Na ten dzień zaplanowaliśmy sobie bieg zliczany do nowego
cyklu „Korony Powiatu Wołomińskiego”. Tu startowałem, aby mieć na koncie wszystkie
biegi cyklu czyli Bieg Bobra, Kros w Kobyłce, Nocny Marek, Bieg Cichociemnych w
Kruszu . Cykl kończyła impreza pt. „Biegaj z Huraganem” w Wołominie, tym razem
na dystansie bliskim pięciu kilometrów. Przeprowadzany był na terenie OSiRu
Huragan na czterech pętlach wyznaczonych po terenie i częściowo po bieżni.
Poza konkurencją dzisiaj był kolega Sylwester Kuśmierz , Któremu zdołałem utrzymać towarzystwa na niecałych dwóch petlach. Podejrzewam ,że trochę nakręcił Sylwka kolega Kamil, który nie jest jeszcze biegaczem taktycznym i wytrzymałościowym , ale lubi zaskakiwać i ruszył bardzo mocnym tempem, tym bardziej , że początek wyścigu to było prawie półtorej bieżni nim wybiegliśmy w teren. Pomimo mojej uwagi rzuconej do kolegi Sylwka, że nie ma co się obawiać Kamila odniosłem wrażenie , że trochę ta akcja go zaniepokoiła. Nim się sam przekonał ,że miałem rację to jednak już się nakręcił, a zwiększające się tempo stawało się dalekie od tego , które mógłbym wytrzymać. Dlatego też zostałem sporo za kolegą , a i tak jak na ten poranek i moja dyspozycję było mocno. Z kolegą Kamilem postanowiliśmy w tym dniu pościgać się jeszcze w jednym krosie tym bardziej, że w miejscowości Wieliszew , do której nie jest tak daleko. W Wołominie startowaliśmy o godzinie 10, natomiast w Wieliszewie start planowano na 12:20. Także nie zostawaliśmy na ceremonię kończąca , bo wyrabialiśmy się dalej. To ,co pewne to , że ukończyłem na drugiej pozycji. Kolega Kamil pomimo początkowej szarży był czwarty czy piąty.
Do kolejnego miejsca wyścigowego dotarliśmy bez problemowo i mieliśmy chwilę czasu nawet , by jeszcze obserwować kończących przejazdy rowerowe poprzedzające start biegaczy. Tu spotkaliśmy kolegę Kazimierza, który też jechał na rowerze , by niebawem razem z nami wystartować do krosu na tej samej trasie , która wcześniej dwukrotnie pokonywał rowerowo. Zawody te kończyły również cykl wyścigów, tyle że „Czterech Pór Roku”. Każdorazowo odbywały się na innej trasie w innym miejscu. Trasę , która mieliśmy zaliczyć dzisiaj, miałem przyjemność już biegać jakoś rok temu przy okazji wyścigów organizowanych przez Poland Bike. Jak już wcześniej wspomniałem w tym dniu nie czułem pełnej dyspozycji, a tu dodatkowo zaliczyliśmy jeden wyścig , może nie długi , ale z pełnym zaangażowaniem. Poza konkurencją był oczywiście Jacek Wichowski , ja występowałem z cichą nadzieją na drugą pozycję w całym cyklu, co jednak z analizy sytuacji nie przedstawiało się obiecująco. W bezpośredniej rywalizacji z kolegą Ignatowiczem Andrzejem w tym dniu nie miałem szans to on pomknął za śmigaczem Jackiem. Za nimi jeszcze jeden zawodnik i grupka w której ja próbowałem się rozkręcić. Początkowo biegliśmy po ulicach miejskich jakiś niecały kilometr, by trasa doprowadziła już do prawdziwego leśnego krosu ze wszystkimi atrakcjami z tym związanymi. Na prostej prowadzącej bezpośredni do lasu według doraźnego planu postanowiłem oderwać się od grupy , bo pamiętałem , że będzie raczej wąsko i późniejsze ewentualne wyprzedzanie będzie stanowiło problem. W chwilę po wbiegnięciu w las do pokonania mieliśmy podbieg po którym byłem tuż za trzecim zawodnikiem i wyprzedziłem go , a mnie naciskał kolejny biegacz tym razem Szymborski Rafał. Póściłem go przed siebie , by za chwilę wyprzedzić. Jednak za nie długo on wyszedł przede mnie i już wiedziałem , że będzie poza moim zasięgiem . Leciał z narastającą prędkością i rozkręcał się. W zakrętasach leśnych po pewnym czasie straciłem ich z oczu. W jednym miejscu zaszwankowało trochę oznakowanie , w sumie jechały wcześniej rowery dwukrotnie, ale na szczycie wydmy byli reporterzy i to oni naprowadzali nas na dobry tor ostatecznie. Biegnący z tyłu z racji kontaktu wzrokowego z pozostałymi może mieli łatwiej. Po około jednej trzeciej pozostałą część trasy biegło się jednak indywidualnie. W końcu pokazała się szosa prowadząca do stadionu z którego startowaliśmy. Na długiej prostej nawet widziałem plecy kolegi Andrzeja , którego również dogonił Rafał. Odległość jednak była tak znacząca, że tylko można było myśleć o zniwelowaniu strat czasowej. I tak do mety dotarłem na czwartej pozycji. I w ostatecznym rozrachunku w klasyfikacji cyklu spadłem na trzecią pozycję. Nie ma co kalkulować, dziś byłem za wolny ,a kolega Andrzej dobrze odrobił lekcje przygotowywując się do dychy , którą startował w Krynicy. Pogoda dopisała. Moi klubowi koledzy też w dobrych humorach osiągnęli metę. Kolega Kazimierz nie dał się młodszemu sporo Kamilowi, przed którym jeszcze sporo roboty.
W tym dniu ceremonia dekoracji była dłuższa z racji podsumowania całego cyklu . I tym razem stawaliśmy na podium w podsumowaniu tej edycji jak i całego cyklu. Planujemy pojawić się tu na następnej edycji, ale czy się to uda w natłoku coraz większej oferty startowej, zobaczymy.