czwartek, 5 czerwca 2014

I Bieg Wawerczyka,31.05.2014


     



            Znaleźć się tu było łatwo i prosto zarówno dla tych, co przybywali autami, ale można było dojechać również koleją i wysiąść na stacji Warszawa Wawrzyszew i po pokonaniu około półtorej kilometra już byliśmy na miejscu. Z racji ,że jestem z pod Warszawy, a i ranek musiałem zaliczyć w pracy moim środkiem transportu był samochód.  Była to taka pierwsza impreza ,adresowana do społeczności lokalnej dlatego oprócz biegu głównego rozbitego na dwa dystanse 5 i 10 kilometrów ale ze wspólnego startu, było jeszcze kilka biegów na dużo krótszych odcinkach dla dzieci, w końcu w dniu jutrzejszym Dzień Dziecka. Głównym centrum imprezy był kompleks hotelowo-konferencyjny,, Boss”.  Tam było biuro zawodów, a na przyległej trawiastej przestrzeni, znajdującej się na posesji kompleksu była brama startowa będąca zarazem metą. 




Wokoło natomiast rozstawionych było wiele stanowisk cateringowych, gdzie każdy mógł odnaleźć coś smakowitego dla siebie. O godzinie 10 wystartował bieg główny, po zakończeniu którego był czas na bieganie najmłodszych. Ja obstawiałem 10 ,zapisując się ,można powiedzieć ,bezpośrednio przed startem i tu odnalazłem dobrze mi znane postacie Sylwestra Kuśmierza i Sebastiana Polaka będące poza moim zasięgiem. Dycha miała numerki z tłem czerwonym, a piątka z niebieskim. Na starcie umówiłem się ze znajomym Adamem biegnącym na piątkę na wspólne tempo.


 Trasa wiodła na dwóch pętlach, w około 70% po drogach leśnych, a reszta po asfaltowych dojazdówkach. Pomimo dobrego otaśmowania trasy na paru zakrętach mieliśmy wątpliwości co do wyboru kierunku, do tego stopnia ,że na pierwszej pętli,  jeszcze biegnąc z kolegą z piątki  , musiałem go nawoływać ,bo tak zapamiętał się w biegu, że bez orientacji pognał w lewo , kiedy trzeba było w prawo. Trójka pierwszych zawodników pognała tak, że ho ,ho, czyli nie mogli być dla nas pilotami trasy. Dwóch było z dychy i jeden z piątki. Na początku starałem się monitorować jak wygląda kolorystyka numerów wokół mnie i gdzieś przed pierwszym kilometrem zostałem dogoniony przez gościa z numerem na nogawce spodenek i w kolorze czerwonym, co mnie lekko zdeprymowało ,bo to oznaczało ,że zepchnięty zostaję na czwartą pozycję, a zapowiadało się całkiem optymistycznie. Wraz z nim minął mnie kolega z grupy PKO, ale na piątkę. Jako, że to był początek postanowiłem obserwować dalszy rozwój akcji. Jak się okazało po trzecim kilometrze obaj byli moi, a kolega ,,goły” z numerem dlatego na nogawce zaczął jednak tracić tempo. Z Adamem staraliśmy się współpracować , co jemu dawało umocnienie pozycji drugiej, a mnie wypracowanie bezpiecznej sytuacji na pozycję trzecią. Właśnie prawdopodobnie dlatego kolega biegnąc ze mną w parze ,zagubił się na jednym z końcowych zakrętów, o czym wspomniałem wcześniej. Tak czy owak w pewnym momencie musieliśmy się rozdzielić i kolega odbił w prawo w stronę mety, a ja miałem do pokonania i zaliczenia jeszcze raz tych kilku leśnych zakątków. Pomimo ,że pozycję raczej miałem nie zagrożoną,   to pracowałem nad utrzymaniem swojego tempa, by przerobić umiejętność czucia tego tematu pomimo narastającego zmęczenia. Na swoim zegarku nie łapałem sobie międzyczasu na połowie dystansu, bo w grę wchodził dobieg, ale ostatecznie czas na piątkę mogłem przyjąć wynik kolegi na piątkę z którym biegłem.


 W drugiej części dystansu już nic szczególnego raczej mnie nie spotkało, może poza tym ,że na niektórych zakrętach nadal miałem wątpliwości ,co do trafności wyboru kierunku, a stojąca obsługa wykazywała się raczej asertywnością . Dopiero kiedy wydyszałem z siebie zapytanie ,,gdzie ?” raczyli wskazywać drogę . Na szczęście tę właściwą. I tak udało się dolecieć do mety na tej trzeciej pozycji, co oceniam jako nieźle .Ale horror zaczął się potem, bo chcąc stanąć na podium musieliśmy cierpliwie czekać do godziny 14.


 Choć atrakcji nie tylko cateringowych było wiele, jak choćby stoisko prezentacyjne Kawasaki czy Fiata, a nawet wcześniej aktywny udział grupy Spartanów, którzy po startach najmłodszych , tak jak wielu, też zniknęli. No cóż , jako zainteresowany czekałem do końca, a i tak nie obyło się bez wpadek, gdyż podium na piątkę nie wiedzieć czemu personalnie odbiegało do stanu faktycznego na mecie, ale chyba udało się wszystko kuluarowo wyprostować, choć oczekujących mogło wprawić w zdziwienie. Głównym organizatorem imprezy , jakby wynikało z napisów na medalach i pucharach była Fundacja Dogoń Marzenia. Ciekawe, czy impreza przerodzi się w inicjatywę cykliczną ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz