sobota, 4 października 2014

Cztery pory roku-Czwórbój wawerski, 20.09.14

         
Świeża krew w klubie zawsze dobrze wróży, szczególnie jeśli jest zainteresowana. Tak też jest z kolegą Kamilem, który onegdaj trochę kiedyś z nami pobiegiwał , ale teraz zdaje się ma na poważnie plan pewnych wyników na określonych dystansach i zdaje sobie sprawę, że bez konkretnego obiegania samo się nie zrobi. To właśnie on wynalazł tę imprezę i choć był to ostatni jej etap to biegowy . Czyli to co nas interesuje szczególnie ,no i dystans zbliżony do 5 kilometrów też odpowiadający w szczególności koledze. Temat odbywał się na terenach leśnych  w których zlokalizowane jest Centrum Rehabilitacji, Edukacji i Opieki TPD „Helenów” . Naprawdę fajny ośrodek z okolicą. My przedzieraliśmy się, prawie” czołgiem”, właśnie od strony kompleksu leśnego, zasięgając języka od napotkanych biegaczy zarazem posiłkując się mapą z telefonu. Ale jak to las w każdym kierunku wygląda tak samo, ale zapas czasowy skutecznie zabezpieczał nas przed stresem dojazdowym. Główny start poprzedzony był kilkoma wyścigami dla młodzieży na krótszych dystansach. Nasz wyścig miał odbywać się na około jednokilometrowej pętli. Którą w ramach rozgrzewki i rekonesansu pozwoliliśmy sobie zaliczyć.

Pozwoliło to nam wykonać swojego rodzaju rozpoznanie, które z kolei ułatwiło obmyślanie taktyki. Dopełnieniem jej było również uzyskanie od niektórych ze startujących wiedzy o ich możliwościach. Początkowo wyglądało, że raczej nie będę musiał się zbytnio sprężać, jednak po pierwszej pętli okazało się że cały czas miałem „ogona”, który nie odpuszczał.

Nic , tylko trzeba było cisnąć. Na czwartej pętli dysponując jeszcze siłami ,parokrotnie szarpnąłem tempo , by wybadać , a nawet zmęczyć rywala. Jednak on twardo się mnie trzymał, bo tylko słyszałem jego odbicia biegowe za sobą. Po wejściu na ostatnią , piątą pętlę , czułem że jeszcze mam rezerwy siłowe i po jej jednej czwartej przystąpiłem do mocniejszego , ale długiego finiszu. I to była dobra decyzja, bo udało się uzyskać lekką przewagą. Ważne było to, tym bardziej ,że ostatni krosowy odcinek około pięćdziesięciu metrów odbywał się po muldziastej trawie i tu warto było zwolnić dla kontroli podłoża, by się nie kontuzjować. Potem był już tylko krótki odcinek chodnikowy do mety. Plan się powiódł i na metę udało wpaść się pierwszym dodatkowo z satysfakcją , że trzeba było jednak powalczyć. Kolega Kamil zdaje się ,że był czwarty i w swojej kategorii ,też nie ominęło go podium, co stanowiło element dowartościowania w wyzwaniach jakie sobie stawia.
 Podsumowując , miejsce , organizatorzy, atmosfera i sam pomysł imprezy godny pozazdroszczenia dla innych organizacji lokalnych. Pozostaliśmy do końca ceremonii i oklaskiwaliśmy zwycięzców w całej edycji ,a ostatnią konkurencję w której właśnie braliśmy udział poprzedzał jeszcze wyścig rowerowy, jazda na nartach biegowych i pływanie (to zapewne na basenie) oczywiście przeprowadzane w odpowiednich porach roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz