sobota, 7 marca 2015
Wiązowna, udany półmaraton w całokształcie.1.03.2015
Postanowiłem się tu pojawić trochę za namową kolegi Kazimierza, a potem trochę z chęci stanięcia na podium, oczywiście w kategorii wiekowej, w tej imprezie. Oprócz namowy były oczywiście wspólne treningi , ale wg. planu wyszperanego przez kolegę. Ja oczywiście niektóre elementy modyfikowałem pod swój poziom, ale sporą część mogliśmy realizować wspólnie , co zdecydowanie ułatwiało i uatrakcyjniało treningi. W Wiązownej miałem okazję startować parę razy i doświadczać i wspominać głównie to , z czego ten wyścig słynął i czym zachodził w pamięć wielu uczestnikom. Mianowicie przylgnęło do niego określenie w mordę wind. Dlatego, gdyż dużą część dystansu pokonuje się wśród odkrytych pól, a w tym późno zimowym okresie potrafiło być i zimno i mokro, to na dodatek uciążliwie wiało w twarz . Wiało tak specyficznie, że po wykonaniu w połowie dystansu nawrotki sytuacja na określonym odcinku niestety nie ulegała wbrew pozorom poprawie. I tego obawiałem się najbardziej. Człowiek z wiekiem staje się trochę bardziej wygodny i marudny. No i jakby na moje życzenie dzień startu okazał się wyjątkowo łagodnym , jak na tę porę roku i to miejsce. Temperatura w momencie startu około 6 stopni, a i czasem uśmiechało się słoneczko, no i nie było tego dmuchania.
Można powiedzieć , że po pewnym regresie , spowodowanym głównie zaporowemu wpisowemu, jakiemu ulegała ostatnimi laty ta impreza wszystko uległo poprawie. Dlatego też i mnie tam ostatni brakowało. Jako ,że planowałem powalczyć w wiekówce, to poddałem wcześniej analizie listę startową , by wiedzieć czego się spodziewać i znalazłem dwóch znajomych mi zawodników z którymi poważnie przyjdzie mi się liczyć. To był kolega Zenon z Kielc i kolega Mariusz z Kobyłki. Na starcie szybko odnalazłem się z Zenkiem , natomiast nie wypatrzyłem Mariusza, ale to i tak wystarczało. Z racji planowanego czasu , około 1:20 , stałem blisko startu, ale i tak po ruszeniu trzeba było uważać na przetasowania, a ja dodatkowo miałem an celowniku kolegę z Kielc. Początkowo biegłem w dość bliskim dystansie za nim. Przy oznaczeniu pierwszego kilometra, który udało mi się zauważyć, zerknąłem na wskazania stopera i 3:36, co jak dla mnie w perspektywie całego dystansu było za mocno, zatem spokojnie zwolniłem pozwalając na większą separację mojego rywala. W między czasie dogoniłem zgrabnie biegnącą panią Agnieszkę z Poznania. Tak się składa ,że miałem okazję poznać w necie poziom jaki reprezentuje, zdecydowałem się dołączyć do wpólnego pokonywania dystansu. Oczywiście zapytałem się , czy nie będę przeszkadzał i uzyskawszy zgodę zastanawiałem się jak długo będziemy razem ? Muszę powiedzieć , że biegło mi się dość swobodnie i nawet dość sprawnie pokonać wzniesienia przed nawrotem. Zbliżając się do nawrotu można było zdobyć przegląd sytuacji , co się dzieje i jak układa przed nami. Mój rywal , niestety miał przewagę około 150 m. Jednak nie traciłem nadziei ,tym bardziej, że nie odczuwałem jakiś złych symptomów i nadal noga szła równo. Około 12 kilometra zauważyłem , że moja partnerka z trasy zaczęła się spinać i odbiła ode mnie zwiększając stopniowo przewagę. Na pocieszenie widziałem , że plecy ściganego kolegi jakby były nieco bliżej, co mobilizowało mnie dalej. Mogłem zaobserwować jak pani Agnieszka łyknęła też kolegę, czego jej pozazdrościłem i dalej robiłem swoje widząc, że jakiś go kryzys dopadał. Jednak na około 2 kilometrów do mety o świeżości to i ja mogłem tylko marzyć, ale nadal ciągnąłem by jak najmniejszą mieć stratę , bo o dogonieniu raczej nie było mowy realnie biorąc moje możliwości tego momentu. No chyba żeby kolega padł ! Ale jak znam jego to nie wchodziło w rachubę. Na tym ostatnim odcinku zdublowaliśmy jeszcze jednego sponiewieranego zawodnika, by już samotnie , bo w dużej separacji wpadać na metę ze swoimi rezultatami.
Na mijanym zegarze przy mecie kątem oka zauważyłem , że podstawowy plan zejścia poniżej 1:20 został osiągnięty. Moje przypuszczenia , co do lokaty w kategorii wiekowej i z podaniem precyzyjnego czasu 1:19,32 potwierdził sms. Z kolegą przegrałem 18 sekund. Po analizie , w drugiej części cały czas niwelowałem stratę jednak zbyt wolno, ale łatwo to teraz stwierdzić. Oprócz osobistej satysfakcji , była też koleżeńska, bo koleżanka Patrycja Bereznowska z kolei wygrała swoja kategorię wiekową, chyba nawet z życiówką. Kolega Kazimierz też plan zrealizował rozmieniając zdecydowanie 1.30. Zadowoleni byli też ziomkowie, startujący na dystansie 5 km, co rozgrywano chwilę po naszym starcie.
Tu nasza koleżanka Ewa Chreścionko, zrobiła życiówkę 16:45 gwarantującą wygraną w kategorii pań. Podsumowując za całokształt, impreza stała się godną polecenia szczególnie , że jest na początku sezonu, a po dwóch spadkowych frekwencyjnie edycjach w tym roku odnotowano zdecydowany jej wzrost. Czyli można ? Można !
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz