Biuro zawodów zlokalizowane było zaraz za trasą Trakt Brzeski i tam w konfrontacji z organizatorem dopiero zostałem wyprowadzony z błędu , co do trasy, która nijak się nie pokrywała z moimi przypuszczeniami. Samo stwierdzenie, że wystarczy przejść przez trasę i nie opodal będzie znajdował się start będący zarazem metą na sto procent przekonało mnie ,że to jednak będzie coś nowego. No i dobrze. W założeniach było pięć pętli po około 2 kilometry. To dystans hard. Ale był i soft, zdaje się , że na 2 i 3 pętle. Ja oczywiście obstawiłem wersję pierwszą , a moi współtowarzysze coś krótszego. Zatem z moich planów pozostało założenie , że raczej trzeba spokojnie, ale wysilić się będzie trzeba trochę jak nic. Pogoda była wymarzona jak na takie bieganko. Bo 8 stopni na plusie , a i słoneczko czasami uśmiechało się do wszystkich.
Start jak łatwo było zauważyć tradycyjnie był pod górkę. W tym przypadku dosyć długi z małym siodełkiem, by potem zaliczyć długi zbieg z zakrętem dziewięćdziesiąt stopni na wypłaszczenie. Z tego , co zapamiętałem to jeszcze zdaje się dwa porządne podbiegi były do zaliczenia, oczywiście ze zbiegami na których trzeba było zachowywać wysoką czujność, by nie przeszarżować .
Dla osiągnięcia pełni przyjemności należało zaliczyć to wszystko pięć razy. Dlatego też, pomyślałem , że warto będzie odnotować sobie przebieg czasowy każdej pętli do późniejszej analizy. Pierwszą pętle biegłem zdecydowanie zachowawczo, jednak potem już rozgrzany trochę przyłożyłem. I pierwszy czas 9:48 odstawał od pozostałych znacznie zbliżonych do dziewiątki bo było : 9:09 ,9:09, 9:05 i 9:11, czyli można sporo urwać. Trasa wymagająca stałego monitoringu podłoża . Sam byłem świadkiem kiedy zawodnik za którym podążałem niefortunnie wykręcał sobie jedna noga po drugiej na wystających korzeniach. Zachwiało to jego równowagę jednak, na szczęście nie skutkowało nagłą kontuzją, bo bieg kontynuował .
Po ukończeniu okazało się , że byłem siódmy. Biorąc pod uwagę samopoczucie, można było mocniej, jeśli było by tylko dziś, ale , że miało być też jutro to może było trochę za mocno. Takie dylematy amatora Aktywnego Relaksu. Pewnie nie tylko moje, ale my tak mamy, bo z kolei kolega Kazimierz, którego z nami tu nie było , obstawiał sztafetę na Stegnach w triathlonie zimowym i ścigał się na piątkę, a jutro mieliśmy spotkanie wyścigowe na Chomiczówce. Jeszcze odnośnie statystyki ,to wygrał Marek Omszański ,triumfator ubiegłorocznej edycji , z czasem 40:58. Mój wynik to 46:23. Długi dystans pobiegło 56 osób , a krótsze łącznie też 56 osób. Poza tym , gdzieś tam w okolicy jeszcze kręcili się orientaliści . Kto nie pojawił się tym razem będzie miał szansę na zmierzenie się z tymi górkami jeszcze 31.01, 24.02, 28.02 i 7.03. Zapraszam ,bo warto.
A na koniec rzucił się na mnie baner !!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz