czwartek, 6 kwietnia 2017

Dublet sobotni 4.03.2017. Górki w Wesołej i Bieg o podkowę w Sulejówku.

           
 Plany startowe ostatnio tworzą mi się same. Jakimś tam priorytetem był start w Wesołych Biegach Górskich w Starej Miłosnej i zaliczenie minimum biegów, by być sklasyfikowanym. Przy okazji sprawdzenie się na wymagającej jednak trasie opartej na pięciu pętlach. Tym razem to był mój trzeci występ i liczyłem na poprawę wyniku chociaż, bo to by prześcignąć Adama z mojej kategorii czy Wojtka z Entre to raczej jeszcze mogę pomarzyć.
Marzenia marzeniami ,ale mój plan na ten bieg opierał się na założeniu jak najdłużej utrzymać się któregoś z tych Panów w zależności od sytuacji. A pogoda w tym dniu wręcz sprzyjała by powalczyć. Zrobiło się wiosennie jednak nie za ciepło ,co było tym atutem. Tradycyjnie pięć minut przed nami wystartowali uczestnicy pokonujący mniejszą ilość niż pięć pętel. Potem ruszyliśmy my. W początkowej fazie zdecydowanie  realizując mój plan musiałem trzymać się Wojtka ,gdyż na celowniku nie było kolegi Adama. Wyjątkowo komfortowo ubywało dystansu ,a oprócz kolegi z Entre przede mną ,do trzeciej pętli biegł jeszcze kolega z Zielonki Grzegorz , który jednak potem trochę osłabł . Pozostało mi ambitnie trzymać się za Wojtkiem. Jednak kiedy weszliśmy na czwartą pętlę postanowiłem go wyprzedzić na długim zbiegu. Przy okazji poinformowałem kolegę, że spróbuję trochę poprowadzić ,żeby nie było ,że tak czaję się za jego plecami. Na długo jednak poweru mi nie starczyło i Wojtek był skazany na liderowanie. W połowie ostatniej pętli do walki włączył się wcześniej nie zauważony przeze mnie , a wspomniany kolega Adam . Wyprzedził mnie wskakując w separacyjną lukę między mnie i Wojtka. To już zrobiła się spora luka . Jednak nim to nastąpiło to dostrzegłem ostro goniącego mnie Adama i pomyślałem, a właściwie zwizualizowałem sobie taki plan, że dokąd dam radę będę się spinał i uciekał, a jednocześnie gonił Wojtka zdając sobie jednak sprawę ,że nie mam szans na dogonienie jego ,jednak myślałem ,że może jak łyknie mnie Adam to siłą rozpędu dojdzie jeszcze Wojtka. Także ostatni podbieg ,zbieg z zakrętem pokonywałem na wielkim wyzipie. Mój plan jednak nie powiódł się ,ale przecież nie to było istotą jego, a to by jak najdłużej odgrywać ważną rolę w tej rywalizacji pomimo w końcu niekorzystnego jej rozwoju dla mnie. W końcu chodzi tu o dobrą zabawę, która jak się okazuje ,staje się czasami ciekawą grą , której wynik czasami może zaskakiwać, jednak nie tym razem. Odnotowany czas na moim M400 to 44:47, czyli poprawiony o ponad minutę z finiszowaniem na plecach kolegów , które poprzednio traciłem z pola widzenia wcześniej.  
      To jednak nie był koniec mojego dzisiejszego ścigania . W drodze powrotnej przejeżdżając przez Sulejówek postanowiłem lekko zmienić powrotną trasę i zahaczyć o stadion. Tam mianowicie miało znajdować się biur i nieopodal start Biegu o Złotą Podkowę Kasztanki Marszałka Piłsudskiego. I tak też było, przy czym ja nie miałem pewności ,czy będę miał zaszczyt uczestniczyć w tej nowej inicjatywie. Okazało się ,że problemów nie było. Wystarczyło uiścić opłatę , która docelowo ma wspomóc klub biegowy z Sulejówka, czyli tym bardziej warto. Po cichu liczyłem ,że obsada nie będzie za ambitna ,co pozwoli mi jakoś zaistnieć w tym biegu, tym bardziej, że mocno czułem rywalizację z wesoły górek. Jednak szybko moje nadzieje zostały rozwiane , gdy ujrzałem kolegę Sylwestra, aktualnie od Markowych Biegaczy. Plan awaryjny zakładał ,tak jak w wielu innych takich imprezach ,zmieszczenie się chociaż w pierwszej dziesiątce. Dodatkowego splendoru zawodom dodawał fakt uczestnictwa w niej naszej , bo był też kolega Kazimierz, z którym czasami trenuję, dobrej znajomej Patrycji Bereznowskiej ,aktualnej mistrzyni w biegach ultra i 24 godzinnych.
 Dzięki spotkanym znajomym zmobilizowałem się do delikatnego rozruchu i rozciągania, co było    wskazane ,bo czekał nas ,choć krosowy to krótki dystans około 3 kilometrowy. Czyli musi być szybko , szybko od początku. Oczywiście obstawiałem swojego pewniaka w osobie Sylwka, znając go z innych wspólnych imprez, szczególnie tego formatu. Start był w sąsiedztwie stadionu i pierwsze około dwustu metrów było po murawie dość szeroko dając możliwość w zorientowaniu się co do możliwości obsady i do zajęcia pozycji biegowej, bo później w przyległym kompleksie leśnym raczej było wąsko. I właśnie wbiegając do lasu już uformowała się czołówka. Wiedziałem ,że tej grupie trzeba odpuścić . Między mną ,a nimi biegł jeszcze jeden zawodnik "biała koszulka". I tego zawodnika wziąłem na cel , by coś powalczyć. Areał tego lasku z jego ścieżkami był nieco ograniczony dlatego, podejrzewam ,wytyczono trasę na dwu pętlach .Większej i mniejszej z finiszem po tej samej murawie ,co początek . Gdzieś w połowie dystansu udało mi się wyprzedzić "białą koszulkę" i wziąłem sobie na celownik biegacza w żółtej koszulce, co pozwalało mi utrzymywać narzucone sobie tempo. Na drugiej pętli nieoczekiwanie obok mnie pojawiła się koleżanka Patrycja, którą pochwaliłem za tempo, bo dla mnie było wymagające, a z kolei koleżanka  w niedzielę miała w planie start w wiązowskim półmaratonie.






Nie zmieniło to faktu, że trochę byłbym zażenowany gdyby dołożyła mi koleżanka. Dlatego to ona stała się teraz moim motywatorem, a ja stałem się jej pacemakerem w ucieczce przed goniącą rywalką. Tam gdzie pozwoliła trasa nawet biegliśmy ramię w ramię, jednak po zbliżeniu się do odcinka finiszowego po murawie postawiłem na finisz . No i muszę powiedzieć, że do samej mety musiałem się sprężać , by być na niej przed dziewczynami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz