i ogarnąć się do startu. Już
po samym opuszczeniu auta na parkingu natknąłem się na jednego z faworytów, jak
obstawiałem, Jakuba Pudełko, z którym jeszcze dwa lata temu rywalizowałem. Z
nim była drobna dziewczynka też reprezentantka Entre , jak się później okazało
faworytka wśród pań. W kolejce po pakiet spotkałem jeszcze lokalnego
supermistrza ultra Andrzeja Radzikowskiego, który dołożył mi ostatnio w
Półmaratonie w Błoniu im.Janusz Kusocińskiego.
Bieg dzisiejszy w nazwie ma „Bieg Pamięci” i chodzi o upamiętnienie wszystkich straconych w czasach okupacji w palmirskich lasach. Nasz bieg właśnie mieliśmy kończyć w pobliżu muzeum i cmentarza, na którym właśnie spoczywa, też mistrz biegowy Janusz Kusociński. Wracając do mojej rywalizacji biegowej, okazało się , że ten bieg jest dość mocno obsadzony i umieszczenie się w dziesiątce nie będzie łatwe. Zgodnie z planem mieliśmy wystartować o 18 i prawie tak wystartowaliśmy, bo chwilę później z powodu braku łączności z metą. Z racji, że miałem w nogach poranny wyścig w nogach nie rzuciłem się w jakieś rekordowe tempo, a starałem się nakręcać stopniowo. Początkowo biegłem obok Andrzeja Radzikowskiego, ale to był chwila, bo kolega wyciął ostro z grupką ścigaczy , choć wcześniej też się przyznał do porannej luźnej co prawda trzydziestki. Ale pomyślałem sobie ,co to dla ultrasa ? Po prostu rozbiegano. Okazało się ,że przede mną było dość gęsto. Z racji ,że to było przed wieczorem pogoda nie dokuczała, a i pojawiła się lekka mżawka, co też poprawiło lekko warunki do rywalizacji. Jeszcze chwilę po starcie wyprzedziłem kolegę Daniela Karolkiewicza występującego dziś poza konkurencją w roli zająca dla koleżanki o której wcześniej wspomniałem. Rozpoznawszy swoje tempo nic nie kombinowałem i myślę ,że dzięki temu udało mi się w pierwszej części dystansu paru zawodników wyprzedzić. Po trzech kilometrach miałem 10:56 czyli szału nie było co dawało średnią trochę poniżej 3:40. Czwarty kilometr wyszedł podobnie , bo 3:36 ,a piąty 3:42 , ale tu lekko podbiegaliśmy , co może tłumaczyć te różnicę. Ogólnie trasę trzeba zaliczyć do szybkich. Odnosiłem wrażenie, że cały czas biegnę trochę w dół. Pomimo, że wiodła całkowicie przez las to nie była monotonna , przez wiele łagodnych zakrętów. Nawet chcąc wycisnąć w tym wyścigu , coś więcej nie byłem w stanie i nie wiem, czy za przyczyną porannego ścigania, czy świadomości jutrzejszej rywalizacji. Finalnie okazało się , że stać mnie było na czas 18:10 , co dało mi 12 lokatę.
Zawody wygrał Wojciech Kopeć, którego wypatrzyłem niedługo przed startem i obstawiałem wówczas jego jako potencjalnego faworyta, a tu pretendował też Jacek Wichowski znany mi z zeszłorocznej rywalizacji w Wieliszewskim Krosingu, którego następny etap drugiej edycji czekał mnie jutro. Jacek był drugi , a trzeci Jakub Pudełko. Warto wspomnieć , że na ósmej pozycji z czasem 17:24 zameldował się Andrzej Radzikowski, a ja łudziłem się , że dotrzymam mu kroku. Nie tym razem. Po biegu nie długo po dobiegnięciu ostatniego zawodnika dokonano dekoracji zwycięzców w jednej kategorii open ,oczywiście z podziałem na panie i panów. Odbywało się to pomiędzy budynkiem muzeum, a terenem cmentarza.
W czasie oczekiwania na ceremonię zapoznałem się , co prawda dość selektywnie, ze zgromadzonymi eksponatami. Była też możliwość w specjalnej salce obejrzeć finisz biegu z olimpiady w Los Angeles na dystansie 10 km, gdzie piękne zwycięstwo odniósł właśnie Janusz Kusociński zdobywając złoty medal dla Polski. Moją uwagę przykuła świetna technika biegu naszego mistrza . Biegł niczym Kenijczyk, z taką lekkością. Dla mnie był to bieg z dużą refleksją historyczną i pytaniem, w imię czego tak się stało ?
Tak było w sobotę. Niedziela niebawem ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz