Na fejsie padło hasło ,że w związku z dniem dziecka warto ,by było czymś obdarować przybywającą dziatwę, choć ten dzień przypadał jutro przecież. Zatem ,co kto może fajnego. Że postanowiłem kontrolnie się przebiec to pojechał ze mną zielono biały miś Bemiś ,taka pamiątka jeszcze w oryginalnym szczelnym woreczku foliowym. Taka pamiątka z biegu na Bemowie.
Pogoda już rankiem stawała się letnia. Piękne słoneczko i
jako , że przed południem to nie doskwierało. Po zrzuceniu do wora podarków
tradycyjnie udaliśmy się na od dawna znane miejsce startu.
Kilka standardowych informacji przez megafon i biegniemy. Przy pomniku już z grubsza klaruje się czołówka. Biegnę ramię ,w ramię z Wojtkiem, a do przodu ostro wyciął kolega w pomarańczowej koszulce z napisem citytrail. Już wstępnie przed startem w swoim wewnętrznym rankingu typowałem, go wysoko i nie pomyliłem. Finalnie okazało się ,że to Piotr Książkiewicz tak nas zostawił w tyle. Nadal odczuwałem jeszcze braki spowodowane absencją w treningach, co z kolei było spowodowane przypadłościami chorobowymi i innymi dolegliwościami. Taka kumulacja nieszczęść, które uzbroiwszy się w cierpliwość trzeba przeczekać. Pierwszą pętlę dorównałem kroku koledze, ale już wcześniej uprzedziłem go, że raczej nie czuję tego tempa, żebym dowiózł je do końca. Już na drugiej oglądałem plecy kolegi Wojtka. Dobrze obrazują to złapane międzyczasy. Pierwsza pętla 6:18, druga 6:40 , no i dobieg do mety 5:16. Porównywalne oczywiście są dwie pierwsze pętle stanowiące taki sam odcinek do pokonania. Widać 22 sekundy w plecy. Także z czasem 18:15 byłem trzeci.
Czegoś zabrakło by podjąć rywalizację z kolegą, ale z kolei biorąc pod uwagę ,że jutro wybieraliśmy się na bieg do Sadownego jakieś nieefektywne spinanie się dzisiaj nie miało sensu.
Nie mogłem zostać do zakończenia parkrunowej imprezy, ale później oglądałem to na zdjęciach , i
dzieciaki miały frajdę, a nadwyżka fantów powędrowała do jednego z domów
dziecka w Warszawie. Tym razem też mieliśmy gości z Anglii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz