Tego startu odpuścić się nie dało. Brakowało mi jednego
biegu do końcowej klasyfikacji i teraz można było , a nawet trzeba dokonać
chcąc się klasyfikować. Plan na dzisiaj był trochę artystyczny, bo pytany jak
dziś pobiegnę , odpowiadałem , że ładnie. Miałem raczej na myśli stronę
wizualną niż osiągnięciową. Choć
wczorajsza Falenica nie była maksymalnie waleczna, mogła jednak pozostawiać
jakieś ślady zmęczeniowe. Jednak na dziś w aspekcie perspektywy startowej w PM
Warszawskim, zgodnie z założeniami kolegi Kazimierza mieliśmy po zawodach
dokręcić jeszcze co najmniej dziesięć kilometrów, a przed startem zamierzaliśmy
zaliczyć ,co najmniej piątkę rozruchową. Jednak to przed startem skróciło się
do trójki z racji naszego późnego przybycia.
Kontrole policyjne jednak zajmują trochę czasu, a takie dwie właśnie się
do tego przyczyniły. Na szczęście bezbolesne w skutkach, choć dobra pogoda kusiła do podgonienia. Właśnie
dzisiejsza aura była znacznie fajniejsza od wczorajszej i choć słonko często
chowało się za chmury to temperatura dochodziła do 9 stopni, co dobrze wróżyło
dla rywalizacji startowej. Start do niej nastąpił zwyczajowo o godzinie 11.
Pomimo wcześniejszego rozruch nadal nie wiedziałem na co mnie stać. Oczywiście
trzymałem się planu i zdecydowanie kładłem nacisk na walory estetyczne ruchu w
pierwszej kolejności , a w drugiej bacząc na rywali. Kiedy to estetycznie
miałem ich na szczęście za sobą, po wyjściu z pierwszego łuku mniejszej pętli,
kiedy to się trochę stawka przerzedziła biegłem z dwoma zawodnikami o zbliżonym
tempie, a i etetyce biegu do mojej.
Wyczułem ,że tempo jest dość wymagające,
ale współpartnerzy i dbałość i sztukę pozwalało na constans tempa. Po drugim
kilometrze koledzy trochę mi się rozjechali. Jeden zdecydowanie pociągnął
mocniej, drugi trzymał tempo, które jednak wahnęło się w dół w moim odczuciu i
wyprzedziłem go. Według oznaczeń kilometrowych na trasie łapałem sobie
międzyczasy do późniejszej konfrontacji w odniesieniu do samopoczucia. Na
ostatnich dwóch kilometrach tłoku nie było, ale udało mi się dojść jeszcze paru
zawodników , co dodatkowo motywowało i zdecydowanie czułem ,że z walorami może
było słabiej niż na początku ale z tempem nie koniecznie. Pokonując metę , czas
bardzo delikatnie powyżej 18 minut. Oficjalnie w wynikach netto wyszło 18:01,
co okazało się najlepszym moim rezultatem w tym cyklu. Trochę mnie to
zaskoczyło, w świetle ostatnich dni treningowo startowych, ale i podbudowało.
Uzyskiwane międzyczasy to 3:34 ,3:41,3:39,3:32 i 3:38. Czy można było lepiej ?
Pewnie tak, ale czy by było ładniej ? A może ładniej jest kluczem dla lepiej ?
Trochę takich dywagacji przed ruszeniem w zaplanowane dokręcanie kilometrów po
młocińskiej trasie. Była okazja na podsumowania w biegu, tym bardziej , że na
początku towarzyszył nam jeszcze kolega Grzegorz. Zatem wyszło całkiem
przyzwoicie, bo w zeszłym roku w mojej kategorii triumfował kolega Kazik, a w
tym roku godnie zastąpiłem go ja. Jeszcze czekamy na wyniki w rywalizacji
drużynowej, gdzie dużo sobie nie obiecujemy zważywszy na perturbacje z
jednolitym wpisem zgłoszeniowym nazwy drużyny. Ale niebawem pewnie wszystkiego
się dowiemy.
czwartek, 19 marca 2015
wtorek, 17 marca 2015
Następny cyklowy finał. Falenica w XII edycji, 14.03.2015
Wiosenna pogoda, przy
przelotnie mżącym deszczyku, jednak nie odstraszyła tłumów biegaczy , zważywszy
przelotowość tej trasy. Tylko na długim dystansie 10 km i w serii szybszej
ukończyło go 310 osób. Bieg ten nie wchodził już do podsumowań kwalifikacyjnych
,a jedynie uprawniał do otrzymania pamiątkowego cyklowego medalu, w przypadku
jeśli komuś brakowało kompletu startów. Motywacją dodatkową dla licznie
przybyłych było właśnie oficjalne, rzec by można , zakończenie z wręczeniem
symbolicznych nagród i oczywiście pamiątkowych ,imiennych medali. Dla wielu
zatem był to bieg raczej rekreacyjny, choć znaleźli się i tacy, którzy podjęli
walkę z czasem i innymi swoimi założeniami. Zważywszy , że mnie czekał jeszcze w
niedzielę finałowy start cyklu City Trail, postanowiłem ze swoimi założeniami
lekko sfolgować. Miało być tak. Pierwsza pętelka spokojnie rozwojowo, druga
mocniej ze szczególnym zaakcentowaniem podbiegów i trzecia ostatnia spokojnie
kończąco.
Złapane międzyczasy to 13:40 , 13:13 i 13:31 , czyli prawie się udało choć na koniec można było wolniej , ale element rywalizacji pociągnął czas w dół. Może też trochę nakręciła mnie rozgrzewka ,którą odbywałem pod okiem kolegi Rafała, z którym i kilkoma innymi osobami pod wezwaniem reprezentowaliśmy w tym cyklu drużynę DreamRun. Oczywiście nie było żadnych snów i już dużo wcześniej było wiadomo, że właśnie ta drużyna zdobyła dużą przewagę nad pozostałymi teamami. Taki miły akcent grupowy ,przed miłym akcentem w kategorii wiekowej M50 , której zwycięstwo przypadło mojej osobie. A w ubiegłorocznej edycji , może i pewnie też dla tego , że nie śledziłem bieżącej rywalizacji pod tym kątem, w ostatecznym podsumowaniu z całości, pierwsze miejsce musiałem odstąpić za jedną sekundę. Ale gapowe się płaci, ale satysfakcja z pobiegania i tak pozostała. Zakończenie już tradycyjnie musiało z oczywistych względów trwać. Masa dystansów, kategorie co pięć lat, część ludzi było , część nie było , że prawie do 15 się zeszło, a pogoda zebranych nie rozpieszczała. Ja przewidziałem temat, jako kategoria późniejsza i postanowiłem przewietrzyć swoją kurtkę narciarską i to był strzał w dziesiątkę.
Dodatkowo byłem podbudowany pączkiem i czekoladą na gorąco w pobliskiej cukierni „ U Kozaka” , która była fundatorem kilku babeczkowych zestawów w naszym zakończeniu. Pomimo , oszczędnego jednak trybu biegu w dzisiejszych górkach, zadawałem sobie pytanie jak to się będzie miało w jutrzejszym moim wystąpieniu w City Trailu, gdzie być musiałem , chcąc mieć zaliczony cykl, no i rywalizację w kategorii .
niedziela, 15 marca 2015
Czas finałów -Wesołe Biegi Górskie 7.03.2015
Taki miły akcent na zakończenie cyklu. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego , że w obsadzie brakowało kilku mocnych postaci, które wypracowały sobie lokatę w całym cyklu wcześniej. Poza tym w trakcie pokonywania trasy to ja wyprzedzałem , a nie mnie wyprzedzano. Taki komfort psychiczny, a jakie zadowolenie na koniec. To , że byłem trzeci dowiedziałem się na mecie , bo bieganie było na trzech dystansach i nie wiadomo było do końca czy zawodnik którego doganiamy to rywal z naszego dystansu , czy nie ? Plan udało się zrealizować i wszystkie pętelki były poniżej 9 minut.
Ale po analizie porównawczej z biegiem kiedy to wpadłem na pomysł , by tak pobiec byłem lekko zaskoczony , bo okazało się , że czas finalny lepszy był właśnie tego biegu od aktualnego. Wtedy było 44:11 , a teraz 44:27. Zatem jeśli chodzi o uzyskanie dobrego wyniku końcowego, co z resztą leży w stałej mojej praktyce, którą i innym polecam, dobrze jest początek robić rozsądnie bez szaleństwa , a na finiszu dobre tego efekty będą. Kiedy wszyscy szczęśliwie zdobyli metę organizatorzy przystąpili do ostatnich kalkulacji , a potem do oficjalnego zakończenia, kiedy to oficjalnie dowiedzieliśmy się jak zapozycjonowaliśmy się w całym cyklu. Mnie interesowała moja kategoria i tu uzyskałem uznanie i chwałę na pierwszej pozycji oraz dyplom na pamiątkę.
sobota, 7 marca 2015
Wiązowna, udany półmaraton w całokształcie.1.03.2015
Postanowiłem się tu pojawić trochę za namową kolegi Kazimierza, a potem trochę z chęci stanięcia na podium, oczywiście w kategorii wiekowej, w tej imprezie. Oprócz namowy były oczywiście wspólne treningi , ale wg. planu wyszperanego przez kolegę. Ja oczywiście niektóre elementy modyfikowałem pod swój poziom, ale sporą część mogliśmy realizować wspólnie , co zdecydowanie ułatwiało i uatrakcyjniało treningi. W Wiązownej miałem okazję startować parę razy i doświadczać i wspominać głównie to , z czego ten wyścig słynął i czym zachodził w pamięć wielu uczestnikom. Mianowicie przylgnęło do niego określenie w mordę wind. Dlatego, gdyż dużą część dystansu pokonuje się wśród odkrytych pól, a w tym późno zimowym okresie potrafiło być i zimno i mokro, to na dodatek uciążliwie wiało w twarz . Wiało tak specyficznie, że po wykonaniu w połowie dystansu nawrotki sytuacja na określonym odcinku niestety nie ulegała wbrew pozorom poprawie. I tego obawiałem się najbardziej. Człowiek z wiekiem staje się trochę bardziej wygodny i marudny. No i jakby na moje życzenie dzień startu okazał się wyjątkowo łagodnym , jak na tę porę roku i to miejsce. Temperatura w momencie startu około 6 stopni, a i czasem uśmiechało się słoneczko, no i nie było tego dmuchania.
Można powiedzieć , że po pewnym regresie , spowodowanym głównie zaporowemu wpisowemu, jakiemu ulegała ostatnimi laty ta impreza wszystko uległo poprawie. Dlatego też i mnie tam ostatni brakowało. Jako ,że planowałem powalczyć w wiekówce, to poddałem wcześniej analizie listę startową , by wiedzieć czego się spodziewać i znalazłem dwóch znajomych mi zawodników z którymi poważnie przyjdzie mi się liczyć. To był kolega Zenon z Kielc i kolega Mariusz z Kobyłki. Na starcie szybko odnalazłem się z Zenkiem , natomiast nie wypatrzyłem Mariusza, ale to i tak wystarczało. Z racji planowanego czasu , około 1:20 , stałem blisko startu, ale i tak po ruszeniu trzeba było uważać na przetasowania, a ja dodatkowo miałem an celowniku kolegę z Kielc. Początkowo biegłem w dość bliskim dystansie za nim. Przy oznaczeniu pierwszego kilometra, który udało mi się zauważyć, zerknąłem na wskazania stopera i 3:36, co jak dla mnie w perspektywie całego dystansu było za mocno, zatem spokojnie zwolniłem pozwalając na większą separację mojego rywala. W między czasie dogoniłem zgrabnie biegnącą panią Agnieszkę z Poznania. Tak się składa ,że miałem okazję poznać w necie poziom jaki reprezentuje, zdecydowałem się dołączyć do wpólnego pokonywania dystansu. Oczywiście zapytałem się , czy nie będę przeszkadzał i uzyskawszy zgodę zastanawiałem się jak długo będziemy razem ? Muszę powiedzieć , że biegło mi się dość swobodnie i nawet dość sprawnie pokonać wzniesienia przed nawrotem. Zbliżając się do nawrotu można było zdobyć przegląd sytuacji , co się dzieje i jak układa przed nami. Mój rywal , niestety miał przewagę około 150 m. Jednak nie traciłem nadziei ,tym bardziej, że nie odczuwałem jakiś złych symptomów i nadal noga szła równo. Około 12 kilometra zauważyłem , że moja partnerka z trasy zaczęła się spinać i odbiła ode mnie zwiększając stopniowo przewagę. Na pocieszenie widziałem , że plecy ściganego kolegi jakby były nieco bliżej, co mobilizowało mnie dalej. Mogłem zaobserwować jak pani Agnieszka łyknęła też kolegę, czego jej pozazdrościłem i dalej robiłem swoje widząc, że jakiś go kryzys dopadał. Jednak na około 2 kilometrów do mety o świeżości to i ja mogłem tylko marzyć, ale nadal ciągnąłem by jak najmniejszą mieć stratę , bo o dogonieniu raczej nie było mowy realnie biorąc moje możliwości tego momentu. No chyba żeby kolega padł ! Ale jak znam jego to nie wchodziło w rachubę. Na tym ostatnim odcinku zdublowaliśmy jeszcze jednego sponiewieranego zawodnika, by już samotnie , bo w dużej separacji wpadać na metę ze swoimi rezultatami.
Na mijanym zegarze przy mecie kątem oka zauważyłem , że podstawowy plan zejścia poniżej 1:20 został osiągnięty. Moje przypuszczenia , co do lokaty w kategorii wiekowej i z podaniem precyzyjnego czasu 1:19,32 potwierdził sms. Z kolegą przegrałem 18 sekund. Po analizie , w drugiej części cały czas niwelowałem stratę jednak zbyt wolno, ale łatwo to teraz stwierdzić. Oprócz osobistej satysfakcji , była też koleżeńska, bo koleżanka Patrycja Bereznowska z kolei wygrała swoja kategorię wiekową, chyba nawet z życiówką. Kolega Kazimierz też plan zrealizował rozmieniając zdecydowanie 1.30. Zadowoleni byli też ziomkowie, startujący na dystansie 5 km, co rozgrywano chwilę po naszym starcie.
Tu nasza koleżanka Ewa Chreścionko, zrobiła życiówkę 16:45 gwarantującą wygraną w kategorii pań. Podsumowując za całokształt, impreza stała się godną polecenia szczególnie , że jest na początku sezonu, a po dwóch spadkowych frekwencyjnie edycjach w tym roku odnotowano zdecydowany jej wzrost. Czyli można ? Można !
czwartek, 5 marca 2015
Bieg Żołnierzy Wyklętych, Kobyłka-Wołomin 28.02.2014
Ostatnimi czasy 1 marca ustalono Dniem Żołnierzy Wyklętych,
czyli tych, którzy po oficjalnym zakończeniu wojny nie złożyli broni i dalej
kontynuowali walkę o prawdziwą wolność Polski. Trwało to jak podają niektóre
źródła , aż do 1963 roku. Dla uświetnienia , upamiętnienia jak i uświadomienia
tych osób i tych wydarzeń , w tym dniu w różnych miejscowościach w całej Polsce
organizowane są biegi na dystansie 1963 m. , 5 km i niekiedy 10 km . W naszej miejscowości ,a w zasadzie dwu , bo w
Kobyłce i Wołominie bieg zorganizowano 28 lutego. Wybrano dystans, ten
najkrótszy, ze startem na drodze w Kobyłce i finiszem na bieżni stadionu OSiR
Huragan w Wołominie.
Bieżnię na tę okoliczność specjalnie doprowadzono do ładu, czyli zniwelowano, co pozwoli bezpieczniej trenować amatorom biegania. W organizację tego biegu zaangażowane były właśnie miejskie ośrodki sportowe z miejscowości wcześniej wymienionych. Trafionym był wcześniejszy dzień organizacji tego biegu, gdyż sporo biegaczy na jutrzejszy dzień zaplanowało start w Półmaratonie w Wiązownej. Dlatego nie planowaliśmy specjalnie mocnego ścigania tym bardziej, że na bieg zameldowało się dwóch ścigaczy w osobach Sylwka Kuśmierza i Przemka Pilipczuka, a i po młodzieży też można się było ostrego startu spodziewać , tym bardziej, że to krótki dystans. Jeden kolega miał zamiar trochę poeksperymentować z kamerą , także tuż przed startem ,zapraszał do wchodzenia w kadr jak najbardziej. O godzinie 12 nastąpił start i ścigacze oraz duża część młodzieży wycięła na całego. Ja natomiast ruszyłem dość zachowawczo, bo chciałem być w kadrze ,tym bardziej , że się zdeklarowałem na to. Kiedy już się w kadrze znalazłem postanowiłem przykręcić srubkę. Zobaczyłem , że czołówka poszła jak burza, ale grupka pościgowa była w moim zasięgu. Nie łatwo było coś więcej wycisnąć, bo trasa była dość trudna ze względu na muldowate podłoże drogi, ale można było ratować się chodnikiem, który z kolei jednak w połowie pozastawiany był zaparkowanymi samochodami. Gdy skończył się ten gruntowy odcinek wpadliśmy na ulicę o podłożu z kostki prowadzącą do terenu OSiRu w Wołominie. Na który wpadaliśmy przez dość szeroką furtkę. Tutaj już byłem w czteroosobowej grupie pościgowej za pierwszą dwójką. Na terenie ośrodka przez chwilę biegliśmy chodnikiem, jednak potem trawą ,chodnikiem i drogą gruntową z tyłu budynku głównego Huraganu. Następnie wybiegaliśmy przez bramę główną by sąsiednimi ulicami wykonać pętlę i znów wpaść przez bramę. Niestety betonowe podłoże tej pętli jast dość zerodowane i trzeba było uważać, by nie nabawić się przypadkowej kontuzji. Jeszcze po minięciu bramy miałem okazję by podjąć walkę o trzecie miejsce jednak odpuściłem mając w świadomości jutrzejszy mocny plan na półmaraton. Mogłem z perspektywy piątego finiszującego obserwować jak nasz kolega Grzegorz nie odpuścił trzeciego miejsca mocno naciskającemu młodzianowi.
Można powiedzieć , że przed jutrzejszym startem płuca sobie przewentylowaliśmy. Na mecie pierwszy , wedle moich przewidywań był Sylwek za nim Przemek i na trzeci Grzegorz. Wśród pań zdecydowanie wygrała nasz mistrzyni Patrycja , która też wybiera się do Wiązownej.
Ceremonię wręczenia nagród uświetniała obecność przybyłych z Białorusi , zamieszkujących tam żołnierzy niezłomnych z którymi mogliśmy trochę porozmawiać i bliżej ich poznać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)