piątek, 13 czerwca 2014

RunBertów 8.06.2014 i moja druga obecność tamże.

             

Opcji na ten weekend ,żeby spędzić go na startowo było wiele, ale tym razem wybrałem wersję ekonomiczną . Dlatego padło na Rembertów i organizowaną w środowisku Akademii Obrony Narodowej piątkę na atestowanej tym razem trasie. Po prostu było blisko, zatem i szybki dojazd, nie męczący dystans jak i nie męczące wpisowe, nawet realizowane w dniu startu. Pogoda dopisała jak w roku ubiegłym i szykował się upał . Biuro tym razem nie pod namiotem ,a w budynku kantyny zlokalizowane było. Tym razem start i meta zlokalizowane były centralnie na placu apelowym, ja bym go tak nazwał jeśli nim nie jest w rzeczywistości. Po dokonaniu formalności dysponując sporą rezerwą czasową do startu, będąc w przebraniu startowym ,mogłem pogadać ze znajomymi i zrobić dłuższą rozgrzewkę niż zwykle.

 W myśl zasady im krótszy dystans ,tym proporcjonalnie dłuższa rozgrzewka. W moim przypadku podstawą jej było od potruchtania do pobiegania i kilku prób przyspieszeń do których zniechęcała skutecznie temperatura. Rywalizacja na trasie zapowiadała się dla mnie ciekawie, gdyż oprócz Hubercika, z którym jak się spotkamy to się ganiamy, pojawił się też kolega Mariusz ,z którym w ubiegłą niedzielą przegrałem w Wołominie na nieco krótszym dystansie w Wołominie. Był też kolega Jurek z mojej kategorii wiekowej.  Przed startem głównym pościgały się dzieci. Potem przyszedł czas na nas. No i wystartowaliśmy. Zawsze po starcie odnotowuję w swoim samopoczuciu jakiś przypływ energii, którego się obawiam, aby mnie nie poniosło, co wraz z pokonywanym dystansem mogło by mieć fatalne skutki przeszacowania. Tym razem też tak było, bo dosyć długo byłem w bliskim kontakcie z czołówką , która na szczęście zaczęła zwiększać dystans, co pozwoliło ocenić mi ,że jednak nie dałem się ponieść , w przeciwieństwie do kolegi Huberta. Po około półtorej kilometrze dogonił mnie Mariusz, co trochę skonsternowało mnie .Jednak świadom ,że jeszcze kawałek drogi przed nami postanowiłem trzymać się swojego tempa, co okazało się słuszną decyzją. Biegnąc razem dogoniliśmy około 2 kilometra Huberta, po czym pomimo trzymania tempa zacząłem urywać się koledze Mariuszowi, co było dla mnie pozytywnym sygnałem, Jak dobrze pamiętam jeszcze jednego zawodnika udało mi się minąć. Początkowa stawka była rozbita do tego stopnia, że w moim zasięgu okazał się zawodnik na trzeciej pozycji, którego nawet doszedłem i jakiś czas z nim biegłem, jednak na rondzie z wjazdem do Akademii, kolega zaczął mi się urywać, a do mety dobre pół kilometra jeszcze było.

 Pomimo prób dołączenia, nic z tego nie wyszło i na mecie zameldowałem się jednak za nim z lekką stratą odnotowując swój czas 17:38, co na zastane okoliczności i dyspozycję było niezłym rezultatem, choć z lekkim niesmakiem, okraszonym lekcją pokory.

 Zaraz po godzinie dwunastej przystąpiono do dekoracji. Na najwyższym miejscu stanął Jakub Pudełko 16:41, potem Rafał Rusiniak 16:46 i Michał Łosiński 17:33, a do domu ze zdobytą euforią pojechał Dariusz Król, który przegrał z trzecim o tyle, co drugi z pierwszym.
Poważniejszych interwencji służb sanitarnych i porządkowych nie odnotowano !


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz