Piątek był bez biegania ,czwartek tylko 6 km dość dynamicznie ,ale w tempie zbliżonym do WB1, w środę najmocniejsza sesja z ostatnich, a mianowicie interwał 500 m/ 500 m razy 7 , choć ze względu na wstępne samopoczucie miało być 6, czyli szybko/trucht . Części szybkie pokonywane w tempie poniżej 3:30/km . To ,że po szóstym powtórzeniu dodałem jeszcze jedno świadczyło o tym, że samopoczucie w trakcie uległo zdecydowanej poprawie. Oczywiście przed, była biegowa rozgrzewka jak i po rozbieganie z czego w sumie wyszło 12 km biegania. Plan na parkran to szybszy rozruch przed niedzielnym startem w III edycji bbl w lesie w Zimnych Dołach pod Piasecznem. W obu poprzednich edycjach zajmowałem 5 lokatę w biegu na 5 km. Teraz postanowiłem, po analizie wyników i wszystkich aspektów poprzednich tam startów , poprzez modyfikację przedstartową ,przynajmniej poprawić lokatę , jak nie znaleźć się w pierwszej trójce. Dlatego sobotni bieg ,też przecież na 5 km planowałem pokonać w około 22 minuty. Spotkałem kolegę Andrzeja Sawczenkę, który z kolei planował maksymalne przybliżenie się , jeśli nie złamanie 20 min.
I jak to u mnie bywa nastąpiła modyfikacja planu, ale już po starcie ,kiedy nawet ociągając się biegłem tempem lekko powyżej 4 min./km towarzysząc Andrzejowi i kilku innym zawodnikom. Biegnąc wśród nich oznajmiłem ,że po 4 km idę na całość , no może prawie. Jeszcze przed pokonaniem pól kilometra stawka się rozciągnęła. Kolega Andrzej biegł z przodu ,ja natomiast zerkając na mojego M400, coby nie za szybko, zgadałem się z młodszym kolegą (w białej koszulce) na bieg tempem około 4:05 ,4:10. I to mi pasowało. Biegło się całkiem fajnie. Przynajmniej ja to tak odbierałem, bo w końcu biegłem jednak ,jak to niektórzy określają, w strefie komfortu.
Zaobserwowałem, że wszyscy przed nami , robili swoje , bo odległości pomiędzy poszczególnymi biegaczami raczej drastycznie się nie zmieniały. Jeszcze przed czwarty kilometrem poradziłem mojemu towarzyszowi ,aby próbował spokojnie ,bez rwania doganiać poprzedzającego nas zawodnika w czerwonej koszulce.
Za niedługą chwilę M400 zasygnalizował mi zaliczenie 4 kilometrów, więc ja zgodnie ze zgłoszoną wcześniej deklaracją pożegnałem się tymczasem z kolegą i kolokwialnie określając dałem w rurę. Tempo starałem się dobrać odczuciowo tak, by komfortowo dowieźć je do końca, a zadanie to zdecydowanie ułatwiali mi zawodnicy będący przede mną . Zawsze,według mnie, lepiej gonić , niż być gonionym. Odwrotna sytuacja jest dobra ,ale tuż przed metą. Na kilometrowym odcinku przyśpieszenia wyprzedziłem trzech, czy czterech zawodników. Na mecie zameldowałem się na szóstej pozycji i jak pokazały w wyniki, z okrągłym czasem 20:00.
Po ukończeniu czułem się komfortowo, choć trochę wkradało się obaw czy czasami nie za bardzo poszalałem w perspektywie niedzielnego wyścigu. Ale jak się fajnie biegło i w towarzystwie to inaczej być nie mogło.
A teraz z innej beczki. Pomiar GPS na tej trasie. Niejednokrotnie łapiąc sobie czas na mecie stwierdzałem znikomy, ale jednak , niedomiar trasy. Dlatego często po minięciu mety ,oczywiście zwalniając ,biegłem jeszcze kilkadziesiąt metrów dalej ,by jednak mieć zarejestrowane 5 km. Tym razem w rozmowie z kolegą Michałem i za jego sugestią M400 założyłem na prawą rękę . Dla zobrazowania sytuacji ,tutaj biegamy na owalnej pętli ,pokonując ją dwu i półkrotnie w lewo. Zatem po zmianie ręki tym razem zegarek biegł po zewnętrznej. W sumie ja w postaci zawodnika też większość dystansu pokonywałem większym łukiem, bo po wewnętrznej biegł kolega, któremu towarzyszyłem przez większość dystansu. Fakt faktem ,że tym razem na samej mecie miałem zarejestrowany dystans powyżej 5 km, czyli coś w tym wszystkim musi być. Zachęcam innych do eksperymentu i porównywania danych. Teraz miałem w głowie regenerację i ułożenie wstępnej taktyki na jutrzejszy wyścig, bazując na autopsji dwu poprzednich edycji.
Koleżanka Edyta właśnie robi życiówkę .
Kolega Andrzej objaśnia panu jak wyprowadza się pieska po parku. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz