sobota, 31 października 2015

Spadające liście i spadająca forma. Parkrun # 126. 24.10.2015.

Po prawie dwumiesięcznej absencji w startach na Parkrunie nastąpił najwyższy czas, by się tu pojawić. Zdecydowanie pojawić ,gdyż ściganie raczej nie wchodziło w grę z powodu ciągnącej się przerwy w robieniu kilometrarzu z powodu ciągłej dysfunkcji lewego kolana. Jednak totalne zminimalizowanie aktywności biegowej na przestrzeni miesiąca już zaczęło przynosić odczuwalne efekty poprawy, stąd moja decyzja ,by sprawdzić temat trochę w żwawszym biegu. No i padło na parkrun w 126 edycji na Skaryszaku. Pogoda tego poranka sprzyjała pobieganiu, bo było lekko poniżej 10 ° z wychylającym się słonkiem, czyli pogodnie. Moje pojawienie się tu było zmobilizowane również chęcią sprawdzenia nowego nabytku w postaci Polara M400, a szczególnie opcji Gps, gdyż do tej pory w moich chronometrach, takowej brakowało. A w końcu skusiłem się na ten zakup, bo finalnie wyniósł mnie 90 zł. Taka tranzakcja pro motywacyjna, ale o tym innym razem. Kiedy zbliżał się czas startu poustawiałem w M400 co umiałem i za chwilę ruszyliśmy. Trzech zawodników, w tym Wojtek, zdecydowanie  wyszli na czoło i za nimi" Czarna Pantera". Ja zdając sobie sprawę z aktualnych możliwości i wzmożonego monitoringu w zakresie odbieranych bodźców z mojego kolana ,nie starałem się im sprostać.
Jednak po około kilometrze dogoniliśmy" Czarną Panterę". Dogoniliśmy, bo słyszłem za sobą co najmniej jeszcze dwie osoby. Jednak po upływie pewnego dystansu "Pantera" jednak mi uciekła i powstała dość spora separacja do grupy prowadzonej przeze mnie. Zdawałem sobie sprawę ,że pewnie goście za mną się wiozą.
Zastanawiałem się kiedy zaczną mnie brać. I stało się to, o czym myślałem ,na niecały kilometr przed metą. Śmignął mnie jeden, a drugi jeszcze się czaił. Dopiero po zakręcie na ostatnią prostą i on mnie cyknął. Próbowałem podjąć walkę, ale bez efektywnie to wyszło. Jedynie to, uniemożliwiło dogonienie mnie "Człowiekowi w Kominie".






Złapany rezultat to 18:18 i siódme miejsce. Czyli bez szału, ale takie były założenia. Pewnym utrudnieniem na trasie były zalegające liście ,które mogły skrywać pod sobą nierówne półapki w trasie, a takowe niestety tu występują. Mając to na uwadze raczej trzymałem się środka trasy i wszystko odbyło się bez przygód. No a M400 nie złapał Gps, co było moim błędem, gdyż nie dałem mu na to czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz