wtorek, 1 września 2015

II BMW Półmaraton Praski, 30.08.2015

           




Ostatnio, niestety, decyzję o udziale w większych imprezach zdarza mi się podejmować dosłownie w ostatniej chwili. Ma to związek też z tym, że nie szykuję się do zrobienia jakiegoś spektakularnego rezultatu , by rezerwować np. pół roku wcześniej i przygotowywać się. Tak też było w tym przypadku. Przymierzałem się do zeszłorocznej edycji ,ale wtedy wypadł mi mocny start w Błoniu i odstąpiłem od tamtej decyzji i z resztą słusznie. Okazało się , że biorący w niej udział mieli wiele zastrzeżeń do organizacji , Nudna trasa między ekranami, braki wody w miejscach nawadniania, chociażby, a było naprawdę gorąco, co zresztą powtórzyło się i w tym roku. To tak trochę jak z zakupem nowego modelu samochodu, co ma być hitem, a potem się okazuje , że jednak kilka elementów, można by wykonać lepiej. A tu nomen omen BMW sponsor tytularny. Także ja nabyłem produkt już dopracowany, choć z mojego punktu widzenia jeszcze nie do końca .
             
  Ostateczną decyzję o starcie podjąłem w sobotę przed startem w Parkrunie , tym       bardziej ,że miał biec też Wojtek Skory , z którym niejednokrotnie się tu ścigam i była opcja współpracy na trasie. Dlatego sobotnie ściganie potraktowałem wprowadzająco w jutrzejszy start i dystans 5 km pokonałem w 20:38. Po parkrunie z kilkuosobową grupą udaliśmy się pieszo na ulicę Mińską na Pradze, do pół zamkniętego osiedla Soho Factory, jednego ze sponsorów ,gdzie mieściło się biuro zawodów. I tu pierwsza uwaga, że brak było jakieś czytelnej łatwo zauważalnej informacji gdzie kierować się do biura z ulicy. Byłem z grupą w której były osoby , które były w zeszłym roku zatem nie błądziłem. W innym przypadku nic tylko "koniec języka za przewodnika". Samo miejsce wyjątkowo super, a że byliśmy przed otwarciem, to jako pierwsi byliśmy załatwieni błyskawicznie. W zasadzie mogę stwierdzić ,że ten etap odbywał się zgodnie ze standardami jaki możemy spotkać na innych tego typu imprezach. Pakiet startowy dostajemy w worku, który jednocześnie był na rzeczy do depozytu. W pakiecie batonik z ziarnami, jednorazowa odżywka -saszetka tzw. żelek , gąbeczka, trochę sponsorskich ulotek, oczywiście folder informacyjny ( wyjatkowo zwarty, konkretny , czytelny i poręczny ),numer startowy i błękitna koszulka z ciekawego materiału sygnowana przez firmę 4F. Wersja damska ma większy wykrój pod szyją, dla facetów wersja dość wysoka, co może nie każdemu przypasować. Na koniec wodą funkcjonalną Arctik ,można było poczestować się z lodóweczki. No, ale w celu dopełnienia tego wszystkiego musiałem wyskoczyć ze 120 zł. I już jest motywacja , by walczyć o zwrot kosztów. Teraz tylko relaks i jutro warto być przed 8.00, bo start o 8.45, a skarymakrsi umówili się 8.15 przy pomniku do pamiątkowych fotek.
                  W niedzielę bez problemu ,wręcz błyskawicznie, dotarłem w rejon Parku Skaryszewskiego ,gdzie było całe centrum imprezy. Po prostu cała infrastruktura od startu do mety. Rozwiązanie naprawdę udane , park dla ludzi aktywnych . Przypomniała mi się atmosfera z Maratonu w Londynie, gdzie też przedstartowo cała infrastruktura zlokalizowana była w parku.
             




  Jak było umówione, po oddaniu depozytu o określonej godzinie znalazłem sie pod pomnikiem gdzie było już kilka osób, a potem doszło jeszcze kilka. Po kilku fotkach z kolegą Wojtkiem postanowiliśmy dokonać krótkiego rozruchu po znanej nam z sobotnich ścigań alejce. Łatwo nie było ,bo tłoczno się robiło z chwili na chwilę. Trochę slalomem , trochę bokiem ,         udało się. Przed 8.30 postanowiliśmy znaleźć się w naszj strefie startowej ,czyli na 1:25, choć mój plan to 1:24 . Na 1:25 miał prowadzić Bartosz Olszewski, o czym dowiedziałem się zresztą od niego samego, bo akurat spotkałem go udając się do depozytu, a obok znajdowało się stoisko wolontariatu z balonami dla pacemakerów . Tuż przed startem dołączyła do nas jeszcze Patrycja i Jarek biegający w mojej okolicy. Za balonami na czas 1:20 wypatrzyłem jednego z rywali w mojej kategorii wiekowej Andrzeja Leśniewskiego. Ale ja miałem na dziś inny plan.


                  Przed naszym startem, na trasę ruszyły wózki, a za pięć minut nastąpił start biegaczy. Na początku w dość licznej grupie staramy trzymać się razem z Wojtkiem lewej strony, bo na Saskiej Kępie na uliczy Francuskiej ma stać jego żona , by cyknąć fotkę. Wojtek uprzedził ją, że bedzie biegł za balonami z 1:25. Jednak nas trochę ponosiło, tempo było mocniejsze i znaleźliśmy się pomiedzy 1:20 , a 1:25 i tylko mogliśmy panią pozdrowić , bo ją zaskoczyliśmy. Między drugim ,a trzecim kilometrem pozdrawiam mijane panie. Panią Wandę Panfil-Gonzales i Edytę Lewandowską.  Nie biegnie mi się jednak komfortowo. Naciski na pęcherz, zmuszają mnie przed trzecim kilometrem do zejścia z trasy celem pozbycia się męczącego balastu. Oznajmiłem o swoim problemie Wojtkowi i powiedziałem , by leciał równo, a ja potem spróbuję go dogonić. Kiedy doznałem ulgi fizjologicznej, a i psychologicznej, to niosło mnie wyjatkowo lekko . Jednak starałem się nie ponosić. W taki oto sposób znów mijam wcześniej spotkane panie, a koleżanka Edyta stwierdza , że chyba biegnę Galloweyem, że widzi mnie drugi raz na odcinku pieciu kilometrów. Po osiagnięciu piątego kilometra wbiegamy na Wał Miedzeszyński, gdzie po trzech kilometrach była nawrotka. Punkty z wodą do picia i moczenia gąbek, izotonikiem i bananami średnio znajdowały się co 2,5 km. Ze wszystkich starałem się korzystać, bo ciepełko dawało się we znaki. Między szóstym , a siódmym kilometrem miałem okazję zobaczyć ,co dzieje się na czołówce biegu. Ku mojemy zaskoczeniu z dużą przewagą biegnie Artur Chabowski, potem Emil Dobrowolski i już bliżej za nim biegacz z Kenii. Pomyślałem zapowiada się ciekawie. Po nawrotce przed 10 kilometrem i punktem z wodą przyjąłem żelka z pakietu. Był słodki , ale zaraz popiłem go wodą. Tu już dogoniłem Wojtka . Na dyszce miałem 39:28 i refleksję , że może być za szybko. I rzeczywiście był lekki kryzys i czuć było spadek tempa, co prawda lekki ,ale zawsze. Bez paniki czekałem na wchłonięcie się odżywki, co jednak nie następuje błyskawicznie. Jak sobie przypominam, myślę ,że dobrze około dwunastego kilometra dojrzałem mojego rywala z kategorii. Kiedy go doszedłem, zwyczajowo pozdrowiłem, bo jednak się trochę znamy. Kolega powiedział, że trochę przeholował, a ja mu na to walcz do końca. I co dalej ? Trzeba było zrobić dobre wrażenie i się sprężyć , by zobaczył, że ja dysponuję zapasem świeżości . Na szczęście ,żelek najwyraźniej się wchłonął i mogłem dość swobodnie , ale bez szaleństwa zwiększyć separację z rywlem.

Jednocześnie w tym czasie zostawiłem trochę Wojtka, ale myślę ,że zorientował się o co chodzi. Po 16 km podbieg, po 17 nawrót ,za nim wyprzedził mnie z klepnieciem w plecy kolega Gajewski Kamil biegajacy w barwach Bobra Tłuszcz, a jeszcze wcześniej śmignął obok mnie Mati , ten od NB, a miał biec na 1:25, czego nie omieszkałem mu wypomnieć. Po nawrotce, nie ukrywam, że wyraźnie już odczuwałem trudy biegu , a tu jeszcze jeden podbieg, potem przed 19 km ostry zakręt w lewo przed stadionem i kierujemy się na Pragę. Po 20 kilometrze jestem na Targowej, chcę przyłożyć ,jednak nic z tego , lewa łydka daje znane mi już symptomy skurczowe. Także nie ma co pajacować. Lekko odbjam w prawo w Al.Zieleniecką ,by odbić w lewo i zbiec w alejkę prowadząca w dół do mety. Pomimo sympomów staram sie nie tracić tempa, by jednak zrobić swoje i udaje się wpaść na metę.  Mam medal, satysfakcję i taki ładunek emocji ,że pozuję z wolontariuszkami do przesady. Ale warto było, bo za chwilę przybiegł Jarek i mówi , że zaraz będzie Patrycja . Czekamy i jest, Teraz już pozujemy razem. Kiedy uświadamiam fotografów, że jest Mistrzynią Polski w biegach 24h, to sypią się fotki, a my dajemy upust satysfakcji ze świetnych rezultatów.




             
Po wymianie pierwszych wrażeń ze znajomymi i nie tylko udałem się ,pod zainscenizowane kontenerowe prysznice, króre pozytywnie mnie zaskoczyły, choć później mógł być tłok, ale naocznie tego nie stwierdziłem. Dlatego warto szybko biegać. wszędzie jest luźniej. Kiedy wróciłem w rejon mety, jeszcze wiele osób kończyło swoją walkę z dystansem, jednak polana była już dość ściśle zapełniona.



Na przeciwko był podest z lokalizacją podium odzielony od reszt linią trasy z metą , co według mnie nie potrzebnie powodowało szwędanie się po trasie wielu osób, szczególnie ,że to była meta. Tuż po godzinie 12 miały rozpocząć się dekoracje w kategoriach i tu mozna by pomyśleć czy w regulaminie nie wprowadzić nie dublowania się nagród , co dałoby szansę w ramach tzw promocji sportu zaistnieć amatorom. Był problem ze skompletowywaniem pełnych zestawów laureatów, choć każdy powinien otrzymać info sms. Dlatego nie powinno się przeciągać tematu. A upał był jak cholera. Co prawda nie narzekam, bo czas oczekiwania wypełniłem możliwością wymiany zdań z kultowymi postaciami biegów długich.



Doczekałem się swojej kategorii i nagrodę odebrałem z rąk aktora pana Buczkowskiego. Niektórzy z ciekawości pytają mnie co wchodziło w skład nagrody. Zatem wymieniam : plecak (świetnie sprawdzi się do szkoły) ,pas z bidonikami, czapeczka techniczna ,słuchawki do iphona np. i voucher na 3 m-ce do studio fitnes Jatomi i to bby było na tyle. Ostatnia część imprezy to było to ,co można jeszcze bardziej dopracować, jednak ona dotyczy małego ułamka uczestników ,to tak jak dla małego ułamka nabywców auta może nie odpowiada pojemność jakiegoś schowka w nabywanym aucie. Imprezę na pewno polecam i nie żałuję tego zakupu last minut, choć cena jednak nie staje się wyprzedażowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz