piątek, 31 października 2014

Serock – miasto przyjazne dla biegaczy.26.10.2014

       
  Po szaleństwach biegowych sobotniego poranka, przyszła pora na niedzielny start w Serocku. To była ,,III Serocka Dycha”, ale można było pobiec krócej, bo na 5 kilometrów, lub łatwiej i krócej, bo 5 kilometrów nordic walking. Start głównego biegu, który osadzaliśmy z kolegą Kazimierzem zaplanowany był na godzinę 14. Chwilę potem ruszali marszerzy, a z nimi kolega Kamil, który postanowił pojawić się z nami na tej imprezie z nastawieniem , by nie przeciążyć się i oszczędzać to swoje kolano. Dzięki temu mógł zapisać się jeszcze w dniu startu, a i opłatę miał trzykrotnie niższą niż my. Wcześniej jak i w poprzednich edycjach ścigała się młodzież, również reprezentanci z Wołomina plasujący się w czołówce.
Pogoda zdecydowanie była lepsza od wczorajszej, bo powyżej zera i bezwietrznie, co pozwoliło nawet wielu wystartować na krótko. Trasa natomiast trudna i wymagająca. Składała się z dwóch pętli i trzeba było zaliczyć fest zbieg, ale i fest podbieg, oczywiście dwukrotnie i wizja tej atrakcji w cienkim świetle stawiała mój występ tutaj, ale warto było to sprawdzić i się przekonać. Pojawiło się kilka znajomych postaci i można już było typować jak będzie wyglądało podium .
My z Kaziem nastawiliśmy się na rywalizację w kategorii ,,junior mocno zaawansowany ‘’ czyli  50+. Kamil natomiast nieśmiało celował w obsadzanej przez siebie konkurencji, co najmniej na pudło, choć tu go nie oferowano w regulaminie. Nie wątpliwą atrakcją dla wszystkich startujących była obecność pani Sylwii Gruchała, która między innymi opowiedziała dzieciom i pozostałym zainteresowanym jak to jest z tym floretem ?

Na szwędanie się i załatwienie rejestracji mieliśmy półtorej godziny, które jednak szybko zleciało i wystartowaliśmy. Strategia z mojego punktu była taka, żeby optymalnie przebiec pierwszą pętlę i rozpoznać sytuację kto zostaje na drugą i czy podejmować jakieś wyzwanie ,czy ciągnąć swoje do końca. Dodatkowym ułatwieniem do zastosowania tej strategii była agrafka , dająca szczegółowy przegląd sytuacji tak w pierwszej jak i w drugiej części wyścigu.
Krótko mówiąc w tym dniu byłem raczej cienki i bez rezerw na jakiś wystrzał, co właśnie uświadomiła mi przewaga pięciu zawodników przede mną . Z resztą biegnących w znaczących odstępach również między sobą. Na drugiej pętli trochę we znaki dali się kijkarze dosłownie idący w grupach i ławą, co znacznie utrudniało ich omijanie. Ale cóż, ci przede mną też to mieli. Właśnie  na drugiej pętli po nawrocie widziałem ,że kolega Kamil w pełnym luzie był w zdecydowanej czołówce wśród kijków, a przede mną była wizja powtórnego podbiegu. Nie wiedzieć czemu , gdy go zaliczyłem na pierwszej pętli to po tak się ,,zźajałem ‘’, że na jego końcówce w drugiej pętli to będę pewnie szedł. Ale nic z tych rzecz, bo gdzieś na ¾ jego wysokości umiejscowił się fotografujący kolega Adam z Serocka.
Jego doping i aparat zadziałały motywująco i było jednak biegowo. Na sam koniec czekało parę zakrętów ,minięcie po prawej kościółka  ,zaraz w lewo jest już rynek i na nim w prawo i prosta do mety. I jest się szóstym. Chwilę czekam na Kazia i Kamila, którzy prawie przybyli jednocześnie. Za metą na każdego oczywiście czekał medal zawieszany przez wolontariuszkę numer jeden i pojemnik na numerki zbierane przez wolontariuszkę numer dwa. Oddanie numerka było istotne o tyle ,że po ceremonii dekoracji losowano fanty pozyskane od lokalnych sponsorów. Jak pamiętam warto jest poczekać. To co mi się podobało to była informacja sms po biegu, którą dostawali wszyscy zajmujący miejsca w kategoriach wiekowych, by mieli jasność i pojawili się na dekoracji. I tu okazało się ,że ja byłem pierwszy, a Kazimierz trzeci w naszej kategorii.

Czyli po wczorajszych dowartościowaniach przyszedł czas na dzisiejsze. Na taj imprezie oprócz wielu znajomych ja spotkałem kolegę z podstawówki, który pomału łapie bakcyla biegowego, natomiast Kamil spotkał biegającą ciocię, którą przywiózł nie biegający wujek. Taki odwrotny przypadek, bo w większości to panie ciągną się na zawody za swoimi biegającymi chłopcami. Wczoraj zdarzyła mi się logistyczna wpadka , bo wziąłem aparat , który okazał się bezużyteczny , bo bez karty pamięci i dziś miałem się poprawić, a tu nic z tego , bo po paru fotkach okazało się, że z kolei karta jest zapełniona. Trzeba było ręcznie pokasować  kilka , by móc zrobić kilka. Taka wpadka, ale na szczęście kolega Adam stanął na wysokości zadania i organizator też coś powrzucał .


Ale to pestka , bo kiedy zakończyły się ceremonie i losowanie , w którym jednym ze szczęśliwców okazał się Kamil ,któremu przypadł młot pneumatyczny, beztrosko wracaliśmy do samochodu zaparkowanego tuż za ratuszem i widzimy rozwalone na oścież jedne z tylnych drzwi. Adrenalina podskoczyła, a tu wszystko na wierzchu . No ,właśnie i pomimo wszystko jest wszystko. Nic nie ruszone. Byliśmy pozytywnie zaskoczeni i szczęśliwi zarazem. Po analizie przypadku ,jak  nic to było moje gapowe, ale też oni nie zwrócili uwagi. I tu przypomniał ,mi się incydent z wiosennego biegu na którym tu byłem . Wtedy beztrosko pojechałem zostawiając plecak z manelami na słupku rynkowym. Zorientowałem się na rogatkach miasta wyjeżdżając, że czegoś mi brakuje. Od razu wróciłem i plecak stał tam, gdzie go zostawiłem. Na bazie tych wypadków snuję wniosek skąd tyle imprez w takim miasteczku. Po prostu, być może stróże prawa nie mają dużo pracy i aby znaleźć im jakąś robotę, to zabezpieczają trasę dla startujących, tym bardziej ,że dzięki obwodnicy niezainteresowani zmotoryzowani  nie psują tu atmosfery.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz