Chaos, to nie to co mogli zafundować w tym dniu organizatorzy, ale to sposób rozegrania dystansu przez moją osobę. Pogoda bardzo podobna do tej z ubiegłego tygodnia, ciepło , ale znośnie. Jeszcze przed startem prowadząc rozgrzewkę przy urzyciu urządzeń siłowni plenerowej zlokalizowanej w sąsiedztwie miejsca startu skaryszewskiego parkrunu spotkałem ziomka Marcina. Jak nic wiedziałem ,że tym razem to ja będę go gonił.
Ostatnio jakby stało się tradycją startowanie z parominutową obsówką , ale czas tak miło w takim gronie płynie, że nie ma to wiekszego znaczenia .
Tuż po starcie , pomimo że jak ostatnio ustawiłem w trzeciej linni startowej, jakoś dziwnie mnie poniosło i już po kilkunastu metrach wiedziałem, że jest za szybko, co potwierdziło się na wskazaniach mojego Polara 3;45 , to jeszcze nie czas na to tempo ! Zatem zacząłem spokojnie redukować tempo, co zaskutkowało , że co jakiś czas byłem wyprzedzany. Niczego innego w tej sytuacji spodziewać się nie mogłem. Po drugim kilometrze biegłem samotnie ze swoim zredukowanym tempem. Około trzeciego kilometra zostałem zaatakowany jeszcze przez jenego zawodnika , ale potraktowałem to ze stoickim spokojem nie podejmując prób jakiegos odparcia. oczywiście zostałem wyprzedzony . Ja nadal starałem się ciągnąć swoje tempo mając świadomość ,że jeszcze trochę dystansu zostało . I taka taktyka opłaciła się , po już po krótkim czasie spokojnie w tempie jednostajnym wyprzedziłem tego zawodnika i konsekwentnie trzymałem się swojego tempa. Spektakularnego finiszu może nie było , ale fun jednak był i pamieć mieśniowa pozycji finiszowej zadziałała. Z racji ,że raczej nie jestem niewolnikiem chronometru dopiero na mecie z ciekawością odczytałem rejestrację i okazało się , że jest poprawa w stosunku do poprzedniego biegu, co mnie trochę zaskoczyło, ale wzbudziło również obawy , bo czy następny raz też będzie progresywny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz