W ubiegłym roku dokładnie w tym terminie na S były Siemiatycze. W tym roku znalazłem Sadowne i obstawiłem tu występ. Pewnie gdybym był w pełnej dyspozycji to i Siemiatycze bym zaliczył ,jak Kazimierz z Robertem i pojawił się w Sadownem. To była druga edycja tej imprezy. W roku ubiegłym pobiegło tu 53 osoby, a w tym 103, choć organizatorzy byli przygotowani na 150. Start przewidziano o godzinie 13, zatem spokojnie można było tu zdążyć, tak jak moi koledzy. Miejsce startu ,jak i mety zlokalizowane było na rozwidleniu dróg przy starej leśniczówce. Takie fajne klimatyczne miejsce. A pro po klimatu, to dziś pogoda raczej sprzyjała biegaczom, bo okazała się letnią, ale nie przesadnie upalną w granicach 20 stopni. Z tablic zlokalizowanych w sąsiedztwie polany oraz z zainscenizowanego stoiska leśników można było dowiedzieć się o „Jagielskim” lesie i kole łowieckim „Kszyk” oraz zobaczyć spreparowane okazy lisa, jelonka i bobra.
Bóbr zrobił furorę wśród reprezentantów klubu Bóbr Tłuszcz, co jest zrozumiałe . Należy dodać ,że bieg był bezpłatny , co ja upatruję na wielki plus dla wszystkich organizatorów, bo faktycznie propagują aktywne spędzanie czasu. Na linii startu, zarządzono ,że pierwsze ustawiają się panie. No i słusznie , jak ktoś ma parcie na ściganie to i tak będzie miał wystarczająco dużo czasu i miejsca, bo start odbywał się na szerokim rozstaju , a i sam dukt którym prowadził był naprawdę dość szeroki.
Tuż po starcie , choć przez chwilę można było pozagajać panie, by po wyprzedzeniu ich móc pomyśleć o strategii i sytuacji na trasie. Nim skręciliśmy w prawo widać było, że dwóch gości wycięło ostro.
Oni w ogóle mnie nie interesowali. Natomiast ja biegłem w grupie numer dwa. Grupa była cztero osobowa i wszystkich zawodników znałem. Ciągnąłem się raczej za nimi, starając się nie tracić dystansu. A wiedziałem co nas czeka niebawem z relacji jednej z okolicznych biegaczek ,z którą rozmawiałem przed biegiem. Na drugim kilometrze zaczęły się dość wymagające podbieg,i dla utrudnienia z piaszczystym podłożem. To był najtrudniejszy odcinek. Tu z naszej grupy oderwał się kolega Kamil z Tłuszcza, a kroku, ale przez chwilę próbował dotrzymać mu kolega Grzegorz z Zielonki. Jednak przeszacował siły, bo nie za długo wyprzedziliśmy go z kolegą Wojtkiem. W około połowie dystansu Wojtek jakby trochę odpuścił i ja biegłem przed nim . W oddali miałem widok żółtej koszulki Kamila i jeszcze łudziłem się , że może go dogonię. Jednak z każdym kolejnym kilometrem było widać , że moja dyspozycja daleko odbiega od dyspozycji kolegi z Bobrów. To był , na tę chwilę aspekt negatywny, ale równoważony przez aspekt pozytywny, że kolega Wojtek jakoś nie próbował mnie atakować. W pewnym momencie nawet tego żałowałem , bo taka walko współpraca na trasie mogła by zaowocować , jeśli nie dojściem , to chociaż zmniejszeniem dystansu do trzeciej pozycji. Wstępnie wizualizowałem sobie trochę inna końcówkę trasy ale okazało się ,że prowadziła po drodze którą poznałem na rozgrzewce.
Dlatego wiedziałem kiedy można iść na całość , by nie paść przed metą , ale za.;) Na mecie po konsultacjach, z rywalami wyposażonymi w chronometry z gps’ami wychodziło ,że długość trasy to około 9.35 km. Ja z kolei na swoim prostym urządzeniu łapałem między czasy przy niektórych oznaczeniach kilometrowych ustawionych w postaci czerwonych proporców z napisami. I było tak 2km-7:40 ;4km-8:01 ( tutaj widać , że walczyliśmy z górkami );5km-3:57 ;6km-3:54 ;7km-3:45 ;8km-3:24 ; 9km-3:25; 10km-2:08. No i widać , że o ile kilometry były względnie dobrze oznaczone to , że na końcówce zabrakło dystansu do dychy. Ale trasy krosowe mają taki urok, a i tak szacun za oznaczenia. Z gps’em można by konfrontować celność tych ustawień ,ale sądzę, że też i przy użyciu takiego urządzenia dokonywano pomiarów.
Na mecie postarałem się tradycyjnie okazać pełne zadowolenie z biegu pomimo świadomości, że jestem poza pudłem w open, ale na pocieszenie pierwszy w kategorii wiekowej.
W ten oto sposób popsułem trochę szyki koledze Kazimierzowi, bo w naszej kategorii był za mną. Nie miał jednak nic przeciwko, bo nie przeszkadzałem mu dzień wcześniej w Siemiatyczach.
Wracając do Sadownego , na mecie na szyi każdego zawodnika zawisał ceramiczny medal .Po kiełbasianym posiłku z grilla, w czasie którego spokojnie można było opracować wyniki, przystąpiono do dekoracji na leśnym podium. Zawody wygrał Paweł Woźnicki z Węgrowa 33:25, drugi był Łukasz Kowalczyk z Topora 34:39 ,trzeci Kamil Gajewski z Tłuszcza 34:59 , a potem ja 36:17 i tuż za mną Wojciech Skory 36:24. Na koniec rozlosowano wśród uczestników kilka suwenirów i organizator zapraszał na następną edycję.
A w drodze powrotnej ,smaczna nagroda podczas krótkiego postoju w Jadowie. Kultowe, kulkowe lody i spacer po skwerze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz