Początek biegu potraktowałem zachowawczo z racji na trzy zakręty na krótkim dystansie i jeszcze bieg w grupie, ale kiedy wybiegliśmy na miasto, po przecięciu głównej ulicy Serocka starałem się mieć w zasięgu wzroku kolegę Henryka. Gdzieś około pierwszego kilometra dołączyłem do paroosobowej grupy w której właśnie biegł i postanowiłem się trzymać z nimi. W miedzy czasie odpadł od nas jeden z zawodników. Długi odcinek na piątym kilometrze po głównej drodze na dość otwartej przestrzeni, nie rokował dobrze ze względu na podmuchy wiatru. Muszę stwierdzić ,że już na tym etapie nie czułem potencjału, co niebawem po obiegnięciu ronda objawiło się dalszym jego spadkiem i w konsekwencji koledzy zaczęli separować się ode mnie. Oczywiście po pewnej chwili i złapaniu oddechu starałem się by jednak dystans tan nie zwiększał się, aczkolwiek wiedziałem ,że na gonitwę nie mam co liczyć, bo tempo trzymali równe. Przed nami było jeszcze przebiegnięcie przez teren przy hotelu Narwil, i tu pamiętam , że poprzednim razem trochę się pogubiłem. Mając to na względzie, tym razem starałem się być bardziej czujny. Bogatszy o wiedzę z poprzedniej edycji dość bezboleśnie zaliczyłem ten odcinek, choć pułapką mógł być sam moment przed bramą na tę posesję , gdyż należało skręcić za bramą, a tuż przed nią też był skręt w drogę, co mogło sugerować by w nią skręcić z racji braku jakiejś zagrodki , choćby w postaci taśmy. Ja sobie dałem radę . Inni po namyśle też, co znam z ich relacji. Przy hotelu był punkt kontrolny z matą rejestrującą. Szkoda tylko ,że później w wynikach nie jest uwidoczniony czas w tym miejscu , co byłoby dobrym parametrem porównawczym czy nasze tempo słabło , rosło czy się utrzymało w stosunku do naszych rywali. Pomimo sporej straty do moich uciekinierów starałem zbierać się jednak , by nie generować większej różnicy. Około dziewiątego kilometra trasa prowadziła znów centralną ulicą Serocka, by po kilku set metrach skręcić w prawo, już w stronę rynku . Właśnie ta uliczka podzielona była na dwa pasy, taśmą na słupkach i należało biec , bezpośrednio prawym pasem jednak mnie nie udało się w niego trafić w wyniku wbiegnięcia sporym łukiem w zakręt. Jednak znając trasę w dalszej części nie robiłem z tego tragedii, tym bardziej , że w końcu wydłużyłem sobie dystans, a w tym przypadku chyba raczej nie dyskwalifikują , a i o wyrzuty sumienia nie powinienem się martwić. Pozostał jeszcze do obiegnięcia kwartał zabudowy przy rynku, podobnie jak tuż po starcie, by móc ukończyć wyścig, a raczej bieg, bo na ostatniej części wykonywałem go solo.
Po żwawym przebraniu się i skonsumowaniu tradycyjnej biegowej grochówki, już można było zapoznać się z oficjalnymi wynikami , w których figurowałem na 12 pozycji i w kategorii będąc zarazem jako 4 z czasem 37:04. Tu zauważyć się dało do mojej pozycji włącznie ,aż czterech pięćdziesięciolatków. A nie jeden mi mówił wskoczysz w tę kategorię to będziesz wojował. Na lepiej, w tym dniu stać mnie nie było, ale podwójnemu” dzięki” i tak znalazłem się na podium. Po pierwsze dzięki Markowi Dziegielewskiemu, że był na podium w open, a jest z mojej kategorii, a po drugie dzięki regulaminowi, który wykluczał dublowanie się nagradzania.
Było miło znaleźć się na podium i uścisnąć dłoń lepszym . Oprócz mnie jeszcze znajomi biegacze w swoich kategoriach też mieli tą satysfakcję, a ci co nie stanęli na podium z kolei mieli szczęście w losowaniu sponsorskich nagród.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz