wtorek, 2 września 2014

V Bieg Bobra-8888 m

Nie pamiętam dlaczego ,ale w pierwszej edycji tego biegu ,pomimo że w sumie odbywał się nie daleko od mojego miejsca zamieszkania, po prostu nie byłem. Począwszy od drugiej edycji już ścigałem się na wszystkich następnych. Tegoroczna edycja 30 sierpnia, pod pewnym względem była nie pełna. Nie pełna , bo zabrakło inicjatora tego biegu Stanisława Stolarczyka, który opuścił ziemski padół niespełna miesiąc wcześniej, przegrywając walkę z chorobą. Chociażby dlatego ,by oddać swoisty hołd Stanisławowi nie mogło mnie tam zabraknąć. Dla tego wszyscy przed startem uczciliśmy Go minutą ciszy. Bieg odbywał się o godzinie 12, ale z samego rana niebo jakby płakało na wspomnienia o naszym koledze. Jednak później wypogodziło się i już dojeżdżając nie pamiętałem o deszczu. Będąc trochę wcześniej mogłem poobserwować wyścigi najmłodszych grup, wokół stadionu piłkarskiego po murawie, po której i my mieliśmy finiszować, jednocześnie startując z ulicy, a nie z bramy obiektu sportowego jak to było w poprzednich edycjach. Samą trasę można opisać w prosty sposób . Asfaltowy dobieg do kompleksu leśnego , po którym wykonywaliśmy dużą pętlę stanowiącą większą część dystansu i powrót również asfaltem w dużej części tym co na początku. Ze względu na różnorodność podłoża w lesie trasa dla mnie ,  i myślę że nie tylko, jak zwykle była wymagająca. Pierwsza trójka oderwała się od całości jeszcze na asfalcie . Ja biegłem w asyście kolegi Adriana z Bobrów, który dołożył mi na ostatnich metrach w Kruszu.              Po wbiegnięciu do lasu dołączyła do nas koleżanka Ewa , i w tej grupie biegliśmy tak do około 5 kilometra kiedy to urwał się mocno kolega Adrian, a w międzyczasie doszedł do nas kolega Wojtek, by po pewnym czasie wyprzedzić nas i udać się w pościg za Adrianem. Koleżanka Ewa widziałem, że nie bardzo chce puścić chłopaków i też szarpnęła, ale za niedługo zrezygnowała i po asfaltówce biegliśmy razem widząc plecy uciekinierów. Nasza współpraca w pogoni jednak zdała się na nic i finalnie ja jako szósty przed koleżanką wpadłem na metę. Scenariusz tej końcówki był w dużej mierze   do przewidzenia. Kolega Adrian, wszechstronny młody triathlonista, a z kolei kolega Wojtek jak się okazało już naciskał na mnie w biegu „Nocny Marek”. Nie wiem jak bym pobiegł nastawiając się na ten bieg, bo na jutro tak na 80% miałem zamiar startu w „Wielkiej Ursynowskiej” na torze służewieckim, co po nim się ścigają koniki. Też fajna, nie droga ,a zarazem szczytna impreza. Nie bez znaczenia w wyścigu Bobra było to , że znacznie uważniej biegłem po terenie leśnym, bo do końca nie mam powrotu pełnej dyspozycyjności prawego stawu kolanowego. Wyjątkowo podium w wielu kategoriach opanowane było przez lokalnych biegaczy.


Nadmienić trzeba ,że tak jak w poprzedniej edycji wygrał Przemek Dąbrowski, czasami zasilający nas w drużynówkach. Bieg ten rządzi się swoim regulaminem i swoimi kategoriami i w jakiejś kategorii byłem drugi. Aha ,w kat. M 2, ale jaki to przedziały wiekowe nie wnikałem. Po ceremonii wszystkich , co się uplasowali rozlosowano sporo różnych funkcjonalnych , w większości biegowych rzeczy. Wspomnieć należy , że po biegowego cateringu wiele innych imprez może Bobrom tylko pozazdrościć. W łeb wzięło moje trzymanie linii i nie oparłem się pokusie wchłonięcia kilku kawałków ,bo różnorodnego ciasta w stylu jak u babci. Po prostu palce lizać. Koledzy z Bobra Tłuszcz naprawdę dobrze sprostali zadaniu pomimo braku mentora, który za pewne czuwał nad wszystkim z góry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz