środa, 28 stycznia 2015

Dream Run ,Falenica nasza ,24.01.2014

           
Minęło dwa tygodnie i znów spotkaliśmy się na falenickiej wydmie. Pogoda jak poprzednio, znowu nas rozpieszczała ,choć było chłodniej, bo około zera, ale zimy ani słychu ani widu, jeszcze parę dni wcześniej trochę śniegu padało. Byli tacy jak Tomek, co nawet poczuli już lato.
Warunki były wyśmienite, dlatego zważywszy na moją pozytywną dyspozycję nastawiłem się ,że coś powinienem urwać z poprzedniego rezultatu, a przypomnijmy  było 40:22 i każda z trzech pętli wolniej. W tej edycji ja i kolega Kazimierz reprezentujemy koleżeńsko taki team, pod wezwaniem naszego kolegi Artura o nazwie Dream Run i jesteśmy elementami uzupełniającymi wymogi regulaminowe mówiące ,że drużyna ma liczyć pięć osób w tym jedna pani minimum i zawodnik powyżej, powyżej chyba 35 lat ,co my z Kazimierzem wypełniamy. I tak oto, znajdujemy się w najszybszej drużynie w tej edycji Zimowych Biegów Górskich w Falenicy. Ale przejdźmy do tego biegu. Z racji złożeń już po starcie sprężałem się lepiej niż poprzednio obserwując poczynania innych współzawodników i odnosząc swoje tempo do nich. Początkowo wydawało mi się , że trochę za wolno, ale mając w świadomości , że to początek raczej czekałem na dalszy rozwój wypadków. Nie powiem wysilać trzeba się było, ale trzymanie się optymalnego tempa opłaciło się gdyż to ja raczej wyprzedzałem niż odwrotnie.



W okolicach starto/mety stoi zegar , na którym zawodnicy mogą kontrolować przebieg czasowy w tym miejscu o ile nie sugerują się swoimi   chronometrami. W moim przypadku tylko łapałem sobie międzyczasy dla późniejszej analizy bez bieżące kontroli , zwracając uwagę raczej na rywali, a na trzeciej  pętli również dublowane rywalki, co trochę uatrakcyjniało bieg na coraz większym zmęczeniu.  Zgodnie z przedstartowymi założeniami wyścig ukończyłem z czasem poniżej 40 minut czyli 39:41 i przy świetnym samopoczuciu, co najważniejsze. Po analizie etapowej tym razem wyszło dość równo w tolerancji pięciosekundowej, ale w dalszym ciągu będę pracował , by za każdą pętlą było lepiej. Zobaczymy , co z tego wyjdzie i czy w ogóle się uda. W tym dniu z relacji wielu znajomych osób, biegało się świetnie i dużo rezultatów było popoprawianych, czyli wszyscy pracują nad zwyżką formy.



Reprezentowany przez nas team oczywiście odniósł spektakularne zwycięstwo mocno dystansując pozostałe drużyny.Na trasie luźno nie było, bo na długim dystansie 10 kilometrów na trzech pętlach pobiegło 453 osoby, a były jeszcze starty na jedną i dwie pętle na szczęście w innym czasie.


Świetną obsługę foto ,już tradycyjnie zawdzięczamy pani Dorocie z maratonczyk.pl . Nie jest łatwo ścigać się , ale za to jest przyjemnie i zdrowo porywalizować. W następny weekend znów nastawiamy się na biegi siłowe, bo powtórka jak dla mnie Starej Miłosnej w Wesołym Biegu Górskim ,a w niedzielę być może Korytnica czyli Wieliszewski krosing. Może być naprawdę aktywnie.

niedziela, 25 stycznia 2015

Chomiczówka 18.01.2014. Kultowy wyścig „Stolycy”.

            Warto obejrzeć :                                                                                https://www.youtube.com/watch?x-yt-ts=1422411861&x-yt-cl=84924572&v=oaSrMqVGmmU          - 9 minuta relacji, ja opowiadam ,a Kazimierz finiszuje !
 Kiedyś na początku roku, zawsze to była pierwsza impreza biegowa na dwu dystansach, gdzie można było sprawdzić swoją dyspozycję startową . Teraz oferta jest szersza , jednak tu nadal przybywa wielu amatorów biegania i nie tylko amatorów. W ofercie są dwa dystansy na 5 i 15 kilometrów, które można pobiec oba, jak też czyniłem sam jeszcze dwa lata wstecz. Jednak wówczas tylko pierwszy był dla mnie znaczący, bo jednak biegłem go na full , a drugi z racji, że odbywa się zawsze godzinę po starcie pierwszego ,zaliczałem na przemęczeniu jednak, bo nie potrafię zregenerować się w pół godziny. Oczywiście można tak pobiegać, ale odkąd jest szansa na powalczenie w kategorii wiekowej nie mogę sobie odbierać tej przyjemności. Właśnie dwa lata temu nie nastawiałem się na nic i pobiegłem optymalnie oba biegi i dopiero w domu, bo nie zostawałem na zakończenie z smsa dowiedziałem się , że jestem trzeci w kategorii wiekowej, to od tamtej pory zmieniłem podejście do tego startu ograniczając się tylko do 15 . I w ubiegłym roku opłaciło się , bo była satysfakcja z zajęcia pierwszego miejsca w kategorii i uzyskania dobrego rezultatu. W tym roku postanowiłem trzymać się sprawdzonego planu, choć poniosło mnie jednak na wczorajsze Wesołe Górki i do końca nie wiedziałem na co mogę liczyć. Pogoda była wręcz wyśmienita. Może chłodniej niż wczoraj ,ale powyżej zera i bezwietrznie, jedynie do pokonania pozostawali rywale i miejski, a w zasadzie osiedlowy charakter wyścigowej trasy.



W szatni nomen omen spotkałem jak się później okazało mojego głównego rywala w kategorii w tym dniu jak się okazało. Oczywiście w przyjacielskiej atmosferze bez ukrywania czegokolwiek przedstawiliśmy swoje plany i oczekiwania na ten start. Wychodziło, że kolega jest szybki, to zapewniłem go ,że na pewno będę się starał go naciskać. W końcu, ostatecznym rezultatem miały być nasze indywidualnie satysfakcjonujące czasy. Choć ja czułem, że wynik czasowy poprzedni trudno będzie powtórzyć, nie marząc o jakichkolwiek poprawkach. Także wiadomo było co kogo będzie czekało. Jeśli chodzi o ubiór to śmiało można było występować na krótko, jednak ja zdecydowałem się na cienko, ale długo. Tak zachowawczo. Przy tak licznych startach problemem zawsze jest ustawienie się na starcie , a potem sam start ,bo wąsko i trzeba uważać , by nie leżeć. Tu dodatkowo za około 200m ostry zakręt w prawo na chodnik i nadal wąsko, a i jakość nawierzchni chodnika też mogła okazać się niespodzianką. Od zawsze jak pamiętam nastawiałem się na maksimum uwagi do momentu , aż bezpiecznie nie pokonam przejścia dla pieszych, by dopiero na osiedlowej uliczce móc się skupić na realizacji taktyki na ten bieg. Tak jak podejrzewałem kolega poszedł ostro osiągając pewną przewagę nade mną . Wyczułem ,że niestety nie jest to moje tempo, ale starałem się ,by separacja między nami raczej nie wzrastała. Do pokonania jak zwykle były trzy pętle.  Na pierwszej pętli towarzyszył mi kolega „Styku’’, z którym byłem na moich pierwszych wyjazdach startowych i w tedy to ja goniłem jego, a teraz to on goni mnie. Kolega wytrzymał za mną pętelkę potem trochę został, pomimo że tempo było raczej cały czas równomierne.


Na moje szczęście kolega z kategorii cały czas był na moim celowniku i na trzeciej pętli nie oczekiwanie doszedłem go. Jak sam powiedział, miał jakiś kryzys, a ja powiedziałem niech próbuje się mnie trzymać , bo lecę równo i jak się ustabilizuje to przykręcimy śrubkę. Jako, że grubo 2/3 trasy było za nami to starałem się nadal trzymać swoje tempo, co jak się okazało było dobra taktyką. Koledze jednak nie udało się odbudować , zatem starałem się na ile mogłem trochę podkręcać , ale z obserwacji było widać , że dość słabo mi to wychodziło, bo doszedłem grupę z długowłosą blond biegaczką, która jednak na ostatnich dwu kilometrach znacząco mi uciekła będąc w pogoni za trzecią zawodniczką tego wyścigu.

Udało mi się finiszować z czasem 56:25, na 47 pozycji. Czyli słabiej niż w roku ubiegłym, ale z gwarancją na podium w kategorii. W szatni dysponując już telefonem przekonałem się , że jestem pierwszy w M-50, czyli nie było nie było innych rywali z przodu.   Średnie tempo wyszło 3:45/km, czyli bez szału, ale na tyle się przygotowywałem, między innym biegając kilometrówki w tym tempie na jednominutowych przerwach statycznych. Podsumowując sprawdzian wyszedł pozytywnie, choć niedosyt był z rezultatu, jednak usprawiedliwiony Wesołymi Górkami dnia wcześniejszego. No, ale jak można to się biega.


Oprócz mnie tą trasę na krótszym dystansie zliczali Kasia ,Waldek i Konrad , a na dłuższej Kazik i Andrzej to tak z naszej okolicy i oczywiście bardzo wielu znajomych.

czwartek, 22 stycznia 2015

Wesołe Biegi Górskie, Stara Miłosna 17.01.2014


 Po dostaniu informacji ,że w tym roku też będzie alternatywa, a raczej dodatek do falenickich gór, postanowiłem również się tam pojawić dla chociażby swoistej odmiany. Tym bardziej, że nie ma kolizji terminowej tych imprez. Okazało  się , że będzie nowa lokalizacja, co dodatkowo wzmogło moją ciekawość. Po pobieżnym rzucie oka na lokalizację raczej biura niż trasy zacząłem wnioskować, czy aby trasa nie będzie pokrywała się choć częściowo z tym, co znam ze ścigania w Wesołej Stówie. Taka sztafeta na dystansie 100 km, ostatnio impreza zawieszona. Trasa owszem krosowa, ale daleko jej do tego , by określać ją górską. Dlatego pełen optymizmu postanowiłem mimo wszystko ją spokojnie sobie zaliczyć, bo na drugi dzień w niedzielę czekała Chomiczówka ze swoją piętnastką.  Na ten wypad zmówiliśmy się trzyosobową ekipą w składzie koleżanka Katarzyna, kolega Waldemar i ja.

Biuro zawodów zlokalizowane było zaraz za trasą Trakt Brzeski i tam w konfrontacji z organizatorem dopiero zostałem wyprowadzony z błędu , co do trasy, która nijak się nie pokrywała z moimi przypuszczeniami. Samo stwierdzenie, że wystarczy przejść przez trasę i nie opodal będzie znajdował się start będący zarazem metą na sto procent przekonało mnie ,że to jednak będzie coś nowego. No i dobrze. W założeniach było pięć pętli po około 2 kilometry. To dystans hard. Ale był i soft, zdaje się , że na 2 i 3 pętle. Ja oczywiście obstawiłem wersję pierwszą , a moi współtowarzysze coś krótszego. Zatem z moich planów pozostało założenie , że raczej trzeba spokojnie, ale wysilić się będzie trzeba trochę jak nic. Pogoda była wymarzona jak na takie bieganko. Bo 8 stopni na plusie , a i słoneczko czasami uśmiechało się do wszystkich.

  Start jak łatwo było zauważyć tradycyjnie był pod górkę. W tym przypadku dosyć długi z małym siodełkiem, by potem zaliczyć długi zbieg z zakrętem dziewięćdziesiąt stopni na wypłaszczenie.       Z tego , co zapamiętałem to jeszcze zdaje się dwa porządne  podbiegi były do zaliczenia, oczywiście ze zbiegami na których trzeba było zachowywać wysoką czujność, by nie przeszarżować .
Dla osiągnięcia pełni przyjemności należało zaliczyć to wszystko pięć razy. Dlatego też, pomyślałem , że warto będzie odnotować sobie przebieg czasowy każdej pętli do późniejszej analizy. Pierwszą pętle biegłem zdecydowanie zachowawczo, jednak potem już rozgrzany trochę przyłożyłem.  I pierwszy czas 9:48 odstawał od pozostałych znacznie zbliżonych do dziewiątki bo było : 9:09 ,9:09, 9:05 i 9:11, czyli można sporo urwać. Trasa wymagająca stałego monitoringu podłoża . Sam byłem świadkiem kiedy zawodnik za którym podążałem niefortunnie wykręcał sobie jedna noga po drugiej na wystających korzeniach. Zachwiało to jego równowagę jednak, na szczęście nie skutkowało nagłą kontuzją, bo bieg kontynuował .
Po ukończeniu okazało się , że byłem siódmy. Biorąc pod uwagę samopoczucie, można było mocniej, jeśli było by tylko dziś, ale , że miało być też jutro to może było trochę za mocno. Takie dylematy amatora Aktywnego Relaksu. Pewnie nie tylko moje, ale my tak mamy, bo z kolei kolega Kazimierz, którego z nami tu nie było , obstawiał sztafetę na Stegnach w triathlonie zimowym i ścigał się na piątkę, a jutro mieliśmy spotkanie wyścigowe na Chomiczówce. Jeszcze odnośnie statystyki ,to wygrał Marek Omszański  ,triumfator ubiegłorocznej edycji , z czasem 40:58. Mój wynik to 46:23. Długi dystans pobiegło 56 osób , a krótsze łącznie też 56 osób. Poza tym , gdzieś tam w okolicy jeszcze kręcili się orientaliści . Kto nie pojawił się tym razem będzie miał szansę na zmierzenie się z tymi górkami jeszcze 31.01, 24.02, 28.02 i 7.03. Zapraszam ,bo warto.

A na koniec rzucił się na mnie baner !!!

środa, 14 stycznia 2015

Być, albo nie być …. w sumie proste pytanie.



Po ostatniej absencji startowej ,pod koniec roku w końcu udało mi się zaliczyć w ten weekend dwa biegi cyklowe. Chodzi o biegi górskie w Falenicy, to w sobotę i w niedzielę City Trail w Warszawie. Tak jak w pierwszym tak i w drugim było to moje być albo nie być w klasyfikacji końcowej. Teraz nic tylko w następnych edycjach startować. Motywacja jest zwielokrotniona, gdyż w Falenicy jest szansa na podium w kategorii wiekowej jak i podium w klasyfikacji drużynowej, bo zasilam tu koleżeńsko super mocny team Dream Run. Jak na razie drużynówka bezkonkurencyjna. Natomiast w drugim cyklu City Trail kategoria wiekowa zapowiada się też optymistycznie. Drużynówka trochę mniej ,gdyż były pewne niedomówienia wśród zgłaszających się, co do ujednolicenia wpisania nazwy klubu, ale jakoś to przebrnęliśmy i reprezentujemy nasz lokalny Aktywny Relaks. We wszystkim jednak najważniejsze jest to , że możemy razem spędzić trochę czasu na biegowo. Falenicę znam już na pamięć , ale nie wiedząc na co mnie będzie stać potraktowałem trochę asekuracyjnie biegnąc zdecydowanie intuicyjnie nie spinając się wskazaniami chronometru. Traktowanie traktowaniem, ale każda następna pętla , których do pokonania było jak zawsze dla pełnego dystansu trzy, była słabsza. Wiem to bo wciskałem między czasy. Czyli wiem ,że nie ma co się spinać, a raczej nie dać się ponieść ogółowi na początku. Ale z obserwacji rywali nie byłem jednostką odosobnioną w tym błędzie taktycznym. Na szczęście będą jeszcze dwa biegi do klasyfikacji i będzie można się poprawić. Uzyskany czas 40:22 na dziesięciokilometrowej ,o profilu górskim , krosowej trasie nie był najgorszy ,zważywszy , że jesteśmy z kolegą Kazimierzem w treningu nastawionym na siłę biegową i może z tego powodu brakowało trochę świeżości, ale ogólne samopoczucie na mecie było super szczególnie ,że wiele znajomych osób spotkaliśmy.

W niedzielę z kolei czekał na nas krótszy , bo pięciokilometrowy , a i zarazem szybszy , bo płaski bieg. Tu też działa podwójna motywacja. W trakcie wyścigu samopoczucie miałem dość komfortowe, choć obserwując rywali widziałem swoje braki szybkościowe. Tu było trochę podobnie jak w Falenicy, początek za mocno, bo na pierwszym kilometrze , z ciekawości zerknąłem na Polara i było 3:37 , co w mojej dyspozycji raczej nie rokowało , by ciągnąć tak dalej i trochę zredukowałem tempo, by na czwartym i piątym lekko podkręcić, co dawało efekt doganiania będących przede mną.
W efekcie finiszowałem na szesnastej pozycji, która w tych warunkach musiała mnie satysfakcjonować. Okazało się , że samopoczucie tym razem też było super, a to najważniejsze. Tu też jeszcze czekają dwa biegi, zatem będzie okazja by się poprawić, tym bardziej ,że uzyskany czas to 18:42. Warto mocniej zbliżyć się do 18, a może i ją złamać ?




czwartek, 1 stycznia 2015

Taka Noworoczna tradycja 1.01.2015.

                         
Kilka lat temu ,tak z przypadku parę osób umówiło się na po sylwestrowe bieganie. W następnym roku nastąpiła powtórka. I znowu. Także przed zbliżającym się” Sylwkiem”, ponownie padło hasło to o której i gdzie pobiegamy. Tym razem, biorąc pod uwagę osoby chętne padło na lokalizację Majdan, przy rondzie i o godzinie 10. To nie była jednak wersja ostateczna, gdyż po wrzuceniu na pejsa jako wydarzenia , były komentarze ,że może za wcześnie  itd. , itp. Obiektywizując wzięliśmy poprawkę na postulat i stanęło na godzinę 12. Deklaracje takiego pobiegania po takiej nocy mają pozytywne strony, gdyż są swojego rodzaju psychologicznym zabezpieczeniem przed przedawkowaniem ,wiadomo czego. Po akceptacjach na jakąś masówkę nie liczyliśmy tym bardziej ,że w roku ubiegłym biegało nas trzech. Ale tym razem frekwencja wzrosła i było nas pięciu. Biorąc cały czas pod uwagę syndrom after day , propozycją nie do odrzucenia był bieg w przestrzeni czasowej, czyli biegniemy 1 godzinę . Pól godziny tam, pół godziny z powrotem. Trasa do końca nie była ustalona, ale stan faktyczny pogodowy jaki zastaliśmy spowodował ,że wybraliśmy asfalt, a konkretnie odcinek Majdan w stronę Zabrańca, no i ile wyjdzie. Jako ,że reprezentowaliśmy mix poziomów biegowych, a i zważywszy na okoliczności był to bieg zdecydowanie konwersacyjny. Udało się nam nawet pobiec dalej za rondo w Zabrańcu, czego nie oczekiwaliśmy.



Tam zrobiliśmy mały postój na uzupełnienie płynów. Tym razem w wymiarze świątecznym w postaci dwóch browarków na pięciu, nie przesadzając gdyż dwóch z nas było autami. Po tym optymistycznym akcencie nie pozostawało nic tylko ruszyć w drogę powrotną, którą również oddechowo przegadaliśmy dochodząc do wniosku ,że dzisiejsza formuła tego spotkania rekreacyjnego była trafiona.  Konkluzją dodatkową jest też decyzja, by następny taki incydent już na stałe przeprowadzać  o godzinie 12.00, dopasowując jedynie miejsce, no może i dystans. Szybko , choć wolno rok 2015 rozpoczęliśmy na biegowo.