Od dawna korciło mnie żeby wystartować w Hajnówce, ale zawsze było coś. I te zapisy , z błyskawicznie zapełnioną listą. No i jakoś nie wychodziło . Jednak w tym roku na bank, byłem zmotywowany na tak, tym bardziej ,że udział zadeklarowali koledzy Kazimierz i Robert. Mając swoje sposoby zabezpieczyłem sobie gwarancję udziału. Regulamin przewiduje przyjęcie 350 zawodników, jednak finalnie zawsze jest trochę mniej. Różne zdarzenia powodują ,że nawet opłaceni i zadeklarowani nie pojawiają się , a zcedowanie wpisowego w ostatniej chwili nie jest możliwe, gdyż organizator wykupuje imienne ubezpieczenia dla startujących. Moim planem na ten start było oczywiście zajęcie jak najlepszego miejsca w kategorii wiekowej, nawet celowałem w to najwyższe. Wszystkie wskazania na ziemi i niebie jeszcze do środy po południu wskazywały, że jest to do osiągnięcia. Właśnie w środę ,około godziny 14 z kolega Pawłem robiliśmy trening interwałowy mający na celu sprawdzenie dyspozycji i jednocześnie podbicie formy na ten półmaraton. Trening w skrócie polegał na bieganiu odcinków 0,5 km w tempie 3;30/km z przerwami w truchcie też na odcinku 0,5 km . Wszystko powtórzone 10 razy. Oczywiście z rozgrzewką i późniejszym rozbieganiem. Poszło wyjątkowo optymistycznie, tym bardziej zważywszy wcześniejszy, niedzielny start na dychę w Swarzędzu i nie zły wynik tam uzyskany 36:12. Niestety wieczorem wszystko się rozlazło, krótko mówiąc. Zacząłem źle się czuć, z objawami przeziębieniowymi, czyli podwyższona temperatura, w czwartek nawet prawie 39 gorączki , do tego zaczął dołączać ból gardła. Od razu zaaplikowałem sobie polopirynkę i zaraz potem znaleziony gripeks , no i coś do ssania na gardło. Z autopsji wiedziałem, że minimum dwa dni trzeba będzie się z tą dolegliwością mordować, a organizm ulega osłabieniu jak nic. Jeszcze w czwartek i piątek rano mnie trzymało tak, że przez pewną chwilę padły założenia , by zrezygnować ze startu i odwołać zamówiony nocleg i trudno ! Jednak ta pesymistyczna wersja , została odrzucona i wyjazd doszedł do skutku, choć drastycznej weryfikacji uległy plany startowe i zakładały raczej ukończenie i zaliczenie imprezy niż jakąś walkę z rywalami. W czwartek padało. Jeszcze trochę w piątek też, ale tuż przed południem kiedy ruszaliśmy do Hajnówki pomału zaczęło się przejaśniać. Około godziny 14 , bo trochę nadłożyliśmy drogi, dotarliśmy na miejsce. Jednak najpierw zadekowaliśmy się na kwaterze w Teremiskach,bo tam udało się znaleźć coś wolnego. Wróciliśmy do biura zlokalizowanego w parkowym Amfiteatrze , prawie w centrum Hajnówki. Biuro działało od 15 , my byliśmy trochę po, zatem tłoku nie było.
Po pobraniu pakietu, ruszyliśmy na mały rekonesans do Białowieży, skąd miał być start, a i przy okazji zatankować auto , by nie myśleć o tym później. Po dżdżystym poranku pogoda raczej była chłodnawa , ja byłem w ostatniej fazie przeziębienia, a jeszcze dodatkowo przypomniał się ból odcinka lędźwiowego kręgosłupa, który zaczynam powiązywać ze stanami zapalnymi związanymi z przeziębieniami także nawet przez myśl nie przechodziło mi, by robić rozruchy , czy jakieś rozbiegania. Postanowiłem raczej możliwie się zrelaksować i doleczać infekcję. Na brak komfortu na kwaterze narzekać nie mogliśmy. Nawet ogrzewanie chodziło, aż za bardzo jak dla mnie, choć na noc w tym regionie przewidywano przymrozek. Tak też o poranku w sobotę było.
Logistycznie ,trzeba powiedzieć , że jest to wydarzenie dość skomplikowane, choć jak się przekonałem , to dopracowane. Start honorowy odbywa się z Amfiteatru w Hajnówce, potem autokarami zawodnicy transportowani są na start właściwy do Białowieży, o godzinie 12 startują i finiszują w parku przy Amfiteatrze w Hajnówce, po biegu prysznic w nieodległym Parku Wodnym i posiłek obiadowy na stołówce w sąsiadującym zespole szkół , nie koniecznie w tej kolejności, ale ta jest wskazana .
Potem oficjalne zakończenie na scenie Amfiteatru o godzinie 14.30 , a po wszystkim transport autokarami w miejsce Biesiady w Puszczy Białowieskiej. Tak z grubsza w połowie drogi między Hajnówką , a Białowieżą. Dla mnie była to bardzo trafiona lokalizacji, bo jak się okazało nie całe trzy kilometry od mojej kwatery. Nim jednak można było pobiesiadować, trzeba było pokonać , jeśli nie rywali, to na pewno dystans półmaratonu. Na miejsce startu zlokalizowane na parkingu w Białowieży dowiezieni zostaliśmy autokarami ze sporym , ponad półgodzinnym zapasem czasowym . Autokary były równocześnie miejscem depozytu, dla tych którzy wybrali tę opcję pozostawienia garderoby na przebranie po biegu. Ze względu na swoją mizerną dyspozycję, nawet solidnej rozgrzewki nie byłem w stanie zrobić i dlatego trzymałem się złożenia, że wielkiego ścigania nie będzie, choć w duchu łudziłem się ,że się rozbujam. Na starcie wiedziałem gdzie jest moje miejsce w szeregu i nie pchałem się do linii startu. Początek około 2 kilometrów, w tym spinka, odbywał się po Białowieży i już po tej części wiedziałem, że rozbujania nie będzie. Po pewnym czasie od biegnącego młodzieńca po sąsiedzku dowiedziałem się , że gnamy w tempie 4:10. Dogadałem z nim ,że to mi pasuje i wiele zmian nie zamierzam wprowadzać. Czasu do końca było jeszcze trochę , to dowiedziałem się , że mój biegowy partner jest z Hajnówki , walczy w tej klasyfikacji i jest w tej chwili na drugiej pozycji. Na pierwszej był gościu , jakieś 150 metrów z hakiem przed nami, pilotowany przez dwóch rowerzystów.
Po tych informacjach już poukładał mi się scenariusz na dalszy bieg i zaproponowałem koledze, że poprowadzę go na pierwsze miejsce w tej lokalnej klasyfikacji. Zapowiedziałem , że do połowy dystansu trzymamy tempo i obserwujemy rywala. I było nieźle, bo delikatnie redukowaliśmy dystans. Punkty z wodą rozlokowane były na 6 , 12 i 18 kilometrze. Biegliśmy po drodze określanej jako „Trakt Carski”. Taki dość prosty odcinek łączący Białowieżę i Hajnówkę. Dużym plusem tej trasy był równy nowy asfalt dający komfort biegowy. Po zaliczeniu drugiego punktu z wodą mój pilotowany zawodnik lekko osłabł. Ja trzymałem tempo licząc, że odrobi stratę i jeszcze powalczymy o nasz plan. Około piętnastki doszła mnie koleżanka z Warszawy, a wcześniej dołączył zawodnik z Jasienicy, co wywnioskowałem z napisu na koszulce. Następowała taka rotacja w liderowaniu tej grupy do której dołączył w pewnym momencie mój kolega Robert. Z nim powiało świeżością. Poleciłem koledze , by trzymał się pani. Kolega mocno zaczął liderować, jednak też miał chwile słabości , bo dał trochę poprowadzić temat. Po osiemnastym kilometrze, koleżanka lekko została , a Robert i kolega z Jasienica mocno pociągnęli do przodu. Nim to jednak nastąpiło doszliśmy pilotowanego zawodnika na jedynkę w Hajnówce. Tam postanowiłem pobiec w ich tempie, by poobserwować ich plan. Jeszcze będąc z tyły za tą ekipą zmuszony byłem zreprymendować tego zawodnika, bo próbował, a nawet łapał się siodełka pilotującego rowerzysty. Nie wnikałem w sam fakt , że takie pilotowanie, czyli jazda np. przodem przed zawodnikiem ułatwia mu temat poprzez osłanianie od wiatru. Kolega się zreflektował, i myślę, że nie łapał się więcej, dosłownie tych nie sportowych chwytów. Drugi rowerzysta odjeżdżał do tyłu i monitorował sytuację rywali . Stąd wiedziałem , że pilotowany przeze mnie zawodnik spadł na trzecią pozycję, gdyż doszedł go Andrzej Radzymin, twardziel biegowy też z Hajnówki, i pozostaje około 150 m z tyłu. Wracając do 18 kilometra to brakowało mi świeżości i dziwnie czułem , a raczej nie czułem mięśni nóg. Może to wpływ leków jakie jeszcze aplikowałem sobie o piątej rano. Łatwo nie było , bo na dziewiętnastym kilometrze do pokonania był dość długi, bo co najmniej 500 metrowy podbieg. Z mojej strony szału nie było, ale jakoś się wtoczyłem, potem był zakręt już w mieście w lewo . Po lewej mijało się Kościół pw . Św. Cyryla i Metodego, by obiegając park , chyba po trzech zakrętach w prawo finiszować niedaleko Amfiteatru. Zaraz za mną dobiegła koleżanka, zajmując trzecie miejsce w klasyfikacji pań.
Ja byłem ogólnie 31 i fartem trzeci w kategorii wiekowej. Potem wszystko odbyło się tak , jak było zaplanowane. Warto wspomnieć ,że klimat medali , imiennych dla każdego, jak i nagród utrzymany był w duch puszczy i natury.
Dodatkową atrakcja było losowanie wielu drobnych jak i wartościowszych nagród jak rowery, skoki na bunge, czy kolacja w renomowanej restauracji w Białowieży. Pomimo ewidentnego braku dyspozycji i uzyskaniu czasu 1:28.01 udało się stanąć chociaż na ostatnim miejscu podium w kategorii wiekowej, co jest też bezcenne.
Wszystko odbywało się punktualnie i sprawnie. Samo zakończenie określane biesiadowaniem miało miejsce w skansenie folklorystycznym „Sioło Budy „ przystosowanym między innymi w tym celu. Spróbowaliśmy regionalnych specjałów z dzikiem na czele.
Okolice Hajnówki i Białowieży to świetny teren do przeróżnej aktywności ruchowej i co najważniejsze odpowiednio przygotowany.
Zapraszam na film z imprezy ! https://www.youtube.com/watch?v=3cUU3qCnc9s
Gratuluję wyniku! Świetna relacja! Ja w swojej kategorii wiekowej na 28 zawodniczek byłam dopiero 14. :-) Pozdrawiam! Anna Malinowska
OdpowiedzUsuń