niedziela, 2 lipca 2017

Półmaraton Zegrzyński ,27.05.2017

         


        To była impreza biegowa pierwszej edycji, zatem to, oprócz bliskiej lokalizacji decydowało o mojej decyzji startu właśnie tu. Zbyt wiele po tym starcie sobie nie obiecywałem, a istotnym było zaliczenie i poznanie organizacji i trasy. O organizację raczej byłem spokojny, bo współorganizatorem była gmina Wieliszew z panem wójtem Pawłem, sprawdzonym w wielu innych wzorowych imprezach, a i drugi współorganizator Serock też jest bez zarzutu w swoich imprezach. Czyli ten mariaż już był gwarancją samą w sobie. Dlatego też biorąc pod uwagę limit zgłoszeń ograniczony do 300 osób szybko dokonałem rejestracji. Jak się później okazało na parkrunie byli jeszcze chętni do startu, a że ja już byłem zarejestrowany jako "klub" Aktywny Relaks, zaproponowałem ,by pozostali chętni i chętne też występowali pod tą nazwą. I tak się stało i mieliśmy drużynę mieszaną dwie panie i dwóch panów, nie licząc na jakiś spektakularny sukces. Teraz wystarczyło pojawić się na starcie i robić swoje. Nim to mogło nastąpić trzeba było odebrać pakiet. To można było dokonać do dnia przed startem włącznie ,co było trochę uciążliwe gdyż trzeba było wykonać specjalną wyprawę po pakiet, gdyż w dniu startu było to już nie możliwe, a szkoda. Choć częściowo można to zrozumieć wczesną godziną startu zawodów, by nie opóźniać startu przez odbierających pakiety w ostatniej chwili (znam to z autopsji, choćby jak to bywało przed PM w Radzyminie). Przez awaryjne zawirowania w pracy mój start wczesnym sobotnim rankiem  27 maja zaczął stawać pod znakiem zapytania. Awaria ,jaka- kolwiek w sobotę to zaczyna być problem. Problem udało się jakoś rozwiązać ,jednak do Serocka musiałem już jechać sam ,choć miał to być wyjazd częściowo rodzinny, ale ktoś musiał zostać i monitorować dalszy przebieg usuwania awarii. W Serocku trzeba było być dość wcześnie , by po oddaniu depozytu tuż po godzinie ósmej być gotowym do transportu autobusowego organizatora do Wieliszewa ,skąd na tyłach kościoła na nabrzeżu był zlokalizowany start. Pogoda wyjątkowo stawała się letnia i tylko baner startowy i nasze ubiory zdradzały, że nie jesteśmy letnikami zgromadzonymi nad brzegiem rzeczki będącej dopływem do zalewu. Punktualnie o godzinie 9 , wystartował półmaraton. Początkowo biegliśmy nabrzeżem , by jednak po pół kilometrze skręcić w stronę miasta. Szybko wybiegliśmy poza zabudowania i po przebiegnięciu przez tory skręciliśmy w prawo w stronę zalewu.
Odcinek ten już biegłem w towarzystwie kolegi Tomasza z czasnabieganie.pl w oddali przed nami z osób które identyfikowałem biegł Mateusz z trenerbiegania.pl . Po wstępnym rozpoznaniu postanowiłem trzymać się tempa w granicach 4:10 /km . Po zbliżeniu się do akwenu po lewej stronie, co wiem z autopsji jest plaża ,my natomiast skręciliśmy w prawo ,by wbiec na wał przeciwpowodziowy jak sądzę , i czekała nas długa na nim ścieżka. Była ona na szczęście dość płaska i pozwalała na trzymanie tempa.

       Następnym odcinkiem było pokonanie mostu i tu trzeba było oczywiście trochę liczyć się z podbieganiem. Tu zauważyłem ,że kolega Tomek został lekko z tyłu. Ja nie starałem się z nikim ścigać ,jedynie dbać u utrzymanie tempa w strefie swobodnego komfortu, bym to tak nazwał. Po pokonaniu mostu zbliżaliśmy się chodnikiem z betonowej kostki do Serocka . Na tym odcinku wcześniej wspomniany Mateusz ,musiał mieć kryzys ,bo wyprzedziłem go. Kolejny etap wyścigu odbywał się drogami wiejskimi ,częściowo zadrzewionymi jednocześnie o zróżnicowanej konfiguracji trasy tzn .był fajny zbieg dający trochę wytchnienia w cieniu. Jednak później tuż przy nabrzeżu zalewu był ,jak dla mnie , mocno wymagający odcinek muldowy. To znaczy górka dołek ,górka dołek i tak kilkanaście razy.
       Wysokość podbiegów od pięciu do dziesięciu kroków i ostrym nachyleniu. Po pokonaniu tego trudnego odcinka ,jak dla mnie, można było odetchnąć biegnąc wąską nabrzeżną ścieżką ,później chwilę szerszą ,by dobiec do drogi miejskiej przy promenadzie w Serocku. Przed startem szczegółowo nie analizowałem trasy, jednak z wielu startów w tym mieście biegnąc w tym kierunku spodziewałem się jeszcze bardzo wymagającego podbiegu na zakończenie wyścigu. Na asfaltowej drodze zostałem dogoniony przez kolegę Mateusza i Tomka , można powiedzieć tuż przed podbiegową końcówką. Tu musiałem się dużo napracować i nawet przez myśl mi nie przechodziło , by podejmować jakąś próbę pogoni za kolegami. Po prostu brakowało sił. Kiedy udało się wdrapać na szczyt pozostał około stumetrowy ,a może krótszy dobieg do mety, która była w tym  momencie swoistym zbawieniem.

Na metę wpadałam jako dziewiąty zawodnik i jak się później okazało pierwszy w swojej kategorii wiekowej. Niesamowicie cieszyłem się ,że mam to już za sobą. Pogoda choć ogólnie wyśmienita w tym dniu do końca mi nie sprzyjała, no chyba , że w części dekoracyjnej powyższej imprezy.


Nasza drużyna jak się okazało zajęła drugie miejsce za drużyną pana wójta z Wieliszewa, a i koleżanka Edyta była druga w swojej kategorii. Czyli było fajnie. Jeśli będą kolejne edycje to sądzę ,że będę ich uczestnikiem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz