poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Karczewski Bieg Szlakami Mazowieckiego Parku Krajobrazowego w edycji VII,1.04.2017

   
        Aby pojawić się na tym biegu skusiła mnie zapowiedź aspektów krajobrazowych, których jednak za mocno się nie spodziewałem, gdyż z autopsji bywania wcześniej w tych rejonach wiedziałem czego się spodziewać .Cisza, spokój , i kompleks leśny z przewagą sosen. A krajobrazy, to może po wdrapaniu się na którąś wiekową i wyrośniętą . Ale to nie nie miały być zawody alpinistyczne tylko biegowe. Miałem obawy, czy trafię na miejsce, ale problemu nie było . Niemalże leśną autostradą podjechałem pod biuro zawodów mieszczące się w leśniczówce z salą edukacyjną jak i zewnętrznymi eksponatami o tychże walorach. Czyli karmniki czy bunkier dla nietoperzy !
       Po cichu liczyłem na słabszą obsadę ,ale się rozczarowałem widząc , Artura Jabłońskiego, Sylwka Kuśmierz, Zbyszka Lamparskiego czy Jacka Gardenera i Tomka Roszkowskiego.

               Z tej stawki odpadł Artur ,bo dzisiaj był asystentem Karoliny, ale pozostali poprzeczkę i tak ustawiali wysoko, a jeszcze po prostu może być ktoś kogo personalnie nie identyfikuję. W priorytecie ustalonym w wyniku tej wizji lokalnej, było dla mnie uplasowanie się przed Jackiem. Gość z mojej kategorii wiekowej zatem założenie realne, a reszta jak wyjdzie. Pogoda okazała się fantastyczną ,ze słonecznymi znamionami lata ,wręcz. Przed startem głównym biegu z deklarowanym dystansem 10 kilometrów , odbyły się wyścigi biegowe dla najmłodszych.

Nasz start uległ półgodzinnemu przesunięciu ,gdyż czekaliśmy na kilku zawodników uzależnionych od pociągu ,który miał jakieś opóźnienie. Doczekaliśmy się i naszego startu. Trasa wytyczona była na jednej pętli i z rozeznania wiedziałem ,że w połowie dystansu jest najtrudniejszy odcinek z podbiegami i piaskowym podłożem. Zatem postanowiłem do tamtego momentu biec dość zachowawczo, tym bardziej ,że do końca nie wiedziałem jak mój organizm z kolei zareaguje na tą letnią aurę. Po starcie , kolega Lamparski wyciął ostro za nim Sylwester i jeszcze kilku zawodników z Tomkiem i ja za nimi .Tu była krótka prosta i zakręt w prawo już na dłuższy odcinek. Ku mojemu zdziwieniu w taj fazie byłem przed Jackiem, z którym miałem zamiar przeprowadzić bezpośrednią rywalizację. Po około kilometrze udało mi się wyprzedzić kolegę Tomka I jeszcze jednego zawodnika. Po nie długim czasie zostałem i ja wyprzedzony przez kolegę Jacka. W wewnętrznej ocenie mojego samopoczucia biegłem dość optymalnie i tempo z jakim wyprzedził mnie Jacek w tym momencie było dla mnie trochę za wysokie. Jednak to był dopiero początek dystansu i postanowiłem się spiąć na tyle ,by nie generować straty do kolegi ,który mnie wyprzedził . W trakcie postanowiłem, o ile będę miał z czego się zebrać , podjąć atak po uporaniu się z tymi podbiegami. Zatem w tej fazie nie było nic innego tylko trzymać tempo i obserwować poprzednika z ewentualną redukcja separacji, bo trochę kolega mi uciekł. Tak jak były obiecane to i pojawiły się podbiegi . Może nie były kolosalnie wymagające, ale potrafiły wybić z rytmy i jeszcze to mieszane podłoże ,to piasek, to korzenie , to igliwie z szyszkami zatem trzeba było być czujnym. Po szóstym kilometrze górki mieliśmy już za sobą ,a ja byłem całkiem blisko mojego rywala.  I kiedy wykonaliśmy skręt w prawo ,znaleźliśmy się na utwardzonej tłuczniem szerokiej drodze, takiej leśnej autostradzie po której dotarłem do biura zawodów. Tu byłem już na plecach kolegi. Wiedziałem,że jest jeszcze trochę dystansu do przebycia i tak wczesne zaatakowanie może później się zemścić, rywal może się zebrać i na końcówce będzie przykra niespodzianka. Jednak oceniłem ,że leci mi się dość swobodnie to wziąłem i kolegę wyprzedziłem i mówię mu ,żeby się podpiął do współpracy bo w oddali widać było poprzednika i może próbować go gonić . Jednak kolega powiedział, że jutro ma zawody i nie skorzysta . Na ile tak było nie wiem i w tej sytuacji nie pozostało mi nic tylko indywidualnie spinać się do mety. Na dzewach były oznaczenia kilometrowe jednak w pewnym momencie się zagubiłem, czy coś przeoczyłem , ale byłem też skupiony na utrzymaniu tempa by później móc przeanalizować jak to wyglądało na trasie.  Z czasem 41:52 zameldowałem się na mecie jako czwarty.
Jak na 10 km i moje poczucie tempa i czasu to trochę słabo ! Jednak kiedy zweryfikowałem dystans okazało się ,że było około 10,8 km na innych gps'ach również ,czyli tragedii nie było. Po biegu można było posilić się grillowanymi kiełbaskami pod specjalną wiatą o drewnianej konstrukcji.



Dodać należy ,że zwyciężył kolega Sylwester z czasem 38:32, za nim był Zbyszek Lamparski i potem Arkadiusz Nowak. 17 sekund po mnie na metę dotarł kolega Jacek. Na samo zakończenie nie dane mi było zostać, nie uplasowałem się na pudło, a za obsuwką czasową wzywały mnie obowiązki służbowe jeszcze .
A to jest to mieszkanko nietoperzy . Wstęp wzbroniony !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz