czwartek, 17 września 2015

Bieg przez most północny,13.09.2015

     


  I następna impreza z cyklu "tam mnie jeszcze nie było". W dalekosiężnym planie nie miałem tej imprezy, ale z racji bliskości i dostępności numerków niemalże do ostatniej chwili, postanowiłem zaliczyć ten bieg. Start zaplanowany był na godzinę 11.00. Odbiór pakietów do 10.15. , a ja musiałem jeszcze zaznaczyć się obecnościa w pracy o godzinie 9.00. Jako konserwatywny-tradycjonalista zerknąłem na mapę, ale już w google, jak tam dojechać i stwierdziłem ,że spokojnie się wyrobię. Wchodził w grę też wariant podczepienia się do znajomych, ale nie było kontaktu, a ja nie naciskałem. Dojazd okazał się szybki i prawie bezproblemowy, poza zamotaniem się pod mostem. Zastosowałem jednak starą sprawdzoną wojskową metodę zasięgnięcia miejscowego języka. Zatrzymałem jadącego spacerowym tempem rowerzystę i wszystko stało się jasne. Obiekt był w zasięgu wzroku, na pierwszym skrzyżowaniu w lewo. Tak też było. Nie kombinując zaparkowałem na pierwszym wolnym miejscu , a widok kilku szwędających się biegaczy utwierdziło mnie ,że trafiłem. Za chwilę byłem w biurze zlokalizowanym w Dzielnicowym Domu Kultury będącym na obrzeżu Parku Picassa, jak się później okazało ,w którym to stała scena i tam miało odbyć się zakończenie imprezy. Odbiór pakietu odbył się wręcz błyskawicznie, na sali gimnastycznej był depozyt, a szatnie obok. W biurze spotkałem panią Olę Jakubczak, z którą już kilka razy się ścigałem. Upału na szczęście nie było, jednak trochę wiało i przy temperaturze nawet około może 20 stopni odczuwało się chłodzik ,dlatego na rozruch odziałem koszulkę wyrzutówkę. Spotkałem Kasię i Waldka ,reprezentantów Bobrów i razem trochę potruchtaliśmy jeszcze przed oficjalną rozgrzewką w rejonie startu. Tu już pozbyłem się koszulkowego zabezpieczenia. W międzyczasie przywitałem się z kolegą Szymonem, który wyglądało ,że będzie moim rywalem w kategorii wiekowej. Innych nie wypatrzyłem lub byli mi nieznani.
Start odbywał się z ulicy parkingowej z póżniejszymi dwoma zakrętami w lewo wyprowadzającymi nas na główną drogę . Od początku raczej starałem trzymać się kolegi, by rozpoznać temat, na co mnie dzisiaj stać. Wiele z kolei nie mogłem oczekiwać z racji trochę imprezowo zarwanej nocy. Wystartowaliśmy ze strefy vipowskiej, zatem spokojnie ,choć dla mnie trochę za dynamicznie mogliśmy rozpocząć bieg. Po wbiegnięciu na główną, kolega zaczął stosować swoją metodę biegu interwałowego, co jakiś czas przyśpieszając. Z racji ,że nie zaskoczył mnie tym, bo w końcu od ładnych paru lat mamy okazję spotykać się na różnych imprezach, ja biegłem równo swoje, choć jednak musiałem się przykładać. O tym, że początek był dość szybki upewnił mnie też po około kilometrze wyprzedzający nas kolega Jarosław z Warszawiaków, któremu w optymalnych warunkach zapewne nie pozwoliłbym uciec, jednak tym razem skupiłem się na rywalizacji w kategorii. Po około dwóch i pół kilometrze robiliśmy nawrotkę i drugim pasem biegliśmy w stronę mostu. W rejonie startu był punkt z wodą , z którego skorzystałem dla odświeżenia.

Tu już wyprzedziłem kolegę Szymona i starałem sie uzyskać jak największą separację, na wypadek jakiś nieprzewidzianych zwałek na trasie. Po pól kilometrze za wodopojem czekał nas już podbieg scieżką rowerowo-pieszą na most. Taki zakręcik w prawo.
Generalnie już w tym momencie bieg wykonywałem samotnie. O ile pamiętam wyprzedziłem przynajmniej jednego zawodnika, jeszcze. Po wbiegnieciu na most nadal odczuwało się podbieg. Myślałem,że na drugiej części mostu bedzie pochylenie w dół , ale nic takiego nie wuczółem dopiero do momentu oczywistego zbiegu naprowadzjącego nas na pętelkę pozwalającą na powrót na most. Ale teraz,  za to bedzie z górki, pomyślałem. I takie odczucie moje było, nie wiem jak u innych ! Oba końce mostu zaopatrzone były w maty rejestrujace czas. Była lotna premia dla zawodnika najszybciej pokonującego ten odcinek, a przy okazji sprawdzająca pozostałych. Po zbiegu z mostu znów jesteśmy na drodze ,teraz biegnąc w stronę Domu Kultury. Mety spodziewałem się w rejonie startu, jednak trochę złapało mnie zdziwienie, bo jej tam nie było i trzeba było biec dalej, zakręcić w lewo i zbiegając drogą z kostki wpaść na metę zlokalizowaną na wejściu do parku w bezpośrednim sąsiedztwie Kulturalnego Domu. Odcinek od mostu zdecydowanie pokonywałem samotnie i na mecie byłem siedemnasty z czasem 38:18.
Czas bez rewelacji ,ale dający kategoryczne maksimum podiumowej satysfakcji. Po szybkim oporządzeniu się pobiegowym, udałem się do parku, w rejon estrady z podium. Tam spotkałem parkrunową koleżankę i razem pogawędkując ,robiąc kilka fotek doczekaliśmy dekoracji, a w międzyczasie okazało się ,że Eliza pomimo niezadowolenia z rezultatu znalazła się na podium w kategorii wiekowej, co niesamowicie miło ją zaskoczyło dając masę satysfakcji i jak się okazało motywacji.


Mój sms też potwierdził mi moje podejrzenia i też oczekiwałem na podium. Kolega Szymon ,którego zostawiłem przed piątym kilometrem był na drugiej pozycji w naszej kategorii. Stanięcie na podium dla amatora jest zawsze wielką gratyfikacją i wyróżnieniem.
Tak też jest i w moim przypadku. Lubię to. Wielu, którzy na razie jeszcze pracują nad osiągnięciem poziomu podium i nie tylko, niejednokrotnie pyta mnie ,co tam za nagrodę wygrałem. Czasami jest to rzecz trafiona mniej lub bardziej. Ja zawsze podaję taką kalkulację pod tytułem zwrot kosztów. Czyli , czy to , co zaiwestowałem w pakiet startowy i koszty dojazdu w jakiś sposób przelicznikowy zwróci mi się w postaci nagrody. No i tym razem zwrotu nie było, bo voucher na przechowanie opon na Bielanach mało mi pasował ,zatem zwróciłem go fundatorowi, bo nie znalazłem chętnych sam na miejscu. Najoptymalniejszą formą gratyfikacji w chwili obecnej są ,według mnie, karty podarunkowe, najlepiej do dekathlonu. W końcu może kupię sobie sanki lub narty. Dlaczego tam , bo do sklepu biegowego strikte, ogranicza nas dyscyplina, a jak biegacz będzie miał sztangę ,to też ją wykorzysta. Także SzP. Organizatorzy więcej pragmatyzmu z nagrodami, a mostrancje nie muszą być takie duże, albo ,jak już doświadczałem zastąpić je jakąś lokalną twórczością artystyczną . Odsyłam do relacji z Siemiatycz, co prawda zeszły rok ,ale zawsze. W końcu ci z czołówki, raczej nie przyjechali pościgać się tylko dla prestiżu i propagowania zdrowego spędzania czasu, chyba ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz