Tym razem postanowiłem potraktować ściganie na tej trasie poważniej niż w poprzednich dwóch edycjach. Polegać to miało na taperingu w przygotowaniach i ograniczeniu ścigania dzień przed. Z tym ściganiem było trochę nie do końca tak jak w planie , bo był parkran i trochę za szybko, ale o tym było w poprzednim wpisie. Start jest o rozsądnej godzinie ,bo 11 z minutami zazwyczaj, zatem bez problemowo można dotrzeć na miejsce. Trochę gorzej jest z zaparkowaniem na leśnej drodze dojazdowej, ale i tu znanymi dla siebie sposobami znalazłem się tuż przy bramie wjazdowej na teren imprezy. A impreza ma charakter rodzinny z edukacyjnymi elementami związanymi z gospodarką leśną. Są biegi dla dzieci, bieg na 10 km ,na 5 km i nordick walking, czyli aktywność dla wszystkich , apotem grochówka i kiełbaska do własnoręcznego upieczenia w ognisku.
Aura tej niedzieli raczej sprzyjała rywalizacji biegowej. Rano trochę popadało, co obniżyło trochę temperaturę. Mżawka pojawiła się się również podczas rozgrzewki ,do której zmusiłem się jednak, mając do realizacji ambitne założenia na dziś. Miało ono charakter trzystopniowy. Poprawić lokatę , znaleźć się na pudle i w najlepszym przypadku wygrać wyścig.
Do momentu startu ostatni wariant cały czas był aktualny , jednak po dwustu metrach biegu widząc sytuację wiedziałem ,że raczej realizacja za bardzo mi uciekła do przodu, ale pozostałe warianty pozostawały aktualne. Przez chwilę zajmowałem tę nieszczęsną piątą pozycję . Jednak jeszcze chyba przed pokonaniem pierwszego kilometra, szarpnąłem tempem i wyprzedziłem dwóch moich poprzedników i w oddali miałem na celowniku czerwoną koszulkę zawodnika będącego na drugiej pozycji. Za wiele sobie nie obiecując nastawiłem się jednak na prowadzenie gonitwy za nim. Jednocześnie odczuciowo kontrolowałem swoje tempo ,by nie przedobrzyć i się" nie zagotować". Miało to tym większe znaczenie ,że cały czas słyszałem biegowe kroki przy najmniej jednego rywala za sobą. Nie wiedziałem czego i w którym momencie mogę się po nim spodziewać, a trochę przykro by było stracić trzecią pozycję tuż przed metą. Na ostatnim kilometrze jednak delikatnie zaatakowałem, czyli podkręciłem tempo, co okazało się słuszną decyzją, bo przestałem słyszeć rywala z tyłu, ale nie pozwalało mi to odpuścić tym bardziej ,że końcówka trasy to trochę piasku, jak większa piaskownica, a potem podbieg ,nie duży ale zawsze, do mety. Nie powiem ,że dysponowałem jakimiś zasobami siły, wręcz odwrotnie , czułem jak nogi się gięły, ale ciągnąłem do końca.
I udało się z czasem 19;45 byłem trzeci ze stratą do drugiego 23 sek. Czas pierwszego to 18:29. Natomiast zawodnik goniący mnie miał 3 sek. straty, czyli sprężanie do końca było zasadne , a końcowa satysfakcja bezcenna.
Tu z Tokarskim Piotrem, zwycięzcą biegu na 5 km.
Dla nikogo z uczestników nie mogło zabraknąć ceramicznego medalu.
Leśniczanki ;) są naprawdę sympatyczne !!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz