Na sobotę miałem
propozycję nie do odrzucenia, startu w pierwszym biegu cyklu Grand Prix Warszawy
, tzw. Kabaty, ale co zrobić ze startami w cyklach już rozpoczętych ? Na Kabaty
kusił klub AKB Mort, z którym już parokrotnie się kumaliśmy dla wzmocnienia drużyn,
jednak tym razem postawiłem na kończenie udziału w rozpoczętych wyścigach. Tam
będą następne odsłony i jeszcze zdążymy poratować kamratów. Zatem w sobotę ,
tym razem trochę w okrojonym zestawie pojawiliśmy się w Starej Miłosnej.
Optymizm bił od samego rana, począwszy od niesamowitej wiosennej słonecznej
pogody ,a skończywszy na samopoczuciu. Zestaw ten zapowiadał, że można będzie
miło pobiegać, a nawet pościgać się. Spodziewaliśmy się trochę mniejszej
frekwencji z racji równoległego biegu, jednak jak na starcie obejrzałem się za
siebie to ludzi było sporo. Kilka znajomych twarzy zabrakło, ale jak się
okazało było z kim się sprężać . Zachowawczo ubrałem się dość ciepławo ,choć
podszyty wiatrem, a na upartego można był biec zupełnie na krótko. Z każdą pętlą pozbywałem się zbędnej garderoby, raz rękawiczki, raz czapka. Dalej już nie było nic łtwego do zdjęcia .
Tu tradycyjnie czekało pięć pętli. Trochę taki sprawdzian dla psychiki, bo kręcimy się jakby w kieracie. Traktowałem to jako dodatkowy element treningu. Po prostu , co chwila wiadomo ,co mnie czeka, a i moich rywali. Teraz tylko zagadka, jak rozpoznają i rozplanują swoje siły. Początek był dla mnie ciężki. Jak dość często postanowiłem , postanowiłem łapać sobie międzyczasy, by odtworzyć przebieg rywalizacji z mojego punktu widzenia. Nie mam w zwyczaju podczas biegu kontrolować czasu. Tak też było i tym razem, choć mnie kusiło, bo wcześniej zadeklarowałem ,że chciałbym każdą z pętelek pokonać poniżej 9 minut. Wszystko jednak postawiłem na intuicję i obserwowanie poczynań rywali. Na drugiej pętli ciągnąłem się za grupką , która wyrwała ostrzej ode mnie, a wśród nich kolega Adam z mojej kategorii. Ale nie dawałem się ponieść, bo większość dystansu był jeszcze przecież przed nami .Jeden z rywali z tej grupy nawet tak mocno szarpnął, że uzyskał spory dystans przewagi, którą dość sprawnie trzymał. Ja starałem się biec równo, choć założyłem sobie doganianie rozerwanej grupy i pojedyncze ich wyprzedzanie.
Najwięcej kłopotu , można tak powiedzieć, sprawił mi właśnie ten uciekinier. Jednak na czwartym kółeczku pospinałem się i doszedłem go, by na piątym łyknąć i uzyskać nawet trochę przewagi . Bezpośrednio po biegu nawet nie zainteresowałem się zajętą lokatą. Nie chciałem przeszkadzać sędziom tym bardziej ,że łapali czasy z trzech dystansów przecież, a mnie interesowało, czy udało mi wykonać założenie wszystkie kółeczka poniżej 9. No i jednak się nie udało. Złapane rezultaty to 9:01 / 8:48 / 8:47 / 8:51 / 8:41 . Oficjalny rezultat końcowy to 44:09. I nowe postanowienie ,może całość poniżej 44 ? Pożyjemy ,zobaczymy !
A słonko dogrzewało tak fajnie ,że zrobiliśmy sobie prawie piknik na parkingu pod szkołą z pogaduszkami ze znajomymi z Zielonki i Kobyłki. Jutro czekał nas jeszcze start na krótszym, ale szybszym dystansie w następnym cyklu , czyli Citi Trail na Młocinach na 5 km . Wszyscy ciekawi swoich występów po dzisiejszych górkach szykowaliśmy się mentalnie na jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz