Mając konkretny pesel na karku ,na upartego można było być uczestnikiem wszystkich edycji tej imprezy. Czy są tacy nie wiem. Wiem natomiast, że w latach ubiegłych sam ,czyli indywidualnie zaliczałem tę imprezę ,a i raz w drużynie dwa lata temu. Ale o co w tym chodzi ? Krótko : 4 km biegu terenowego, 2 km na łyżwach po torze łyżwiarskim, co nie jest bez znaczenia, i na koniec jazda rowerem znów w terenie, ale na dystansie 10 kilometrów. O godzinie 10.30 startowało 59 drużyn sztafetowych i wśród nich nasza pod wezwaniem, o mianie Active Trio w składzie Dariusz (ja), Piotrek-łyżwy i Patryk-rower.
To ,że będę się bawił znów w te zawody dowiedziałem się dwa tygodnie przed. Chłopakom wiele po moim starcie nie obiecałem, poza tym, że będę starał się zmieścić w dziesiątce. Trasa to nic innego jak masa zakrętasów na rozległym trawniku przy Stegnach. Dla mnie dyskomfort stanowiło podłoże ,zlodowaciałe i śliskie w większości ,poza odcinkiem chodnikowym i startowym.
Dlatego uzbroiłem się w modyfikowane śrubami pumy. Na oblodzonej trawie było ok, ale na odcinkach asfaltowych czułem się jak podkuty koń kawaleryjski ;). Widząc kto jest w obsadzie ,choćby Polak czy Bernardelli wybiłem sobie z głowy gonitwę za czołówką. I tak zrobiłem.
Po drugim zawijasie już stawka zaczęła się klarować choć jaką zajmuję pozycję ciężko było mi ocenić, a bardziej skupiałem się by utrzymać obrane tempo i przy okazji pozycję. Czołówka mocno się przerzedziła jednak na drugiej pętli wyprzedził mnie jakiś gostek, co mnie trochę zdeprymowało. I spiąłem się trochę i ja też przesunąłem się o jedną pozycję. Wyprzedzony przeze mnie widać było , jednak że słabnie.
Druga pętla była dłuższa o dobieg do lodowiska tu widziałem, że nawet zredukowałem trochę dystans od zawodnika który mnie wyprzedził, ale z drugiej strony nie spinałem się na siłę, by przy przekazaniu frotki, takiej np.dla tenisistów do ocierania potu, nie było jakiegoś zamieszania i żeby Piotrek mógł swobodnie ruszyć do walki na lodowej tafli. Frotka była taką symboliczną pałeczką, bo chipy mieliśmy w swoich indywidualnych numerach. Jak się później okazało po biegu byłem piąty. Piotrek miał z kolei pojechać ładnie ,choć miał hokejówki nie figurówki. Pojechał by szybko gdyby uzbrojony był w panczeny. Ale to może następnym razem. Prawdopodobnie po łyżwach byliśmy na ósmej pozycji, czyli nie źle. Kolega Patryk akurat na takiej trasie czuł się dość swobodnie i w miarę pewnie, co pozwoliło mu mocno technicznie powalczyć , by na ostatnich metrach jeszcze cyknąć zespół Renault.
W ten oto sposób zajęliśmy czwarte miejsce w klasyfikacji zespołów męskich. Jak to zwykle w takich sytuacjach pojawia się uczucie niedosytu. Ale z kolei zdroworozsądkowa ocena kazała nam być zadowolonymi jak nie wiem co.
Jak widać miałem z kim przegrać w biegu. A łudziłem się ,że pokonam ich moimi śrubkami w podeszwach , bo oni biegi na gładko ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz