czwartek, 27 lipca 2017

BBL, bieg 3 lato ,Zimne Doły ,Chojnów k/Piaseczna 23.07.2017

         
      Tym razem postanowiłem potraktować ściganie na tej trasie poważniej niż w poprzednich dwóch edycjach. Polegać to miało na taperingu w przygotowaniach i ograniczeniu ścigania dzień przed. Z tym ściganiem było trochę nie do końca tak jak w planie , bo był parkran i trochę za szybko, ale o tym było w poprzednim wpisie. Start jest o rozsądnej godzinie ,bo 11 z minutami zazwyczaj, zatem bez problemowo można dotrzeć na miejsce. Trochę gorzej jest z zaparkowaniem na leśnej drodze dojazdowej, ale i tu znanymi dla siebie sposobami znalazłem się tuż przy bramie wjazdowej na teren imprezy. A impreza ma charakter rodzinny z edukacyjnymi elementami związanymi z gospodarką leśną. Są biegi dla dzieci, bieg na 10 km ,na 5 km i nordick walking, czyli aktywność dla wszystkich , apotem grochówka i kiełbaska do własnoręcznego upieczenia w ognisku.
      Aura tej niedzieli raczej sprzyjała rywalizacji biegowej. Rano trochę popadało, co obniżyło trochę temperaturę. Mżawka pojawiła się się również podczas rozgrzewki ,do której zmusiłem się jednak, mając do realizacji ambitne założenia na dziś.  Miało ono charakter trzystopniowy. Poprawić lokatę , znaleźć się na pudle i w najlepszym przypadku wygrać wyścig.
     Do momentu startu ostatni wariant cały czas był aktualny , jednak po dwustu metrach biegu widząc sytuację wiedziałem ,że raczej realizacja za bardzo mi uciekła do przodu, ale pozostałe warianty pozostawały aktualne. Przez chwilę zajmowałem tę nieszczęsną piątą pozycję . Jednak jeszcze chyba przed pokonaniem pierwszego kilometra, szarpnąłem tempem i wyprzedziłem dwóch moich poprzedników i w oddali miałem na celowniku czerwoną koszulkę zawodnika będącego na drugiej pozycji. Za wiele sobie nie obiecując nastawiłem się jednak na prowadzenie gonitwy za nim. Jednocześnie odczuciowo kontrolowałem swoje tempo ,by nie przedobrzyć i się" nie zagotować". Miało to tym większe znaczenie ,że cały czas słyszałem biegowe kroki przy najmniej jednego rywala za sobą. Nie wiedziałem czego i w którym momencie mogę się po nim spodziewać, a trochę przykro by było stracić trzecią pozycję tuż przed metą. Na ostatnim kilometrze jednak delikatnie zaatakowałem, czyli podkręciłem tempo, co okazało się słuszną decyzją, bo przestałem słyszeć rywala z tyłu, ale nie pozwalało mi to odpuścić tym bardziej ,że końcówka trasy to trochę piasku, jak większa piaskownica, a potem podbieg ,nie duży ale zawsze, do mety. Nie powiem ,że dysponowałem jakimiś zasobami siły, wręcz odwrotnie , czułem jak nogi się gięły, ale ciągnąłem do końca.
I udało się z czasem 19;45 byłem trzeci ze stratą do drugiego 23 sek. Czas pierwszego to 18:29. Natomiast zawodnik goniący mnie miał 3 sek. straty, czyli sprężanie do końca było zasadne , a końcowa satysfakcja bezcenna.
Tu z Tokarskim Piotrem, zwycięzcą biegu na 5 km.

Dla nikogo z uczestników nie mogło zabraknąć ceramicznego medalu.

Leśniczanki ;) są naprawdę sympatyczne !!!

środa, 26 lipca 2017

Wyścig light ! Parkrun #215 W-wa Praga,22.07.2017

   
   Piątek był bez biegania ,czwartek tylko 6 km dość dynamicznie ,ale w tempie zbliżonym do WB1, w środę najmocniejsza sesja z ostatnich, a mianowicie interwał 500 m/ 500 m razy 7 , choć ze względu na wstępne samopoczucie miało być 6, czyli szybko/trucht . Części szybkie pokonywane w tempie poniżej 3:30/km . To ,że po szóstym powtórzeniu dodałem jeszcze jedno świadczyło o tym, że samopoczucie w trakcie uległo zdecydowanej poprawie. Oczywiście przed, była biegowa rozgrzewka jak i po rozbieganie z czego w sumie wyszło 12 km biegania. Plan na parkran to szybszy rozruch przed niedzielnym startem w III edycji bbl w lesie w Zimnych Dołach pod Piasecznem. W obu poprzednich edycjach zajmowałem 5 lokatę w biegu na 5 km. Teraz postanowiłem, po analizie wyników i wszystkich aspektów poprzednich tam startów , poprzez modyfikację przedstartową ,przynajmniej poprawić lokatę , jak nie znaleźć się w pierwszej trójce. Dlatego sobotni bieg ,też przecież na 5 km planowałem pokonać w około 22 minuty. Spotkałem kolegę Andrzeja Sawczenkę, który z kolei planował maksymalne przybliżenie się , jeśli nie złamanie 20 min.


          I jak to u mnie bywa nastąpiła modyfikacja planu, ale już po starcie ,kiedy nawet ociągając się biegłem tempem lekko powyżej 4 min./km towarzysząc Andrzejowi i kilku innym zawodnikom. Biegnąc wśród nich oznajmiłem ,że po 4 km idę na całość , no może prawie. Jeszcze przed pokonaniem pól kilometra stawka się rozciągnęła. Kolega Andrzej biegł z przodu ,ja natomiast zerkając na mojego M400, coby nie za szybko, zgadałem się z młodszym kolegą (w białej koszulce) na bieg tempem około 4:05 ,4:10. I to mi pasowało. Biegło się całkiem fajnie. Przynajmniej ja to tak odbierałem, bo w końcu biegłem jednak ,jak to niektórzy określają, w strefie komfortu.

Zaobserwowałem, że wszyscy przed nami , robili swoje , bo odległości pomiędzy poszczególnymi biegaczami raczej drastycznie się nie zmieniały. Jeszcze przed czwarty kilometrem poradziłem mojemu towarzyszowi ,aby próbował spokojnie ,bez rwania doganiać poprzedzającego nas zawodnika w czerwonej koszulce.
    Za niedługą chwilę M400 zasygnalizował mi zaliczenie 4 kilometrów, więc ja zgodnie ze zgłoszoną wcześniej deklaracją pożegnałem się tymczasem z kolegą i kolokwialnie określając dałem w rurę. Tempo starałem się dobrać odczuciowo tak, by komfortowo dowieźć je do końca, a zadanie to zdecydowanie ułatwiali mi zawodnicy będący przede mną . Zawsze,według mnie, lepiej gonić , niż być gonionym. Odwrotna sytuacja jest dobra ,ale tuż przed metą. Na kilometrowym odcinku przyśpieszenia wyprzedziłem trzech, czy czterech zawodników. Na mecie zameldowałem się na szóstej pozycji i jak pokazały w wyniki, z okrągłym czasem 20:00.
         Po ukończeniu czułem się komfortowo, choć trochę wkradało się obaw czy czasami nie za bardzo poszalałem w perspektywie niedzielnego wyścigu. Ale jak się fajnie biegło i  w towarzystwie to inaczej być nie mogło.
         A teraz z innej beczki. Pomiar GPS na tej trasie. Niejednokrotnie łapiąc sobie czas na mecie stwierdzałem znikomy, ale jednak , niedomiar trasy. Dlatego często po minięciu mety ,oczywiście zwalniając ,biegłem jeszcze kilkadziesiąt metrów dalej ,by jednak mieć zarejestrowane 5 km. Tym razem w rozmowie z kolegą Michałem i za jego sugestią M400 założyłem na prawą rękę . Dla zobrazowania sytuacji ,tutaj biegamy na owalnej pętli ,pokonując ją dwu i półkrotnie w lewo. Zatem po zmianie ręki tym razem zegarek biegł po zewnętrznej. W sumie ja w postaci zawodnika też większość dystansu pokonywałem większym łukiem, bo po wewnętrznej biegł kolega, któremu towarzyszyłem przez większość dystansu. Fakt faktem ,że tym razem na samej mecie miałem zarejestrowany dystans powyżej 5 km, czyli coś w tym wszystkim musi być. Zachęcam innych do eksperymentu i porównywania danych. Teraz miałem w głowie regenerację i ułożenie wstępnej taktyki na jutrzejszy wyścig, bazując na autopsji dwu poprzednich edycji.
Koleżanka Edyta właśnie robi życiówkę .
Kolega Andrzej objaśnia panu jak wyprowadza się pieska po parku. ;)

niedziela, 2 lipca 2017

Półmaraton Zegrzyński ,27.05.2017

         


        To była impreza biegowa pierwszej edycji, zatem to, oprócz bliskiej lokalizacji decydowało o mojej decyzji startu właśnie tu. Zbyt wiele po tym starcie sobie nie obiecywałem, a istotnym było zaliczenie i poznanie organizacji i trasy. O organizację raczej byłem spokojny, bo współorganizatorem była gmina Wieliszew z panem wójtem Pawłem, sprawdzonym w wielu innych wzorowych imprezach, a i drugi współorganizator Serock też jest bez zarzutu w swoich imprezach. Czyli ten mariaż już był gwarancją samą w sobie. Dlatego też biorąc pod uwagę limit zgłoszeń ograniczony do 300 osób szybko dokonałem rejestracji. Jak się później okazało na parkrunie byli jeszcze chętni do startu, a że ja już byłem zarejestrowany jako "klub" Aktywny Relaks, zaproponowałem ,by pozostali chętni i chętne też występowali pod tą nazwą. I tak się stało i mieliśmy drużynę mieszaną dwie panie i dwóch panów, nie licząc na jakiś spektakularny sukces. Teraz wystarczyło pojawić się na starcie i robić swoje. Nim to mogło nastąpić trzeba było odebrać pakiet. To można było dokonać do dnia przed startem włącznie ,co było trochę uciążliwe gdyż trzeba było wykonać specjalną wyprawę po pakiet, gdyż w dniu startu było to już nie możliwe, a szkoda. Choć częściowo można to zrozumieć wczesną godziną startu zawodów, by nie opóźniać startu przez odbierających pakiety w ostatniej chwili (znam to z autopsji, choćby jak to bywało przed PM w Radzyminie). Przez awaryjne zawirowania w pracy mój start wczesnym sobotnim rankiem  27 maja zaczął stawać pod znakiem zapytania. Awaria ,jaka- kolwiek w sobotę to zaczyna być problem. Problem udało się jakoś rozwiązać ,jednak do Serocka musiałem już jechać sam ,choć miał to być wyjazd częściowo rodzinny, ale ktoś musiał zostać i monitorować dalszy przebieg usuwania awarii. W Serocku trzeba było być dość wcześnie , by po oddaniu depozytu tuż po godzinie ósmej być gotowym do transportu autobusowego organizatora do Wieliszewa ,skąd na tyłach kościoła na nabrzeżu był zlokalizowany start. Pogoda wyjątkowo stawała się letnia i tylko baner startowy i nasze ubiory zdradzały, że nie jesteśmy letnikami zgromadzonymi nad brzegiem rzeczki będącej dopływem do zalewu. Punktualnie o godzinie 9 , wystartował półmaraton. Początkowo biegliśmy nabrzeżem , by jednak po pół kilometrze skręcić w stronę miasta. Szybko wybiegliśmy poza zabudowania i po przebiegnięciu przez tory skręciliśmy w prawo w stronę zalewu.
Odcinek ten już biegłem w towarzystwie kolegi Tomasza z czasnabieganie.pl w oddali przed nami z osób które identyfikowałem biegł Mateusz z trenerbiegania.pl . Po wstępnym rozpoznaniu postanowiłem trzymać się tempa w granicach 4:10 /km . Po zbliżeniu się do akwenu po lewej stronie, co wiem z autopsji jest plaża ,my natomiast skręciliśmy w prawo ,by wbiec na wał przeciwpowodziowy jak sądzę , i czekała nas długa na nim ścieżka. Była ona na szczęście dość płaska i pozwalała na trzymanie tempa.

       Następnym odcinkiem było pokonanie mostu i tu trzeba było oczywiście trochę liczyć się z podbieganiem. Tu zauważyłem ,że kolega Tomek został lekko z tyłu. Ja nie starałem się z nikim ścigać ,jedynie dbać u utrzymanie tempa w strefie swobodnego komfortu, bym to tak nazwał. Po pokonaniu mostu zbliżaliśmy się chodnikiem z betonowej kostki do Serocka . Na tym odcinku wcześniej wspomniany Mateusz ,musiał mieć kryzys ,bo wyprzedziłem go. Kolejny etap wyścigu odbywał się drogami wiejskimi ,częściowo zadrzewionymi jednocześnie o zróżnicowanej konfiguracji trasy tzn .był fajny zbieg dający trochę wytchnienia w cieniu. Jednak później tuż przy nabrzeżu zalewu był ,jak dla mnie , mocno wymagający odcinek muldowy. To znaczy górka dołek ,górka dołek i tak kilkanaście razy.
       Wysokość podbiegów od pięciu do dziesięciu kroków i ostrym nachyleniu. Po pokonaniu tego trudnego odcinka ,jak dla mnie, można było odetchnąć biegnąc wąską nabrzeżną ścieżką ,później chwilę szerszą ,by dobiec do drogi miejskiej przy promenadzie w Serocku. Przed startem szczegółowo nie analizowałem trasy, jednak z wielu startów w tym mieście biegnąc w tym kierunku spodziewałem się jeszcze bardzo wymagającego podbiegu na zakończenie wyścigu. Na asfaltowej drodze zostałem dogoniony przez kolegę Mateusza i Tomka , można powiedzieć tuż przed podbiegową końcówką. Tu musiałem się dużo napracować i nawet przez myśl mi nie przechodziło , by podejmować jakąś próbę pogoni za kolegami. Po prostu brakowało sił. Kiedy udało się wdrapać na szczyt pozostał około stumetrowy ,a może krótszy dobieg do mety, która była w tym  momencie swoistym zbawieniem.

Na metę wpadałam jako dziewiąty zawodnik i jak się później okazało pierwszy w swojej kategorii wiekowej. Niesamowicie cieszyłem się ,że mam to już za sobą. Pogoda choć ogólnie wyśmienita w tym dniu do końca mi nie sprzyjała, no chyba , że w części dekoracyjnej powyższej imprezy.


Nasza drużyna jak się okazało zajęła drugie miejsce za drużyną pana wójta z Wieliszewa, a i koleżanka Edyta była druga w swojej kategorii. Czyli było fajnie. Jeśli będą kolejne edycje to sądzę ,że będę ich uczestnikiem.





Żoliborz ,parkrun #166 1.07.2017

          Ileż to ja się wybierałem żeby zaliczyć tę lokalizację parkrunową ? W końcu nastąpił korzystny splot okoliczności ,że w sobotni poranek miałem kurs na Bielany i powstała możliwość ,by tu pobiegać. Jak na mój debiut ,tu szykował się jednak bieg odwrotny, czyli w drugą stronę . Jednakże ostatni tydzień obfitował w nawałnice burzowe skutkujące dużymi drzewołamami ,które i tu wystąpiły także mieliśmy biec jednak standardowo, ale nie do końca , bo trzeba było ominąć powalone drzewo. Komplikacji z tym jednak nie było, gdyż była alternatywa pobiegnięcia krótkiego odcinka po trasie rowerowej. Zatem i kilometraż nie ulegał zmianie.
   Samą trasę trochę miałem w pamięci z racji dawnych startów na przeprowadzanych tu zawodach, ale było to parę lat wstecz. Start odbywał się z miejsca tak jak kiedyś. Meta lekko przesunięta dalej, ale na tej samej prostej. Frekwencji za wielkiej nie było ,bo 37 osób, ale w końcu jest początek wakacji. Wiedziałem, że tu często biega Sebastian Polak i Michał Orzeł z którymi raczej nie mam  szans ,ale z pozostałymi nie wiadomo. Na starcie, dziś jednak był tylko Michał ,a pozostali stanowili dla mnie raczej zagadkę. Czyli będzie ciekawie. Będąc trochę pobieganym w ostatnich dniach ustawiłem się w drugim rzędzie, tym bardziej ,że za kilkadziesiąt metrów czekał nas zakręt pod kątem prostym. Po pokonaniu tegoż zakrętu biegnę za młodzieżową parą i jestem trochę zaskoczony świetnym tempem pani. Przed nimi jest jeszcze trzyosobowa czołówka ,oczywiście z Michałem. Pomyślałem jacyś mocni. W początkowej fazie i ta para również świetnie dawała, ale po około półtorej kilometrze czułem ,że mogę trochę przycisnąć. Z kolei czołówka już się rozbiła i chłopaki lecieli indywidualnie. Do ostatniego z nich mieliśmy może nie całe pięćdziesiąt metrów separacji. Wtedy na łuku oznajmiłem młodzieży, że nie będę im dyszał nad uszami i wyprzedziłem ich. Dystansu było jeszcze przed nami większość, a ja zacząłem zastanawiać się nad moimi szansami w pościgu chociaż tego trzeciego. Po wejściu na swoje obroty, jednak starałem się nie zwiększać ich ,a obserwować rozwój sytuacji. Wraz z pokonywanym dystansem dało się zauważać topniejącą odległość do mojego poprzednika , co sugerowało mi że gość trochę poszalał na początku, a teraz płaci frycowe. Znam jednak przypadki, że po czasowym odsapnięciu jednak niektórzy odradzają się i mają zryw. Po pokonaniu drugiego łuku okrążając jeziorko pozostawało do pokonania około kilometra, a ja byłem już za plecami mojego gonionego rywala. Postanowiłem zaatakować ,tym bardziej ,że był prosty odcinek. Po wyprzedzeniu kolegi trzymam tempo tym bardziej ,że do drugiego separacja też topnieje choć pozostaje cały czas znacząca. Jednak daje mi to dodatkową motywację ,by nie odpuszczać i nie zadowalać się już trzecią pozycją. Starania dogonienia drugiego jednak już nie przyniosły rezultatu i linię mety osiągnałem jako trzeci z czasem 18:28  i stratą do drugiego 8 sekund, trzeci na mecie miał z kolei 7 sekund straty do mnie. Oczywiście wygrał Michał z czasem 17:46. Wyprzedzana w początkowej fazie pani była piąta, a jej partner szósty. Jak się okazało anglojęzyczni goście, dlatego ze mną nie pogadali na trasie. W porównaniu do trasy skaryszewskiej ,może ta jest trochę trudniejsza ze względu na lekkie podbiegi i zbiegi oraz głównie betonową kostkę, ale jak się okazuje wyniki też tu można kręcić.