Ten weekend 25/26 października, znów jak to już nie raz bywało w naszym
przypadku, zapowiadał się intensywnie pod względem biegowo startowym .
Zaczęliśmy od parkrun’u w 76 edycji . Atmosfera jak zawsze super. Byliśmy we
trzech, ja Kazimierz i Kamil, jakieś za dwadzieścia dziewiąta, a tu tylko pięć
osób. Kamil debiutował w tej imprezie i z obawą stwierdził ,co tak mało osób,
ale nim się obejrzał wokół nas było ich już kilkanaście. Frekwencja nie
zapowiadała się powalająco, ale można było to przypuszczać, gdyż poranek okazał
się wyjątkowo mroźny , co mogło parę osób wystraszyć jeśli nie przygotowali
sobie wcześniej ubrania na długo. Frekwencja i tak przekroczyła siedemdziesiąt
osób, dokładnie było 79 nie licząc wspaniałych wolontariuszy ,bez których ani
rusz. Z rozmów dowiedzieliśmy się , że część wybierała się później na Narodowy
, gdzie organizowano jakiś bieg rodzinny, ale my tymczasem mieliśmy inne plany, co po parkrunie. Jak się okazało większość przeprosiła się już z leginsami i
bluzami, a nawet kurtkami, co pod koniec wyścigu okazywało się zapobiegliwością
na wyrost. Ale, to takie,, śliwki robaczywki” i trzeba wyczuć dopiero jesienny
klimat. Z racji ,że ostatnio nie czuję świeżości, a i
też coś się robi w między czasie i nie zawsze jest się na pełnej regeneracji
moje założenie było, że ma być dynamicznie ale bez parcia. Zatem nie byłbym
zdziwiony jeśli miałbym parę osób przed sobą. Jednak tak nie było i o dziwo
gnałem pierwszy, co dało mi do myślenia , czy czasami nie przesadzam z tempem (
biegam bez gps ) choć czułem , że nie jest to jakiś szał. Ale dziś to tempo
wystarczało by poprowadzić. Po dość krótkim czasie doszedł do mnie jeden z
zawodników i trasę pokonywaliśmy razem. Dało się zauważyć, że mój partner w
trasie jest w lepszej dyspozycji ode mnie zatem jak już mieliśmy nie cały
kilometr do mety to powiedziałem mu żeby nie oglądał się na mnie i gnał do
mety. No i tak się stało. On pierwszy , a ja drugi z 18:17. Za jakąś chwilę melduje
się Kazimierz jako 16 i tuż za nim Kamil 18. Łapiemy kilka głębszych oddechów i
uciekamy nie czekając na wspólną fotę ,wykonaliśmy zawijkę, bo już o jedenastej
czeka nas następny start. Tym razem w Kobyłce, czyli po drodze do domu, co się
dobrze składało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz