środa, 14 stycznia 2015

Być, albo nie być …. w sumie proste pytanie.



Po ostatniej absencji startowej ,pod koniec roku w końcu udało mi się zaliczyć w ten weekend dwa biegi cyklowe. Chodzi o biegi górskie w Falenicy, to w sobotę i w niedzielę City Trail w Warszawie. Tak jak w pierwszym tak i w drugim było to moje być albo nie być w klasyfikacji końcowej. Teraz nic tylko w następnych edycjach startować. Motywacja jest zwielokrotniona, gdyż w Falenicy jest szansa na podium w kategorii wiekowej jak i podium w klasyfikacji drużynowej, bo zasilam tu koleżeńsko super mocny team Dream Run. Jak na razie drużynówka bezkonkurencyjna. Natomiast w drugim cyklu City Trail kategoria wiekowa zapowiada się też optymistycznie. Drużynówka trochę mniej ,gdyż były pewne niedomówienia wśród zgłaszających się, co do ujednolicenia wpisania nazwy klubu, ale jakoś to przebrnęliśmy i reprezentujemy nasz lokalny Aktywny Relaks. We wszystkim jednak najważniejsze jest to , że możemy razem spędzić trochę czasu na biegowo. Falenicę znam już na pamięć , ale nie wiedząc na co mnie będzie stać potraktowałem trochę asekuracyjnie biegnąc zdecydowanie intuicyjnie nie spinając się wskazaniami chronometru. Traktowanie traktowaniem, ale każda następna pętla , których do pokonania było jak zawsze dla pełnego dystansu trzy, była słabsza. Wiem to bo wciskałem między czasy. Czyli wiem ,że nie ma co się spinać, a raczej nie dać się ponieść ogółowi na początku. Ale z obserwacji rywali nie byłem jednostką odosobnioną w tym błędzie taktycznym. Na szczęście będą jeszcze dwa biegi do klasyfikacji i będzie można się poprawić. Uzyskany czas 40:22 na dziesięciokilometrowej ,o profilu górskim , krosowej trasie nie był najgorszy ,zważywszy , że jesteśmy z kolegą Kazimierzem w treningu nastawionym na siłę biegową i może z tego powodu brakowało trochę świeżości, ale ogólne samopoczucie na mecie było super szczególnie ,że wiele znajomych osób spotkaliśmy.

W niedzielę z kolei czekał na nas krótszy , bo pięciokilometrowy , a i zarazem szybszy , bo płaski bieg. Tu też działa podwójna motywacja. W trakcie wyścigu samopoczucie miałem dość komfortowe, choć obserwując rywali widziałem swoje braki szybkościowe. Tu było trochę podobnie jak w Falenicy, początek za mocno, bo na pierwszym kilometrze , z ciekawości zerknąłem na Polara i było 3:37 , co w mojej dyspozycji raczej nie rokowało , by ciągnąć tak dalej i trochę zredukowałem tempo, by na czwartym i piątym lekko podkręcić, co dawało efekt doganiania będących przede mną.
W efekcie finiszowałem na szesnastej pozycji, która w tych warunkach musiała mnie satysfakcjonować. Okazało się , że samopoczucie tym razem też było super, a to najważniejsze. Tu też jeszcze czekają dwa biegi, zatem będzie okazja by się poprawić, tym bardziej ,że uzyskany czas to 18:42. Warto mocniej zbliżyć się do 18, a może i ją złamać ?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz