Po długiej przerwie, spowodowanej wysypem różnych imprez
biegowych , które obstawialiśmy, nie mogło być inaczej tylko zaznaczyliśmy się
sporą absencją na parkrunie. Dlatego jak tylko okazało się ,a to pewnie za
przyczynkiem też wakacyjnej pory ,że nie wyjeżdżamy na dalsze trasy biegowe,
mamy okienko startowe, to jak nic postanowiliśmy pojawić się na Skaryszaku ,by
przewentylować płuca i odczuć znowu tą pozytywna energię , która tam panuje. I
nie zawiedliśmy się , każdy robił swoje , pojawiło się ,parę nowych osób, zatem
było się z kim pościgać w nowej konfiguracji. Priorytetowym od paru lat jest
dla nas start w naszym lokalnym biegu organizowanym na okoliczność „Cudu nad
Wisłą” ,czyli 15 sierpnia, i to co robimy to tak pomału pod tym kątem. W tym
roku będzie nowa trasa, zatem nawet dla tych , których znudziło poprzednie
bieganie, naprzemiennie co roku pomiędzy Ossowem , a Radzyminem ta edycja
nabiera atrakcyjności. Tym bardziej ,że kończy się i zaczyna w Radzyminie, w
siedzibie poniekąd głównego organizatora od lat, Radzymińskiego Ośrodka Kultury
i Sportu pod przewodnictwem pana Mirosława Jusińskiego. Trzeba zatem sprawdzić
, czy będzie jakiś postęp ,czy nie. Dlatego bez względu czy ktoś z naszego
kręgu realizuje jakiś plan , czy nie, warto sprawdzić swoją szybkość w
okolicznościach parkrunowych. Piątego lipca pobiegało 89 osób, to i tak sporo
jak na wczesną i wakacyjną porę. Szczególnych faworytów nie zauważyłem, a nawet
ja byłem przez niektórych wypychany do tej roli. Standardowo biegliśmy dwa kółeczka
z dogrywką , a nowum w tej edycji były oznaczenia kilometrów, co mogło stanowić
pewne ułatwienie dla bez gepeesowców,
takich jak choć by ja. Bieg jak wspomniałem traktuję jako element
treningowy , konkretnie tempowy, co jest zdecydowanie łatwiej osiągnąć w
warunkach startowych. W moim planie , co prawda powinien się on odbywać w
niedzielę jednak nic słusznego do ścigania w pobliżu nie odnalazłem i dlatego z
przyjemnością pokazałem się w parku. Także tutaj występuje u mnie tzw.
kumulacja zmęczenia, dlatego nic na siłę . Trzy czwarte dystansu biegłem za
młodszym kolegą obserwując jego poczynania. Z resztą było widać ,że też jest
chyba w jakimś cyklu, chyba że się mylę. Biegło mi się dość komfortowo i
dlatego w ostatniej fazie jakbym lekko przyśpieszył , bo kolega lekko został i
tak dopadliśmy mety. Wyszedł niezły motywator , bo pierwsze miejsce, czyli
jakaś dyspozycja pomimo wszystko jest. W następnym tygodniu 12 lipca ,pojawia
się ze mną Kazik. W poprzednim był Paweł, zatem mamy ciągłość reprezentacji
dwuosobowych. Pogada, była mżawka, tym razem mogła wystraszyć potencjalnych
chętnych , gdyż frekwencja wypadła w obsadzie 55 osób, ale jakby mocniejszej. I
jak się okazało , co sądziłem już przed biegiem, że w bezpośredniej
rywalizacji, na pewno walki o czołowe lokaty nie ułatwi mi kolega Rafał z „Mort’a”.
Choć pobiegł w zeszłym tygodniu, mocno maraton w górach, nie zmienia to faktu,
że co młodość, to młodość. Bieg od początku w zasadzie prowadziłem ,co nie
ułatwiało mi wejścia w optymalne tempo, gdyż tym razem też kumulowałem
zmęczenie jednak po mocniejszym akcencie. Dla jasności , w ubiegłym tygodniu
było 18X200m, a w tym 14x400 . Pierwsze kółko jakoś ciągnąłem , jednak potem słyszałem
,że lada chwila ktoś mnie dojdzie . Tak też się stało. Moja dyspozycja na ten
dzię nie pozwalała mi nie stety podjąć walki, a jedynie starania ,by nie
generować większej strat do kolegi Rafała , bo to on mnie śmignął. W takiej
kolejności też wpadliśmy na metę . Analitycznie porównując rezultat ubiegły z
aktualnym, to miałem stratę 5 sekund, zatem biorąc pod uwagę dyspozycję byłem
zadowolony, bo pokazało to mi, potencjał na dalszą fazę treningową. Dlatego
warto pojawiać się na park runie , by robić sobie i dla siebie ,co jakiś czas sprawdzianie
w warunkach , jak by nie było ,startowych w miłych koleżeńskich okolicznościach
dodatkowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz