Nie cały tydzień po maratonie w Poznaniu, który zapisuję w
swojej pamięci jako zaliczony,choć na nowej trasie, przyszedł czas, aby się sprawdzić co z moją
szybkością? Wybór był łatwy i padło na parkrun, tym bardziej , że trochę czasu już mnie tam nie było . Sobotni ranek
okazał się dość chłodny, bo w granicach 8 stopni i dość pochmury. Podjętej
jednak decyzji nie zmieniam i jadę . W czasie jazdy na szybie samochodowej
pojawiają się deszczowe krople. Myślę, tego tylko brakowało ? Ale o dziwo po
dojeździe na miejsce, po tej przymiarce do opadu, nie było śladu. Za to było
dużo śladów i dowodów na to ,że to jasień. Sporo opadłych liści i rosa na
trasie. Zatem trzeba będzie być uważnym na poślizgi typu jesiennego. Po
zjawieniu się w miejscu zbiórki spostrzegłem sporo nowych twarzy, a po
luknięciu na ich koszulki doznałem szoku. Na czarnych koszulkach tych osób
widzę znajome mi oznaczenia zaliczenia okrągłej liczby biegów w tej inicjatywie
. Do tej pory powalała mnie pięćdziesiątka, ale tu widzę setkę i nawet 250 w
złotej oprawie.
Wszystko po mału staje się jasne , wizytacja z Anglii i to w jak licznej obsadzie. Nomen omen nawet pogoda według znanych mi stereotypów dopasowała się do angielskiej. Wiedziałem ,że dzisiaj nie poszaleję , a czego mogę spodziewać się po gościach było jeszcze większą zagadką. Dzięki tej sytuacji bieg zapowiadał się interesująco od samego początku, a czego można spodziewać się po Anglikach z ogromną ilością zaliczonych park runów . Po prostu zagadka. Rutynowo, tuż przed dziewiątą znaleźliśmy się na wyimaginowanej linii startowej.
Ruszyliśmy. Początek potraktowałem zachowawczo, choć nawet się sprężałem, ale szybko było wiadomo ,że pierwsza dwójka będzie poza moim zasięgiem. Młodzieniec na czarno i drugi na czerwono, a ja z tyłu z kolegą na biało. Ja w tej sytuacji będę niebieski !
Po pewnym czasie okazało się ,że biały niestety, też jest dziś lepszy, ale ja lecę swoje tempo, które staram się dowieźć do końca i udaje się. Na mecie dowiaduję się ,że wygrał młody kolega z Anglii, ale linię mety przekraczał razem z drugim chwyciwszy go za rękę. Coś w tym stylu, bo znam to z relacji i ze zdjęcia. W sumie taki fajny gest.
Nim wszyscy dobiegli ,namówiony przez kolegę Adama, ruszyliśmy jeszcze z dwoma kolegami na jeszcze jedną pętelkę pod prąd ,w celu rozbiegania. Kiedy wróciliśmy już prawie wszyscy mieli trasę zaliczoną. Ktoś częstował słodyczami, rozmawiano i dzielono się wrażeniami, a pogoda tym czasem klarowała się na słoneczną. Wśród chętnych dokonano jeszcze losowania na hamburgera do zaprzyjaźnionego lokalu i zwyczajowo na koniec było cyknięcie grupowej fotki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz