niedziela, 15 listopada 2015

VIII Bieg Niepodległości w Ząbkach. 11.11.2015

         W miejscowości tej ,niedalekiej od mojego miejsca zamieszkania ,zwanej Ząbki ,ścigałem się wielokrotnie i na różnych trasach, zwykle około pięciokilometrowych. Zatem, co mogło skłonić mnie do ponownego tu startu. Stwierdzenie ,że celebrowanie święta narodowego, byłoby mocno naciągane, tym bardziej ,że dyspozycji nie mam, a forma w lesie. Było jednak ale ,polegające na   tym ,że na tej trasie jeszcze nie biegałem. Z resztą jak wszyscy ,którzy zdecydowali się tu dziś przybyć. Główną atrakcją było wytyczenie jej przebiegu pod wiaduktem kolejowym, który od niedawna zaistniał w Ząbkach. O tej atrakcji dowiedziałem się na biegu wiosennym i już wówczas zaplanowałem tu start i konsekwentnie trzymając się tego, pomimo drobnych przeciwności realizowałem. Tego dnia poranek był pochmurny i smętny z zapowiedzią przywiania jakiegoś deszczowego opadu. Start wyścigu zaplanowany był na godzinę 13. Wcześniej wstępnie umawiałem się z kolegą Kamilem ,że wybierzemy się tam razem, jednak okazało się ,że rodzina kolegę zainfekowała, co wykluczyło go z tego przedsięwzięcia, a był zgłoszony. Jednak okazało się, że jego zgłoszenie nie pódzie na marne, bo rano miałem telefon od koleżanki Patrycji Bereznowskiej.       Tak ,tej ultraski, która jeszcze w niedzielę ustanawiała rekord Polski na dystansie 100 km w Holandii. Czy byłem zdziwiony ? Ani z rekordu, ani z jej dyspozycji startowej raczej nie , bo już trochę się znamy, a koleżanka pytała mnie o możliwość startu w Ząbkach, bo wcześniej się nie rejestrowała. Także dowiedziała się ,że nie ma problemu , bo mamy miejsce za kolegę Kamila. Umówiliśmy w biurze zawodów zlokalizowanym w szkole ,w sąsiedztwie kościoła. Z racji dnia świątecznego ruch na ulicach był mininalny i błyskawicznie się tam znalazłem, by pobrać numerek i czerwoną koszulkę z okolicznościowym nadrukiem. Za nie długo przybyła koleżanka i po dokonaniu formalności i przystosowaniu się udaliśmy się drobny rozruch, za jej namową z resztą. Zaliczyliśmy 15 minut truchtu, by dołączyć do rozgrzewki prowadzonej pod szkołą. Temperatura wyjątkowo była komfortowa, bo w granicach 12, 14 °, ale jak to ostatnio , nieźle wiało, co było widać po trudnościach z ustabilizowaniem balonu startowego.

Jednak wszystko się udało i mogliśmy startować. W biegu udział brało dużo młodzieży ustawionej z przodu startu, co deprymowało niektórych. Dla mnie w tym dniu specjalnie nie miało to znaczenia, bo mając wiedzę o swojej dyspozycji, a widząc mocnych kolegów w postaci Marcina Krysika, czy Andrzeja Ignatowicza i pewnie paru innych, mogłem mieć nadzieję ,że może załapię się na kategorię 40+, którą deklarowałem w zgłoszeniu. Po starcie mocniejsi zawodnicy szybko chcieli wyprzedzić młodzież , by sobie nie przeszkadzać.

Ja ruszyłem zdecydowanie , ale bez szybkościowej przesady.  Po około kilometrze zbiegając pod wiadukt ładnie było widać jak się układa stawka. W przodzie dwóch liderów potem trójka i jeszcze raz trójka. Wiedziłem ,że to dopiero początek, a w ocenie czy mogę coś podkręcić raczej wszystko wskazywało, że nie. To starałem się sunąć tak jak sunąłem. Pod wiaduktem mój M400 , zapszczał, co skojarzyłem z zawieszeniem GPS, a finalnie okazało się to informacją o pierwszym kilometrze. Po wyjściu z tunelu na rondzie odbiliśmy w lewo, by dać znów w lewo w celu obiegniecia stadionu i basenu już po częsci krosowym podłożu . Tu udało mi się wyprzedzić jednego z rywali. Po tem czekała nas osiedlowa uliczka ,którą przecięliśmy trasę 634 , by zaraz skręcić w lasek znany mi z wcześniejszych startów. Tam ,ścieżkowo mieliśmy do pokonania około kilometra, by potem wybiec na ulicę i dostać się na trasę wytyczoną równolegle do drogi prowadzącej do gimnazjum z metą. Takie wytyczenie zapewno miało mniej zakłócać lokalny ruch, a jednocześnie zwiększło walory krosowe trasy.  Na około pół kilometra przed metą, już biegliśmy na wprost gimnazjum, jednak , by dopaść mety należało obiekt prawie obiec dokoła.
Moje próby dogonienia zawodnika poprzedzającego zczezły na niczym i sytuacja od połowy trasy pozycjonalnie w odniesieniu do mnie nie uległa zmianie. Zaskoczony jednak nie byłem. Lokata nr 7 , też musiała mnie zadowolić. Pierwsz na mecie był Marcin Krysik.
 Za nie długo pojawiła się koleżanka Patrycja jako pierwsza z pań, co ją samą ,może trochę zaskoczyło, ale główną rywalkę Aleksanderę Klimczak, znała z poprzednich lokalnych biegów zatem mogła kontrolować sytuację. To ,że auta zostawiliśmy nieopodal startu, jednak odległego około 2 km w linii prostej od mety, mieliśmy możliwość rozbiegania by powrócić na  oficjalne zakończenie samochodami.  Uzyskany mój czas 15:45 zdecydowanie sugerował, że do pięciu kilometrów sporo brakowało, lub był zawis gps. Jednak to był pierwszy wariant , gdyż organizator skrócił leśną część trasy z powodu występującego błota .


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz