niedziela, 30 listopada 2014

Bieg Andrzejkowy ” Towarzystwa Aktywny Relaks” ,Kobyłka, 29.11.2014

  


To już XII edycja ,jak wynika z pobieżnych kalkulacji, biegania andrzejkowego organizowanego w ramach Towarzystwa Aktywny Relaks. W tym roku znaleźliśmy się całkowicie w innym miejscu, a mianowicie w Kobyłce przy Trasie Zdrowia PZU. Dotychczas biegaliśmy w Majdanie na drodze w kierunku Zabraniec, Okuniew. W pierwszych edycjach tylko na  pół maratońskiej trasie. W kolejnych edycjach wychodząc naprzeciw początkującym jak i mniej dyspozycyjnym ograniczyliśmy się do odcinka tej drogi stanowiącego 1/8 dystansu pół maratońskiego, co przy nawrotach pozwalało na podzielenie go na cztery. Dawało to wybór dystansu do pokonania, ułatwiało zlokalizowanie punktu z odżywkami i umożliwiało obserwację rywalizacji osobom towarzyszącym. Bazę zawodów stanowiła wtedy szkoła w Majdanie, która w tym roku została zamknięta, a i bieganie po drodze publicznej przy ciągle wzrastającym natężeniu ruchu stawało się mało bezpieczne. Dlatego od pewnego czasu zastanawialiśmy się na jakąś alternatywą trasy i uczestnicząc w biegu na otwarcie Trasy PZU, jakiś miesiąc temu stwierdziliśmy, że można tu przenieść naszą imprezę. Tym bardziej, że kiedyś był tutaj otwarty basen pływacki, w którym bardzo dawno temu miałem przyjemność się moczyć, bo pływać jeszcze nie umiałem.


Może brakowało zaplecza lokalowego ,bo z końcem listopada pogoda bywa różna, ale dzięki OSiR Wicher zabezpieczono dwie toy toyki, co podniosło standard zaplecza naszych zawodów.
Resztę w miarę możliwości ogarnąć staraliśmy się we własnym zakresie.  Puszczone w necie zasady imprezy zostały przyjęte przez przybyłych ze zrozumieniem tak ,że byli na czas , panie i nie tylko zaoferowali słodkie wypieki , a my byliśmy gotowi z grillem i ogniskiem. Ten ostatni element okazał się wyjątkowo potrzebny ze względu na wyskoczenie temperatury poniżej -5 . Po przebrnięciu przez zapisy i obnumerowanie zawodników, po przekroczeniu wskazówek zegarka godziny dziesiątej ,trzeba było wystartować choć do tego anonsował się sam Pan Burmistrz Kobyłki, ale go brakowało. Nie przeciągając, jako organizator imprezy przypomniałem zasady rywalizacji, czyli 4 i 8 pętli do umownej rywalizacji ze wskazaniem priorytetowym dla tej dłuższej, z możliwością opcji indywidualnych. Po odliczeniu od 10 do 1  i pierwszym niewypale, oddano skuteczny strzał startowy i oficjalnie wszyscy ruszyli na trasę.

 Oficjalnie , bo paru uczestników rozpoczęło bieganie sporo wcześniej , by jednak zaliczyć dystans półmaratonu. Luźna formuła imprezy temu sprzyjała. Pomimo świetnego oznaczenia trasy pierwszą pętlę pokonywaliśmy integracyjnie, dopiero w połowie drugiej dało zauważyć się , że uczestnicy wchodzili na swoje tempa.




Tradycją naszych imprez wielo dystansowych w ramach jednej imprezy jest to ,że wcześniej  kończący pomagają w organizacji tzw. cateringu . Zatem najmłodsi kończyli już po dwóch pętlach, a ci co mogli zaoferować wspomnianą pomoc  włączali się do tego po czterech kółeczkach.


I wtedy, wiem to z relacji po ukończeniu swojego biegania, sytuacja wymknęła się z pod kontroli. Polegało to na zajęciu się intensywnym ogniem grilla i spaleniem pierwszego wsadu kiełbasek. Przyczyną była moja modyfikacja rączki (w oryginale drewnianej, ale połamanej ) rączką plastikową pozyskaną z połamanej parasolki . To ona spowodowała w wyniku temperatury ogniową agresję. Co prawda wspominałem , by na nią zwrócić uwagę, jak by    co ,ale pewne braki w sprzęcie spowodowały odwrócenie uwagi od tego i sytuacja zadziała się. Nastąpiło oczyszczenie rusztu i wymiana kiełbasek, choć alternatywnie można było indywidualnie do pieczenia wykorzystać ognisko. Pomimo tego incydentu pozostała część cateringowa przebiegała już w sposób konwencjonalny. Natomiast zabrakło kontroli rejestracji rezultatów i ostatecznie mieliśmy to na dwóch listach , ale w finalnie zgodnie z przedstawionymi zasadami trzy pierwsze lokaty i pierwszą panią było łatwo ustalić. Rywalizacja poza tym traktowana jest tu drugoplanowo.  Udało się nam pozyskać trochę fantów , które rozlosowaliśmy i wszyscy zostali symbolicznie obdarowani. We wszystkich tych czynnościach towarzyszył już nam Pan Burmistrz , który przybył już w trakcie naszego ścigania. Mogliśmy podzielić się refleksjami z aktualnej imprezy jak poplażować przyszłość w tym zakresie. Myślę ,że tą trasę będziemy  wykorzystywali  do treningów na pewno , a czy do zawodów, to już inna trochę bardziej wymagająca kwestia.


niedziela, 23 listopada 2014

I Powiatowy Bieg z Naturą i Kulturą, Urle, 23.11.2014

Gdy pojawiło się info o biegu to bez namysłu postanowiłem się do niego zgłosić ,tym bardziej, że organizowały go osoby znane mi z przeprowadzania imprezy biegowej w Kruszu, czyli „Biegu Cichociemnych ‘’. Życie jednak potrafi być pod górkę. Po zeszło weekendowych biegach na dwóch piątkach, w poniedziałek pauzowałem, ale we wtorek , po wrzutce na fejsa ćwiczeń z ketbeltem   przez Mistrza Polski w biegu 24 godzinnym, postanowiłem tego spróbować . Dysponuję takim archaicznym ciężarkiem tego typu o wadze 17,5 kg. W trakcie ćwiczenia było przejście do swingu i to ćwiczenie stało się dla mnie zgubne ,bo po pierwszym zamachu coś zadziało się w odcinku lędźwiowym mojego kręgosłupa i było już po ćwiczeniach. Jakiś ból tam zagościł w tym odcinku, ale mając już parokrotnie różne z nim przejścia liczyłem ,że przejdzie i zdaje się na środę byłem umówiony na pobieganie krosowe z góreczkami z kolegą Kazimierzem. Pojawiłem się w umówionym miejscu i ruszyliśmy dosyć asekuracyjnie i  pomału, jednak po niecałym kilometrze na mocniejszym podbiegu ból tak się nasilił ,że musiałem zostawić kolegę samego z tym treningiem. Ból okazał się tak dokuczliwy, że na drugi dzień postanowiłem skorzystać z masażu leczniczego w tym zakresie. Po masażu , czyli jakby ingerencji w drugą stronę ,lepiej momentalnie się nie zrobiło. Miałem dylemat ,co z moim startem w Urlach. Nawet zacząłem oswajać się z myślą ,że nic z tego, ale robiłem wszystko żeby jak najszybciej wrócić do funkcjonalności, choć takiej , by móc dokonać swobodnego biegania. Ten tydzień obyć się musiał bez biegania, poza próbą na górkach. Jednak stosowane naciągnięcia zniwelowały na tyle dolegliwość , że w piątek moje szanse na start oceniałem na 60 %, a w sobotę na 80 i postanowiłem ,że jednak pojawię się na tym biegu, choćby jako biegowa osoba towarzysząca. Decyzja zapadła, choć domowej akceptacji do końca nie było, a raczej sceptycyzm. Jednak wcześniejsze przypadki, jak choćby mój letni wyjazd na bieg do Włocławka w dość zbliżonej sytuacji, odbył się i dało się całkiem dobrze to przetrwać, a nawet poprawić samopoczucie. Zakładałem , że tym razem będzie podobnie. W sobotę pogoda była całkiem niezła, bo przy zachmurzeniu jednak nie padało. Nadeszła niedziela i po godzinie ósmej trzeba było wyjechać, by dojechać bez spinki, a warunki początkowo nie były optymistyczne, bo panowała gęsta mgła, zatem w grę wchodziła tylko spokojna jazda, ale o dziwo wbrew moim przypuszczeniom ,gdy  oddalaliśmy się od miasta mgła rzedła i można było wyłączyć światła przeciwmgielne. Dojazd był super, pusto , pogoda dobra i towarzystwo również. Trafiliśmy bez pudła , spokojnie można było odebrać pakiet i rozejrzeć się wśród przybywających jak i po okolicy.


Z racji swojej dyspozycji nie zakładałem jakiegoś szczególnego ścigania i dlatego jeśli chodzi o rozgrzewkę to była dawka minimum ,by czegoś nie poprzestawiać. Trasa była zagadką, choć z deklaracji organizatora powinna być przyjazna dla biegaczy. Start miał nastąpić o godzinie 10 ,ale organizator przesunął go na 10.15, by dać możliwość zapisania się do startu osobom wcześniej nie zarejestrowanym, aby wykorzystać wolne pakiety osób nie przybyłych.



Kiedy nadeszło chwila startu, odliczyliśmy od dziesięciu w dół i wystartowaliśmy. Przez pierwsze pół kilometra stawka zaczęła się zdecydowanie rozciągać i zostało pięć zdeterminowanych osób przede mną. Ja dostosowałem do nich tempo by nie tracić dystansu i mając w świadomości , że to dopiero początek dystansu muszę obserwować jak zachowuje się mój kręgosłup, który w czasie biegu potrafi świetnie się stabilizować .





Przed minięciem może kilometra sytuacja ustabilizowała się i byłem trzeci za kolegami Chojnackim Grzegorzem i Gajewskim Kamilem.  Dołączając do nich zaznaczyłem ,że będzie raźniej pokonywać dystans razem. Trasa była dość prosta ,wytyczona na pętli z nawierzchnią szutrową , częściowo gruntową i w przewadze asfaltową o szerokości standardowej drogi na całej długości. Pomimo , że mijaliśmy osady wiejskie to ani razu nie minął , ani nie wyprzedził mnie żaden samochód. Cisza i spokój. Okolica faktycznie wypoczynkowo-letniskowa. Po około pięciu kilometrach nasza trójka zaczęła się rozsypywać. Koledzy jakby słabli, ale nie dawało to gwarancji , czy ten stan nie jest chwilowym. Zatem skupiłem się na pilnowaniu , co prawda intuicyjnemu, bo nie sugerowałem się wskazaniami zegarka gdyż go  nie uruchomiłem, tempa by nie okazać zmęczenia. Jak się później okazało w rozmowie z moimi rywalami oni też biegli dość równo, a to chwilowe zawahnięcie tempa z ich strony  spowodowało podkręcenie mojego, co prawda o nie wiele, ale wystarczająco , by generować coraz większą separację.  I w ten oto sposób na metę wpadłem pierwszy, co przyznam mocno mnie zaskoczyło, ale i ucieszyło , bo analiza listy startowej w żaden sposób tego nie pozwalała sobie obiecać. No cóż, ale jak zgłoszeni nie przyjechali to ich skucha.


  Start i meta podobnie zorganizowane były tak jak w biegu w Kruszu, o którym wcześniej wspomniałem,  przed bramą na wyjeździe ze szkoły ,na jej placu. Czyli zakręt krótko za startem i zakręt krótko przed metą . Mój rezultat to 37:01,66. Drugi był Chojnacki Grzegorz z Zielonki 37:28,10 ,a trzeci Gajewski Kamil z Tłuszcza 37:57,66.
Pierwszą kobietą, choć zdecydowanie jeszcze juniorka i to w konkurencjach rowerowych była Klimczak Aleksandra z Wołomina 42:36,23. Czyli tym razem Wołomin górą . Na mecie na finiszujących oczywiście czekał ładny medal, a później jako posiłek smaczne leczo w dużej przewadze warzywne . Coś nowego, bo nie przypominam sobie bym trafił coś takiego  na innej imprezie. I tu mnie kupili ! Liceum na terenie którego zlokalizowane były zawody nosi znamiona militarystyczne, jak domniemam po dwóch armatach i czołgu witających wszystkich przy bramie. W promieniach jesiennego słońca dokonano dekoracji, co dodatkowo nastrajało optymistycznie.




Po dekoracji rozlosowano parę fantów, wśród wytrwałych do końca, których była chyba większość. Organizatorzy obiecali kontynuację w przyszłym roku tej imprezy i myślę , że jak zdrowie pozwoli to mogą liczyć na moją obecność. Szkoda tylko, że limit zapisów tym razem ustalono na 150 osób , a jednak 1/3 nie dopisała. Bieg był bezpłatny i może stąd taki efekt , bo 10 ,15 % absencji jest do zrozumienia, dlatego może jednak warto zastosować symboliczne 10 zł ? A , jeszcze jedno na zakończenie wymieniłem się pucharami z koleżanką Olą , bo ona dostała kategorię M, a mnie się dostała K ,na co ja nie zwróciłem uwagi, ale to taki drobne fopa, bez znaczenia.

sobota, 22 listopada 2014

CitiTrial #2 Warszawa-Młociny, 16.11.2014

   
 Nim wystartowaliśmy była rozgrzewka dla wszystkich chętnych !

Pierwsza edycja, można powiedzieć ,że mi uciekła, ale za rekomendacją kolegi Kazimierza postanowiłem dołączyć do cyklu tym bardziej, że trasa była mi znana nie tylko z jednorazowego startu w ostatniej edycji Eco biegu, ale i ze startów organizowanych jeszcze przez SBBP ,z którego potem wykluło się Entre.pl. To wszystko przekonało mnie , co by się tam pojawić. W ten oto sposób samochód mieliśmy pełny ,bo oprócz mnie i Kazimierza dołączył Kamil i jego ciocia Katarzyna.
Oprócz nas była jeszcze liczna ekipa ziomali . Oprócz klasyfikacji open i kategorii wiekowych występuje tu jeszcze zespołowa, ale my na razie reprezentujemy Towarzystwo Aktywny Relaks , Zadyszkę i bez nazwy. Takie typowe polskie działanie , niby razem , ale w rozsypce. Póki , co jeden z kolegów ,co jest już kapitanem jednej zgłoszonej drużyny ma temat wyprostować. Jak będzie czas pokaże, a my biegamy i cieszymy się tym. Jadąc tu po cichu liczyłem na dobre miejsce. Oczywiście w kategorii wiekowej, bo przy frekwencji ponad 400 osób, w open ciężko zaistnieć. Jak to u mnie bywa, lubię rzucać sobie kłody pod nogi, będące jednocześnie swego rodzaju wyzwaniem. Kłodą był wczorajszy start w Parkrunie, też na dystansie 5 kilometrów. Może byłoby to bez znaczenia gdyby było to tylko zaliczenie dystansu ,a to było jednak ściganko. No, po prostu konieczność okoliczności, co w poprzednim wpisie opisałem. Zatem tu postanowiłem spokojnie rozpocząć , by się rozpoznać ,co do mojej dyspozycji i co się dzieje z ewentualnymi rywalami. To , że faktycznie było spokojnie może świadczyć to , że po około 100 metrach dołączyłem do Kazimierza (moja kategoria wiekowa ), potem doszedłem spokojnie seniora Roszkowskiego , by na pierwszym zakręcie do małej pętli przybliżyć się do kolegi Szymona Drabczyka, i po krótkim kontakcie go wyprzedzić. To potencjalni moi konkurenci w kategorii, których dobrze kojarzyłem , no chyba , że ktoś był z doskoku i nieznajomy.

Nie zważając już na to ciągnąłem swoje tempo starając się jeszcze doganiać w miarę dystansu kolejnych zawodników. Po małej pętli do pokonania została jeszcze duża pętla, tu starałem się trzymać wprowadzone tempo, by dowieźć je do końca. I udało się . Ukończyłem na 22 pozycji, a zarazem pierwszy w kategorii wiekowej, czyli pomimo wszystko plan wykonany, jeśli chodzi o moją osobę, a czas gorszy od wczorajszego zaledwie o 3 sekundy, czyli 18:10, netto. Koledze Kazimierzowi zabrakło dosłownie parę metrów i by był trzeci w kategorii, ale jeszcze nic straconego, są jeszcze edycje kiedy można będzie powalczyć. A nasza ekipa mieszana tytularnie też wypadła więcej niż nieźle, bo kolega Kamil Krauze był trzeci w open, z resztą tak jak w pierwszej edycji. Pozostali też byli usatysfakcjonowani swoimi występami, a koleżanka Kasia w swojej kategorii była druga , czyli jak uda się nam utrzymać ten poziom , a może i poprawić to możemy liczyć ,że zaznaczymy się w klasyfikacjach. Następny raz spotykamy się już 14 grudnia.