Znaleźć się tu było łatwo i prosto zarówno dla tych, co
przybywali autami, ale można było dojechać również koleją i wysiąść na stacji
Warszawa Wawrzyszew i po pokonaniu około półtorej kilometra już byliśmy na
miejscu. Z racji ,że jestem z pod Warszawy, a i ranek musiałem zaliczyć w pracy
moim środkiem transportu był samochód.
Była to taka pierwsza impreza ,adresowana do społeczności lokalnej
dlatego oprócz biegu głównego rozbitego na dwa dystanse 5 i 10 kilometrów ale
ze wspólnego startu, było jeszcze kilka biegów na dużo krótszych odcinkach dla
dzieci, w końcu w dniu jutrzejszym Dzień Dziecka. Głównym centrum imprezy był
kompleks hotelowo-konferencyjny,, Boss”.
Tam było biuro zawodów, a na przyległej trawiastej przestrzeni,
znajdującej się na posesji kompleksu była brama startowa będąca zarazem metą.
Wokoło natomiast rozstawionych było wiele stanowisk cateringowych, gdzie każdy
mógł odnaleźć coś smakowitego dla siebie. O godzinie 10 wystartował bieg
główny, po zakończeniu którego był czas na bieganie najmłodszych. Ja
obstawiałem 10 ,zapisując się ,można powiedzieć ,bezpośrednio przed startem i
tu odnalazłem dobrze mi znane postacie Sylwestra Kuśmierza i Sebastiana Polaka
będące poza moim zasięgiem. Dycha miała numerki z tłem czerwonym, a piątka z
niebieskim. Na starcie umówiłem się ze znajomym Adamem biegnącym na piątkę na
wspólne tempo.
Trasa wiodła na dwóch pętlach, w około 70% po drogach leśnych, a
reszta po asfaltowych dojazdówkach. Pomimo dobrego otaśmowania trasy na paru
zakrętach mieliśmy wątpliwości co do wyboru kierunku, do tego stopnia ,że na
pierwszej pętli, jeszcze biegnąc z
kolegą z piątki , musiałem go nawoływać
,bo tak zapamiętał się w biegu, że bez orientacji pognał w lewo , kiedy trzeba
było w prawo. Trójka pierwszych zawodników pognała tak, że ho ,ho, czyli nie
mogli być dla nas pilotami trasy. Dwóch było z dychy i jeden z piątki. Na
początku starałem się monitorować jak wygląda kolorystyka numerów wokół mnie i
gdzieś przed pierwszym kilometrem zostałem dogoniony przez gościa z numerem na
nogawce spodenek i w kolorze czerwonym, co mnie lekko zdeprymowało ,bo to oznaczało ,że
zepchnięty zostaję na czwartą pozycję, a zapowiadało się całkiem
optymistycznie. Wraz z nim minął mnie kolega z grupy PKO, ale na piątkę. Jako,
że to był początek postanowiłem obserwować dalszy rozwój akcji. Jak się okazało
po trzecim kilometrze obaj byli moi, a kolega ,,goły” z numerem dlatego na
nogawce zaczął jednak tracić tempo. Z Adamem staraliśmy się współpracować , co
jemu dawało umocnienie pozycji drugiej, a mnie wypracowanie bezpiecznej
sytuacji na pozycję trzecią. Właśnie prawdopodobnie dlatego kolega biegnąc ze
mną w parze ,zagubił się na jednym z końcowych zakrętów, o czym wspomniałem
wcześniej. Tak czy owak w pewnym momencie musieliśmy się rozdzielić i kolega
odbił w prawo w stronę mety, a ja miałem do pokonania i zaliczenia jeszcze raz
tych kilku leśnych zakątków. Pomimo ,że pozycję raczej miałem nie
zagrożoną, to pracowałem nad utrzymaniem swojego tempa,
by przerobić umiejętność czucia tego tematu pomimo narastającego zmęczenia. Na
swoim zegarku nie łapałem sobie międzyczasu na połowie dystansu, bo w grę
wchodził dobieg, ale ostatecznie czas na piątkę mogłem przyjąć wynik kolegi na
piątkę z którym biegłem.
W drugiej części dystansu już nic szczególnego raczej
mnie nie spotkało, może poza tym ,że na niektórych zakrętach nadal miałem
wątpliwości ,co do trafności wyboru kierunku, a stojąca obsługa wykazywała się
raczej asertywnością . Dopiero kiedy wydyszałem z siebie zapytanie ,,gdzie ?”
raczyli wskazywać drogę . Na szczęście tę właściwą. I tak udało się dolecieć do
mety na tej trzeciej pozycji, co oceniam jako nieźle .Ale horror zaczął się
potem, bo chcąc stanąć na podium musieliśmy cierpliwie czekać do godziny 14.
Choć atrakcji nie tylko cateringowych było wiele, jak choćby stoisko
prezentacyjne Kawasaki czy Fiata, a nawet wcześniej aktywny udział grupy
Spartanów, którzy po startach najmłodszych , tak jak wielu, też zniknęli. No
cóż , jako zainteresowany czekałem do końca, a i tak nie obyło się bez wpadek,
gdyż podium na piątkę nie wiedzieć czemu personalnie odbiegało do stanu
faktycznego na mecie, ale chyba udało się wszystko kuluarowo wyprostować, choć
oczekujących mogło wprawić w zdziwienie. Głównym organizatorem imprezy , jakby
wynikało z napisów na medalach i pucharach była Fundacja Dogoń Marzenia.
Ciekawe, czy impreza przerodzi się w inicjatywę cykliczną ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz