niedziela, 1 listopada 2015

NW zamiast biegania.Serock 25.10.2015.


To była już XIII edycja Biegu Niepodległości w tym urokliwym miasteczku. Miałem oczywiście chęć pościgać się na znanej mi trasie, ale nie spieszyłem się z zapisem i limit miejsc stopniał do zera. Jednak zbytnio mnie to nie załamało , bo nadal ciąży nademną kontuzyjne kolano. Pomimo to, postanowiłem jednak odwiedzić to miejsce w tym terminie. I mało tego wystartować ,co prawda na dystansie 5 kilometrów, pomimo braku zapisania. Możliwe to było ,bo wybrałem wariant Nordik Walking, do którego na listę wciągnąć się można było w dniu startu.


Kiedyś miałem jakieś potyczki z kijkami, jak to NW się potocznie określa, dlatego ten start potraktowałem jak taki cross training, czyli inna dyscyplina od uprawianej na co dzień. Wielu spotkanych znajomych liczyło ,że się pościgamy. Niektórych , spotykanych w czasie rozgrzewki, uprzedziłem o innej dyscyplinie, a niektórych wkręcałem ,że pobiegnę niesamowicie ostro tak dla odmiany, by zobaczyć na trasie ich zaskoczone miny. Była taka szansa , bo na trasie jest agrafka i na drugiej pętli biegacze doganiali marszerów. Tuż przed samym startem poprzypominałem sobie trochę prawidłowe sekwencje ruchów i koordynację, by nie odstawić jakiejś parodii tuż po wystrzale startera.
Dla tych ,co tego nie próbowali wydaje się to banalnie łatwe. Jak się patrzy z boku może tak, ale iść prawidłowo zgodnie z regułami obowiązującymi na zawodach, już może być gorzej. Dlatego tu, organizator nie wprowadził żadnej klasyfikacji w tej konkurencji, co było słusznym posunięciem, bo sam widziałem kilka osób kwalifikujących się , delikatnie to ujmując, do upomnienia sędziowskiego, a tak wszystko odbywało się w formule mocnej rekreacji ruchowej. Startowaliśmy dość późno , bo jak pamiętam chyba 14.02, bo o czternastej ruszyli biegacze. Jednak przed biegiem nazwanym głównym w tym dniu, odbywało się wiele biegów dla młodzieży w różnych kategoriach.



         
 Na starcie zgromadziła się dość liczna grupka amatorów tego NW z widoczną przewagą pań. Biegaczy oczywiście było znacznie więcej, bo prawie 300 osób, zgodnie z zapowiedzianym limitem organizacyjnym. Ale co tu gadać ,trzeba było maszerować. Po starcie zdecydowanie moją uwagę zwróciła młoda para ,widać że, uprawiająca tę dyscyplinę , bo szło się im lekko technicznie , czego nie można było powiedzieć o starszym panu, który próbował dotrzymać im kroku. Ja przez kilkanaście początkowych metrów wchodziłem w rytm, by później dogonić ich i mieć z kim pogadać w trakcie marszu. To taka przewaga NW nad bieganiem, może być więcej gadania. Z resztą ta pani była trochę zdziwiona, że mogę tak regularnie nadawać, to wyjaśniłem jej ,że moją koronną dyscypliną jest bieganie i stąd ten tlenowy bonus.

Nasza czteroosobowa czołówka zdecydowanie powiększała dystans od pozostałych. W trakcie w żrtobliwej formi zaproponowałem panom, byśmy zachowali się przed metą z fasonem i by nie przychodziło nam do głowy, wyprzedzanie naszej przewodniczki. W taki oto sposób można było bezstresowo maszerować do końca. Na wcześniej wspomnianej agrafce, mogłem wystąpić w roli dopingującego biegaczy, a zarazem obserwatora rozwoju sytuacji na nie całe trzy kilometry przed metą. I było widać z jak dużą przewagą znajowy Przemysław , ciągnął do mety. Profil trasy dla biegaczy jest raczej wymagający, bo kilka zakrętów, ostre zbiegi i dość długie podbiegi. Do tego różnorodność podłoża, kostka, asfalt mogą mocno zweryfikować końcowe rezultaty.

Biegałem na tej trasie to wiem z autopsji. Po prostu taka atrakcyjność trasy. Biegacze dobiegali, my natomiast domaszerowaliśmy zgodnie z ustalonym planem, pani przedem potem panowie.
Przez cały czas pogoda sprzyjała sportowcom, jednak z każdą chwilą kiedy zbliżaliśmy się do oficjalnego zakończenia z dekoracjami i losowaniem kilku fantów, zaczynała się łamać i rozpadało się. Co prawda nie lało, ale deszczu wystarczyło, by nad Serockiem w niedzielne październikowe popołudnie pojawiła się tęcza. Wracając jeszcze do NW to osiągaliśmy tempo w granicach 6min/km, co pozwoliło uniknąć tłoku po grochóweczkę. Na deser natomiast udałem się rekonensasowo do pobliskiej cukiernio-kawiarenki, gdzie kalorie uzupełniłem orzechową babeczką i popiłem czekoladą. Miejsce mi znane z ubiegło poprzednich tu startów, jednak było w innej lokalizacji, choć też przy rynku. Jednak teraz w nowocześniejszej odsłonie. Kawiarniane umilanie sobie czasu pozwoliło nam doczekać , aż do losowania, w którym to szczęścia zbrakło, a byli też tacy ,których wylosowali ,a ich zbrakło. Nie wymienię , by ich nie denerwować. Nordik Walking w tym dniu wydał mi się takim roztruchtaniem, jednak  na parę kolejnych dni dał się  odczuć przepracowaniem mięśni pośladkowych, co mocno mnie zdziwiło .


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz