wtorek, 31 stycznia 2017
6 WOŚP bieg w Kobyłce, 15.01.2017
Tym razem tego wyścigu nie mogłem opuścić. W końcu dyspozycja zdrowotna ,ogólna, pozwalała na uczestnictwo. W trzech pierwszych edycjach udawało mi się wskakiwać na pierwsze miejsce podium i dlatego tym razem z pewnym obciążeniem psychicznym się do tego zabierałem, jednak zdając sobie sprawę ,że do dyspozycji z tamtych lat trochę mi brakuje. Dyspozycję dodatkowo osłabił brak wybiegania choćby przyzwoitej objętości w ostatnich tygodniach spowodowany przeziębieniem, ale sprawdzić się w lokalnym biegu to bezcenne. Aura w tym dniu była dość sprzyjająca z temperaturą w okolicach 2 stopni poniżej zera, natomiast gorzej zapowiadało się podłoże na odcinkach dróg nie utwardzonych. Część początkowa i końcowa przebiegała po asfalcie i tu było względnie. Najgorzej na odcinkach dróg z dobiegiem i wybiegiem z odcinka leśnego, gdzie było znośnie , czyli zimowo krosowo. Przed startem na dystansie głównym około pieciokilometrowym przeprowadzono bieg rodzinny na około jednym kilometrze. W roli startera w obu przypadkach występował sam pan burmistrz Kobyłki. O godzinie dziesiątej wystartowaliśmy. Po trzydziestometrowym odcinku i wyjściu z bramy z terenu szkolnego wyszedłem na prowadzenie .
Po chwili stwierdziłem, że trochę za mocno i postanowiłem puścić przodem młodego kolegę biegnącego za moim prawym ramieniem. Jednak pomimo lekkiego zredukowania tempa to nie nastąpiło i nadal prowadziłem. Ponowne zredukowanie tempa nastąpiło po wbiegnięciu na drogę nie utwardzoną będącą w stanie wysokiego poślizgu. Tylko kolce ,by sobie tu świetnie poradziły. A że tak było ,świadczył odgłos upadku jednego z zawodników biegnących za mną . Skoncentrowany na łapaniu przyczepności nie miałem zamiaru oglądać się kogo spotkał upadek i potraktować to jako przestrogę dla siebie ,że trzeba się pilnować. Dopiero po minięciu kapliczki i w biegu na leśną część można było poczuć się pewnie ,jeśli chodzi o podłoże, bo jednak konkurencja nie odpuszczała. Na pierwszym dość łagodnym podbiegu i zbiegu próbowałem się trochę odbić. Ale było to krótkotrwałe.Czekała nas jeszcze trochę trudniejsza górka, do której niebawem dotarliśmy . Cały czas starałem się robić wrażenie świeżości, jednak zmęczenie dawało się już we znaki. Po zejściu z górki i zakończeniu zbiegu zakrętem w prawo zbliżaliśmy się do wyjścia z lasu. Na tym odcinku zostałem wyprzedzony przez nie znanego mi zawodnika. Po sposobie biegu wiedziałem ,że nie mam się co za nim szarpać i dlatego skupiłem się na utrzymaniu swojego tempa. Po wyjściu z lasu znowu znowu zaczął się rollercaster po śliskiej drodze i jakby tego było mało niespodziankę przygotował nam policyjny samochód pilot , który przejął nas po lesie. Już po około stu metrach widzę ,że prowadzi zawodnika który mnie wziął ,i skręca w prawo w osiedle z tą atrakcyjną drogą . Ja wiem ,w ciemno , bo trasę znam od podszewki, że powinno być prosto. Nawet gość będący tuż za mną był zdziwiony, ale odpowiedziałem mu ,że chyba wiedzą co robią, ale jednak nie wiedzieli i zamiast prosto biec do ulicy Dojazdowej , my mieliśmy zafundowany obieg tego odcinka i zapewne lekkie wydłużenie trasy. Trochę w innej konfiguracji , ale znaleźliśmy się na Dojazdowej, gdzie czekała nas długa ,co najmniej 700 metrowa prosta i potem zakręt w drogę z jąbów , takie płyty betonowe, prowadzącą do mety . Do tego zakrętu cały czas jestem na drugiej pozycji jednak z naciskiem rywala. Po zakręcie kolega zaatakował i skutecznie wyprzedził mnie, oczywiście próbowałem nawiązać walkę ,ale na tyle nie skuteczną ,że jeszcze wyprzedził mnie kolega z Marek.
No, cóż , wiedziałem ,że mam spore braki, ale okazały się w bezpośredniej konfrontacji trochę większe niż szacowałem. To był mój czwarty udział w tej imprezie i nomem omen czwarte miejsce. Oczywiście ze względu na lokalny charakter biegu była okazja do spotkania wielu znajomych pasjonatów biegania.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz