niedziela, 23 listopada 2014

I Powiatowy Bieg z Naturą i Kulturą, Urle, 23.11.2014

Gdy pojawiło się info o biegu to bez namysłu postanowiłem się do niego zgłosić ,tym bardziej, że organizowały go osoby znane mi z przeprowadzania imprezy biegowej w Kruszu, czyli „Biegu Cichociemnych ‘’. Życie jednak potrafi być pod górkę. Po zeszło weekendowych biegach na dwóch piątkach, w poniedziałek pauzowałem, ale we wtorek , po wrzutce na fejsa ćwiczeń z ketbeltem   przez Mistrza Polski w biegu 24 godzinnym, postanowiłem tego spróbować . Dysponuję takim archaicznym ciężarkiem tego typu o wadze 17,5 kg. W trakcie ćwiczenia było przejście do swingu i to ćwiczenie stało się dla mnie zgubne ,bo po pierwszym zamachu coś zadziało się w odcinku lędźwiowym mojego kręgosłupa i było już po ćwiczeniach. Jakiś ból tam zagościł w tym odcinku, ale mając już parokrotnie różne z nim przejścia liczyłem ,że przejdzie i zdaje się na środę byłem umówiony na pobieganie krosowe z góreczkami z kolegą Kazimierzem. Pojawiłem się w umówionym miejscu i ruszyliśmy dosyć asekuracyjnie i  pomału, jednak po niecałym kilometrze na mocniejszym podbiegu ból tak się nasilił ,że musiałem zostawić kolegę samego z tym treningiem. Ból okazał się tak dokuczliwy, że na drugi dzień postanowiłem skorzystać z masażu leczniczego w tym zakresie. Po masażu , czyli jakby ingerencji w drugą stronę ,lepiej momentalnie się nie zrobiło. Miałem dylemat ,co z moim startem w Urlach. Nawet zacząłem oswajać się z myślą ,że nic z tego, ale robiłem wszystko żeby jak najszybciej wrócić do funkcjonalności, choć takiej , by móc dokonać swobodnego biegania. Ten tydzień obyć się musiał bez biegania, poza próbą na górkach. Jednak stosowane naciągnięcia zniwelowały na tyle dolegliwość , że w piątek moje szanse na start oceniałem na 60 %, a w sobotę na 80 i postanowiłem ,że jednak pojawię się na tym biegu, choćby jako biegowa osoba towarzysząca. Decyzja zapadła, choć domowej akceptacji do końca nie było, a raczej sceptycyzm. Jednak wcześniejsze przypadki, jak choćby mój letni wyjazd na bieg do Włocławka w dość zbliżonej sytuacji, odbył się i dało się całkiem dobrze to przetrwać, a nawet poprawić samopoczucie. Zakładałem , że tym razem będzie podobnie. W sobotę pogoda była całkiem niezła, bo przy zachmurzeniu jednak nie padało. Nadeszła niedziela i po godzinie ósmej trzeba było wyjechać, by dojechać bez spinki, a warunki początkowo nie były optymistyczne, bo panowała gęsta mgła, zatem w grę wchodziła tylko spokojna jazda, ale o dziwo wbrew moim przypuszczeniom ,gdy  oddalaliśmy się od miasta mgła rzedła i można było wyłączyć światła przeciwmgielne. Dojazd był super, pusto , pogoda dobra i towarzystwo również. Trafiliśmy bez pudła , spokojnie można było odebrać pakiet i rozejrzeć się wśród przybywających jak i po okolicy.


Z racji swojej dyspozycji nie zakładałem jakiegoś szczególnego ścigania i dlatego jeśli chodzi o rozgrzewkę to była dawka minimum ,by czegoś nie poprzestawiać. Trasa była zagadką, choć z deklaracji organizatora powinna być przyjazna dla biegaczy. Start miał nastąpić o godzinie 10 ,ale organizator przesunął go na 10.15, by dać możliwość zapisania się do startu osobom wcześniej nie zarejestrowanym, aby wykorzystać wolne pakiety osób nie przybyłych.



Kiedy nadeszło chwila startu, odliczyliśmy od dziesięciu w dół i wystartowaliśmy. Przez pierwsze pół kilometra stawka zaczęła się zdecydowanie rozciągać i zostało pięć zdeterminowanych osób przede mną. Ja dostosowałem do nich tempo by nie tracić dystansu i mając w świadomości , że to dopiero początek dystansu muszę obserwować jak zachowuje się mój kręgosłup, który w czasie biegu potrafi świetnie się stabilizować .





Przed minięciem może kilometra sytuacja ustabilizowała się i byłem trzeci za kolegami Chojnackim Grzegorzem i Gajewskim Kamilem.  Dołączając do nich zaznaczyłem ,że będzie raźniej pokonywać dystans razem. Trasa była dość prosta ,wytyczona na pętli z nawierzchnią szutrową , częściowo gruntową i w przewadze asfaltową o szerokości standardowej drogi na całej długości. Pomimo , że mijaliśmy osady wiejskie to ani razu nie minął , ani nie wyprzedził mnie żaden samochód. Cisza i spokój. Okolica faktycznie wypoczynkowo-letniskowa. Po około pięciu kilometrach nasza trójka zaczęła się rozsypywać. Koledzy jakby słabli, ale nie dawało to gwarancji , czy ten stan nie jest chwilowym. Zatem skupiłem się na pilnowaniu , co prawda intuicyjnemu, bo nie sugerowałem się wskazaniami zegarka gdyż go  nie uruchomiłem, tempa by nie okazać zmęczenia. Jak się później okazało w rozmowie z moimi rywalami oni też biegli dość równo, a to chwilowe zawahnięcie tempa z ich strony  spowodowało podkręcenie mojego, co prawda o nie wiele, ale wystarczająco , by generować coraz większą separację.  I w ten oto sposób na metę wpadłem pierwszy, co przyznam mocno mnie zaskoczyło, ale i ucieszyło , bo analiza listy startowej w żaden sposób tego nie pozwalała sobie obiecać. No cóż, ale jak zgłoszeni nie przyjechali to ich skucha.


  Start i meta podobnie zorganizowane były tak jak w biegu w Kruszu, o którym wcześniej wspomniałem,  przed bramą na wyjeździe ze szkoły ,na jej placu. Czyli zakręt krótko za startem i zakręt krótko przed metą . Mój rezultat to 37:01,66. Drugi był Chojnacki Grzegorz z Zielonki 37:28,10 ,a trzeci Gajewski Kamil z Tłuszcza 37:57,66.
Pierwszą kobietą, choć zdecydowanie jeszcze juniorka i to w konkurencjach rowerowych była Klimczak Aleksandra z Wołomina 42:36,23. Czyli tym razem Wołomin górą . Na mecie na finiszujących oczywiście czekał ładny medal, a później jako posiłek smaczne leczo w dużej przewadze warzywne . Coś nowego, bo nie przypominam sobie bym trafił coś takiego  na innej imprezie. I tu mnie kupili ! Liceum na terenie którego zlokalizowane były zawody nosi znamiona militarystyczne, jak domniemam po dwóch armatach i czołgu witających wszystkich przy bramie. W promieniach jesiennego słońca dokonano dekoracji, co dodatkowo nastrajało optymistycznie.




Po dekoracji rozlosowano parę fantów, wśród wytrwałych do końca, których była chyba większość. Organizatorzy obiecali kontynuację w przyszłym roku tej imprezy i myślę , że jak zdrowie pozwoli to mogą liczyć na moją obecność. Szkoda tylko, że limit zapisów tym razem ustalono na 150 osób , a jednak 1/3 nie dopisała. Bieg był bezpłatny i może stąd taki efekt , bo 10 ,15 % absencji jest do zrozumienia, dlatego może jednak warto zastosować symboliczne 10 zł ? A , jeszcze jedno na zakończenie wymieniłem się pucharami z koleżanką Olą , bo ona dostała kategorię M, a mnie się dostała K ,na co ja nie zwróciłem uwagi, ale to taki drobne fopa, bez znaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz