niedziela, 12 czerwca 2016
Parkrunowa progresja. #159 ,a mój 43 !
To już mój 43 występ na tej trasie, ale dopiero trzeci w tym roku. W dwu poprzedniotygodniowych odnotowywałem stałe poprawianie rezultatów, oczywiście tegorocznych z racji powrotu po półrocznej,prawie przerwie. I tego startu już się trochę obawiałem, bo chcąc się poprawić zdawałem sobie sprawę ,iż należy spodziewać się ,że lekko nie będzie. Słoneczna pogoda, przy rześkim powietrzu i temperaturze około 15 stopni mogła rokować pozytywnie. Dodatkowo spotkałem starego kumpla biegowego Jarka , który jak się przyznał biega poniżej 20 minut ostatnio ten dystans, a jest to wynik , który by mnie tym razem interesował. Zatem jak nic ustaliłem ,że na ile będę mógł to będę starał się go trzymać w trakcie wyścigu i finalnie oczekiwać fajnego rezultatu. Frekwencja , z racji, kilku komercyjnych imprez w okolicy nie była powalająca , bo w ilości 63 osób, ale za to tłoku nie było. I tak jak zaplanowałem prawie jedną pętlę biegłem z kolegą ,jednak dało się odczuć ,że później przyśpieszył i się oddalił. Wiedziałem o ile nasza separacja nie będzie rosła lawinowo szybko to mój rezultat powinien być nie zły. Na drugim kółku dołączył do mnie kolega w czarnej koszulce ,co trochę ułatwiło trzymanie tempa jednak i on na ostatni kilometr mi uciekł i musiałem sam kontynuować zmagania z ukończeniem dystansu. Muszę stwierdzić ,że czułem się dość mocno na tej końcówce wypompowany, bez żadnej rezerwy na jakieś porywy. Jeszcze przed ostatnim kilometrem doganiałem grupkę treningową Nika , robiącą dziś WB1, także lecieli zdecydowanie powyżej 5min/km i jak ja im zazdrościłem tego tempa, ale mając w pamięci zeszłoroczne moje bieganie na tej trasie walczyłem z tymi destrukcyjnymi myślami i ogólnym zmęczeniem, by w rozsądnym tempie dojechać do mety. Z jakimż to zadowoleniem ją osiągnałem, to tylko wiem ja. Tym bardziej, że już po wstepnym sprawdzeniu wyniku wiedziałem ,że znów jest progresja i 20 zostało złamane, a i miejsce 10 lepsze od poprzednich. Finalnie wyszło 19:45, co trochę w aktualnej mojej dyspozycji ogólnej, traktuję jako kosmos moich osiągnięć. Zmęczenie jednak szybko odeszło , a zadowolenie się podniosło wraz z apetytem na więcej. Jak będzie okazja to pewnie niebawem, znów podejmę sprawdzian swoich możliwości, zachowując oczywiście umiar.
niedziela, 5 czerwca 2016
Parkrun # 158 trochę chaosu i fun na koniec !
Chaos, to nie to co mogli zafundować w tym dniu organizatorzy, ale to sposób rozegrania dystansu przez moją osobę. Pogoda bardzo podobna do tej z ubiegłego tygodnia, ciepło , ale znośnie. Jeszcze przed startem prowadząc rozgrzewkę przy urzyciu urządzeń siłowni plenerowej zlokalizowanej w sąsiedztwie miejsca startu skaryszewskiego parkrunu spotkałem ziomka Marcina. Jak nic wiedziałem ,że tym razem to ja będę go gonił.
Ostatnio jakby stało się tradycją startowanie z parominutową obsówką , ale czas tak miło w takim gronie płynie, że nie ma to wiekszego znaczenia .
Tuż po starcie , pomimo że jak ostatnio ustawiłem w trzeciej linni startowej, jakoś dziwnie mnie poniosło i już po kilkunastu metrach wiedziałem, że jest za szybko, co potwierdziło się na wskazaniach mojego Polara 3;45 , to jeszcze nie czas na to tempo ! Zatem zacząłem spokojnie redukować tempo, co zaskutkowało , że co jakiś czas byłem wyprzedzany. Niczego innego w tej sytuacji spodziewać się nie mogłem. Po drugim kilometrze biegłem samotnie ze swoim zredukowanym tempem. Około trzeciego kilometra zostałem zaatakowany jeszcze przez jenego zawodnika , ale potraktowałem to ze stoickim spokojem nie podejmując prób jakiegos odparcia. oczywiście zostałem wyprzedzony . Ja nadal starałem się ciągnąć swoje tempo mając świadomość ,że jeszcze trochę dystansu zostało . I taka taktyka opłaciła się , po już po krótkim czasie spokojnie w tempie jednostajnym wyprzedziłem tego zawodnika i konsekwentnie trzymałem się swojego tempa. Spektakularnego finiszu może nie było , ale fun jednak był i pamieć mieśniowa pozycji finiszowej zadziałała. Z racji ,że raczej nie jestem niewolnikiem chronometru dopiero na mecie z ciekawością odczytałem rejestrację i okazało się , że jest poprawa w stosunku do poprzedniego biegu, co mnie trochę zaskoczyło, ale wzbudziło również obawy , bo czy następny raz też będzie progresywny.
Ostatnio jakby stało się tradycją startowanie z parominutową obsówką , ale czas tak miło w takim gronie płynie, że nie ma to wiekszego znaczenia .
Tuż po starcie , pomimo że jak ostatnio ustawiłem w trzeciej linni startowej, jakoś dziwnie mnie poniosło i już po kilkunastu metrach wiedziałem, że jest za szybko, co potwierdziło się na wskazaniach mojego Polara 3;45 , to jeszcze nie czas na to tempo ! Zatem zacząłem spokojnie redukować tempo, co zaskutkowało , że co jakiś czas byłem wyprzedzany. Niczego innego w tej sytuacji spodziewać się nie mogłem. Po drugim kilometrze biegłem samotnie ze swoim zredukowanym tempem. Około trzeciego kilometra zostałem zaatakowany jeszcze przez jenego zawodnika , ale potraktowałem to ze stoickim spokojem nie podejmując prób jakiegos odparcia. oczywiście zostałem wyprzedzony . Ja nadal starałem się ciągnąć swoje tempo mając świadomość ,że jeszcze trochę dystansu zostało . I taka taktyka opłaciła się , po już po krótkim czasie spokojnie w tempie jednostajnym wyprzedziłem tego zawodnika i konsekwentnie trzymałem się swojego tempa. Spektakularnego finiszu może nie było , ale fun jednak był i pamieć mieśniowa pozycji finiszowej zadziałała. Z racji ,że raczej nie jestem niewolnikiem chronometru dopiero na mecie z ciekawością odczytałem rejestrację i okazało się , że jest poprawa w stosunku do poprzedniego biegu, co mnie trochę zaskoczyło, ale wzbudziło również obawy , bo czy następny raz też będzie progresywny.
czwartek, 2 czerwca 2016
Parkrun # 157 , pierwsza próba na ostro.28.05.2016.
To już trzy miesiące od zabiegu na moim kolanie. Rehabilitacja intensywna ,ale nie forsowna myślę ,że przebiegła w zadowalający sposób. Już w połowie maja z racji prowadzenai zajęć na Huraganie w ramach UKS Gazela wykonałem kilka przebieżek bez ujemnych doznań w rejonie kolana dlatego postanowiłem pojawić się na moim ulubionym cyklu ,by sprawdzić się w boju na 5 km. Dystans nie wymagający, znana trasa i wielu znajomych to zadecydowało ,by tu dokonać przetarcia. Przetarcia w dosłownym tego słowa znaczeniu, gdyż wcześniejsze moje przebieżki jeśli chodzi o tempo to oscylowały w granicach 5:30 /nawet 6 min /km , przy zaliczanych dystansach od trzech i do parę razy sporadycznych dziesięciu kilometrów. Ranek był słoneczny, ale parny, przy miłym chłodzie zapewnionym przez korony parkowych drzew. Tym razem darowałem sobie ustawianie się w pierwszej linni startowej ,zajmując miejsce w granicach trzeciej, czwartej. Nim padło hasło start po pobieżnej obcince moich sąsiadów kalkulowałem zaocznie z kim tu pokonywać tę trasę. Długo się nie decydowałem, bo padło na szczupłą blondynkę w niebieskiej koszulce na ramionka z emblematem PZU na plecach. Kiedy wystartowaliśmy po minięciu pomnika okazało się ,że wybór był trafiony, bo tempo które sobie narzuciłem zblizone było do jej tempa. Nawet zapytałem Ją ,czy będziemy ciągnęli tak do końca. Koleżanka zdeklarowała ,że spróbuje. I w odczuciu moim biegliśmy dość równo zmieniając się na prowadzeniu. Nawet około trzeciego kilometra doszliśmy czteroosobową grupkę, którą pokrótce minęliśmy. Nie pamietam dokładnie czy jeszcze przed ostatnim zakrętem na ostatnią czterysumetrową prostą przed metą , czy trochę wcześniej koleżanka zaatakowała, wyraźnie przyspieszając. Próbawałem jak najmniej stracić ,ale trochę obawiałem się o swoje świeże kolano i moje przyspieszenie było trochę zachowawcze. Na tej prostej wziął mnie jeszcze jeden zawodnik "na czarno" z grupki którą wcześniej łyknęliśmy. Finalnie zająłem 13 pozycję na 84 kończących. Przed startem szacowałem swoje możliwości w granicach 25 ,24 minuty jednak wyszło dużo mocniej ,bo 21:00, a koleżanka , której wtórowałem wycisnęła swój rekord. Warto przeanalizować jak wyglądało tempo biegu w rozbiciu na km :4:17 ,4:17, 4:17, 4:10, 3:59. Jak to zobaczyłem , byłem zadowolony. Sądzę ,że warto tak to rozpracowywać. Koleżanka z którą biegłem była druga wśród pań, ale nie wiele nam brakowało do tej pierwszej pani kickbokserki, co ujawniała lekko innym rozciaganiem na rozgrzewce.
Ci państwo skanowali kodziki !
Z pierwszą panią w dzisiejszym wyścigu .
środa, 1 czerwca 2016
Horror kontuzji z NFZ !
To ,że aktywność fizyczna ,w tym bieganie , trenowanie ,
ściganie itp. itd. jest fajne wie każdy kto tego spróbował. Wielu ,co
spróbowało, jednak wcześniej ,czy później dopadają kontuzje. Z tymi, nazwijmy
je drobnymi dajemy sobie radę. Niejednokrotnie, prosta przerwa w aktywności
staje się panaceum na nie. Jednak czasami to nie wystarcza i dolegliwość jest
mocniejsza , a raczej nie do pozbycia się w ten sposób. Aktualnie przechodzę
uszkodzenie łąkotki przyśrodkowej lewego kolana. Symptomy przeciążeniowe
pojawiały się już w połowie zeszłego roku. Sądząc ,że to zwykłe przeciążeniowe
sprawy swoje starty mocno okroiłem do dystansów 5 i 10 km, a kilometraż
tygodniowy nie przekraczał 60 km . Jednak w połowie października podczas
interwałowego treningu na bieżni , w jednym z odcinków po pokonaniu 50 m lewe
kolano jakby mi uciekło, co zaskutkowało lekkim przysiadnięciem z pojawieniem
się bólu w tym kolanie . Miałem stanąć, jednak po przejściu na drugą ,czyli
prawą nogę kontynuowałem bieg i nawet ukończyłem zadany odcinek. Na końcu
pomimo zaistniałej sytuacji nic specjalnego jednak nie czułem w tym kolanie,
ale zdałem sobie sprawę ,że nie jest to normalna sytuacja. Dodam, że biegane
były odcinki 200m. Zewnętrznych objawów w postaci opuchlizny ,czy czegoś
takiego nie zauważyłem. Pewne odczucia jednak dawały do myślenia. Przy
gwałtownych skrętach całego korpusu , a stopach pozostawionych bez zmiany
lokalizacji potrafił odezwać się ból. Mrowienie bólowe pojawiało się również w
pozycji leżąc na boku. Kolano wtedy ucieka jakby do środka i ta pozycja stawała
się niekomfortowa. Ewidentną na max niekomfortową pozycją było natomiast
kucnięcie. Tu nie wiadomo było, czy się podniosę. Takie odbiera się wrażenie w
wyniku nerwobólu. Po tych obserwacjach i uciążliwościach postanowiłem udać się
do lekarza. Wiadomo, że tym tematem zajmuje się ortopeda, ale by się znaleźć u
niego niezbędne jest skierowanie od lekarza ogólnego, którego odwiedziłem i
takowe pozyskałem 30 października 2015 r. Następnie trzeba było się umówić do
ortopedy . U mnie w tzw. rejonie otrzymałem propozycję terminową na marzec
2016, ale tez informację by spróbować w” Polmedzie” na Targowej w Warszawie,
może być szybciej. I było na 4 stycznia. W między czasie postanowiłem na własną
rękę zrobić sobie USG . Niech lekarz widzi , co jest w środku. Oczywiście
wiązało się to z inwestycją. Łudząc się ,że to może jednak coś do zaleczenia
,za namową rodziny zainwestowałem w szybszą wizytę u ortopedy w” Ortorehu” 8
grudnia. Na podstawie USG i badania palpacyjnego,czy jak go zwał , stwierdził
uszkodzenie łąkotki przyśrodkowej. I tu pierwsza podłamka. Temat można załatwić
tylko operacyjnie , artroskopowo czyli nie duże chlastanie ,a on mógł zasugerować mi tylko
komercyjne rozwiązanie tematu, jak dosłyszałem
za 6000 zł. Sylwester musiał obyć się bez szaleństw baletowych.
Doczekałem do 4 stycznia ,by pojawić się u lekarza na NFZ. I tu nic innego się
nie dowiedziałem, co u poprzednika z tym ,że wyszedłem bogatszy o skierowanie
na rezonans magnetyczny , który ma precyzyjnie pokazać jak wygląda problem tej
łąkotki i jeszcze jedno skierowanie ale już do szpitala z kwalifikacja na
zabieg artroskopii łąkotki przyśrodkowej stawu kolanowego lewego. Nie będąc
zbytnim optymistom, pomyślałem miesiąc i będę miał temat z głowy. Mój nie
zbytni optymizm szybko zamienił się w totalny pesymizm kiedy zacząłem próbować
zrealizować uzyskane skierowania. Terminy zabiegu to koniec marca, może ?
Zrobienie rezonansu temat podobny i wybić sobie mogę z głowy ,że zrobię to w
tzw. rejonie , a mieszkam dwa kilometry od Szpitala Powiatowego, gdzie jeszcze
niedawno pikietowali obrońcy sumienia. Oczywiście dowiadywałem się tam odnośnie
zabiegu , bo jest oddział ortopedyczny, to na razie nie mają artroskopu. Jest
11 stycznia proponowane terminy rezonansu to początek lipca np.w Multi Med,
klinika przy Rzeczpospolitej koniec czerwca, Fort Wola to samo. No to pytam ,a
jeśli komercyjnie ? To od ręki, a rozpiętość cenowa od 550,- Fort Wola,
600,-Europejskie Centrum Zdrowia Otwock do 700 zł na Rzeczypospolitej. I tu ,już nie po raz pierwszy nasuwa się
pytanie. To po kiego płacę na ten NFZ ? Żeby się nałazić z chorą nogą !?
Dla przypomnienia . Cel to jak najszybciej wykonać ten
zabieg artroskopii, który prawdopodobnie trwa około jednej godziny. Skierowanie
na zabieg jest plus na rezonans.
W wyniku telefonicznych poszukiwań w jednej z klinik
dowiaduję się ,że aby być przyjętym muszę zliczyć wizytę u ortopedy w
przychodni przyszpitalnej, ale z rana trzeba zadzwonić i dowiedzieć się czy
jest pani doktor, bo może jej nie być. I jak jest to przyjechać i może będzie
się przyjętym. Dla mnie mało wiarygodne,
ale naciski rodziny i się udaliśmy .Jest 14 stycznia. Trafiamy do tej
przychodni. Pełna nowoczesna obsługa
biorę numerek ,tu pięć okienek, jestem piąty oczekujący. Panie w dwóch
okienkach , ale poszło szybko i dowiaduję się ,że trzeba wejść do gabinetu
gdzie przyjmuje pani doktor i zapytać ,czy da radę. Dostaję karteczkę z
numerkiem gabinetu na drugim piętrze. Jest winda , ale pomijam ją daję radę
schodami. Pani doktor akurat wyszła ,jak się dowiedziałem. Zatem pomyślałem
łatwiej będzie w locie zapytać, ale dzikie tabuny przed gabinetem raczej były
gotową odpowiedzią jaką mogłem usłyszeć . I taką usłyszałem ,że nie. Trudno. Udałem się do rejestracji . To
zapiszę się normalnie na wizytę. I tu dowiaduję się ,że za miesiąc może być
wizyta, ale trzeba zarejestrować się w rejestracji do rejestracji piętro niżej
. Jak już jestem to się udaję. Tam kolejka. Ale za drzwiami pracują dwie panie
. Mija 10 minut i wchodzę . Nagrywam pani temat z okazaniem skierowania do
szpitala, a pani mi oznajmia ,że bez skierowania do ortopedy nie może mnie
zapisać. Jak się zorientowałem ta sytuacja może powtórzyć się w każdej innej
placówce. O ile będzie pewnie na NFZ.
Wracając, nic innego ,tylko wypadało mi zahaczyć o moją
przychodnie i pobrać to skierowanie. Myślę ,wejdę powiem w rejestracji o co
chodzi i w razie czego jutro odbiorę . To jednak tak nie funkcjonuje. Musiałem
się zapisać na normalną wizytę na drugi dzień . Zaliczyłem ją i otrzymałem
skierowanie, a NFZ za wszystko płaci !?
W pewnych momentach zaczynam zapominać, o co w tym wszystkim
chodzi? Swoją nogą tak potrafię już
poruszać ,że jak nie zrobię „głupiego ‘’kroku to nawet mi nie dokucza. Litość
organizmu ?
To nie jest tak ,że ma się czas na telefoniczne poszukiwania,
gdzie ,co, jak, jakie terminy i co
potrzeba. Człowiek musi normalnie pracować. W poniedziałek 25.01 próbuję
skontaktować się ze szpitalem brudnowskim. Na stronie internetowej wygląda
zachęcająco również pod względem działań ortopedycznych jednak w tym dniu po
około godzinnej walce w celu uzyskania jakiego kol wiek połączenia zwątpiłem.
Próby ponowiłem w dniu następnym i udało się połączyć i uzyskać informację ,że
czas oczekiwania na realizację mojego zabiegu to dwa lata. ?!? Podziękowałem za
informację . Mając przed sobą zdobyte
dodatkowe ,po powtórne skierowanie do ortopedy postanawiam teraz zarejestrować
się do szpitala w Otwocku, który to tydzień temu odwiedziłem. Mając już telefon
na małej pobranej karteczce , z nazwę ją wstępnej rejestracji ,postanawiam
zarejestrować się na wizytę” kwalifikującą” do ortopedy . Termin wizyty 31.03.
Korzystając z okazji zapytałem jakiego terminu realizacji zabiegu mogę się
spodziewać. Marzec 2017. Chyba trzeba się cieszyć ?! Oczywiście, żeby nie było
tak lekko aby zaliczyć wizytę muszę jeszcze dostarczyć skierowanie w ciągu
dwóch tygodni. Z tego ,co się zorientowałem tak to funkcjonuje, w przypadku
wszelkich zapisów na skierowanie do specjalistów. Zaczynam się zastanawiać ,wątpić i snuć
wnioski dlaczego to tak podle funkcjonuje. Albo mamy cholernie chory naród, albo komuś na
tym zależy, na takim pompowaniu społecznej kasy.
27 stycznia wpadł mi w ręce dodatek „Gazety Wyborczej”
–Tylko Zdrowie , który zainteresowanie moje wzbudził oczywiste, ze względu na
temat : Skąd się biorą bóle kolan ? Temat wiodący poruszony był z ortopedą
,traumetologiem sportowym Panią dr Urszulą Zdanowicz. Co stwierdza na temat
mojej bolączki ? Diagnostyka USG nie daje do końca pełnego obrazu uszkodzenia i
lepszy Rentgen, a w większości przypadków rezonans magnetyczny , skierowanie na
który uzyskałem wraz ze skierowaniem do szpitala na zabieg, czyli tu poczynania
lekarza były OK., ale dalsza możliwość ich realizacji jak widać to stroma
górka. Na rezonans udało mi się zapisać na 19.08 po drugiej stronie stolicy w
Forcie Wola. Wracając do artykułu ewidentnie Pani doktor stwierdza ,że o ile
się da, to powinno się szyć łąkotkę, bo pójście na łatwiznę i usunięcie jej to
tak jak pozbycie samochodu amortyzatorów. Można jeździć , ale czas tej jazdy
jest mocno ograniczony, a w kolanie powstaną zmiany zwyrodnieniowe. Tu warto
dodać ,że sam zabieg może trwać od kilkudziesięciu minut do dwóch, trzech
godzin w zależności od wielkości uszkodzenia ,sprawności” operatora” i sprzętu.
Nie ustając w poszukiwaniu szybszej możliwości dotarłem do
WMC –Warsaw Medical Center gdzie dowiedziałem się ,że wykonują takie zabiegi
,przy czy wstępna klasyfikacja przez ortopedę tak ,czy owak kosztuje 220 zł
(skierowanie można sobie wsadzić ! ), a czas oczekiwania na zabieg to trzy miesiące.
Opcja wyglądająca najbardziej optymistycznie . Umówiłem się zatem na wizytę na
najbliższy możliwy termin ,8 lutego. Kiedy nadszedł ten dzień z nie ukrywaną
nadzieją udałem się na wizytę. Nowy obiekt ,spokój i brak tłoku oraz
organizacja wyglądała lepiej niż na serialach o lekarzach. Wizyta trwała
krótko, bo i diagnozować nie było co . Po spacerze w kucki potwierdzającym moją
dolegliwość zaczęliśmy z Panem doktorem rozmowę o możliwości , a konkretnie
terminie zabiegu. Po zerknięciu w notes okazało się ,że po podzieleniu ilości
chętnych przez „moce przerobowe w ramach NFZ, bo tego kurczowo się trzymam „
Pan doktor wskazał na październik. Co mnie znowu przygniotło ! W rozmowie sugerowałem ,że
zależy mi na terminie i jestem pacjentem zdecydowanym na zabieg ,a nie na
jakieś zapisywanie się, uzyskałem informację , że można od ręki temat załatwić
,ale wysokość opłat taka jaką poznałem już wcześniej. Jednak po oświadczeniu
stu procentowej gotowości na zabieg Pan doktor zapisał sobie mój telefon w
swoim kapowniku oczekujących. To było kolejne 10 minut nadziei. Z racji ,że
obiekt zaintrygował mnie spokojem postanowiłem ,że uzbroję się w cierpliwość i
czekam do października.
Jakby nie patrzył ,
sporo czasu. Wcześniej trochę się pobiegało czasami, a teraz aby nie opatulić
się smalcem do końca pozostają pompki, brzuszki, planki , drążki i wszystko
inne nie obciążające kolan. Jednak w pamiętną środę 24 lutego otrzymałem
telefon od Pana doktora z WMC z zapytaniem , czy jestem zdecydowany na zabieg,
który bez chwili namysłu oczywiście potwierdziłem, że tak. Zabieg miał odbyć
się w najbliższą niedzielę 28 lutego, pozostało tylko „alarmowe” skompletowanie
rutynowych badań przed operacyjnych. Po
otrzymaniu na maila wykazu w czwartek wszystko wykonałem w swojej przychodni (
oczywiście odpłatnie nie licząc na opiekuńcze państwo, ani na dobrą zmianę !).
Nie obyło się oczywiście bez schodów , bo gdy w piątek odbierałem okazało się
,że jednego wyniku brakuje , co związane jest ze specyfiką jego wykonania.
Dobrze ,że przejrzałem co dostałem, a pani mi dała nie sprawdziła , bo by była
klapa, a tak udałem się do „mojego” szpitala powiatowego, gdzie mieści się
centrala lokalna tego laboratorium i tam odebrałem brakujące wyniki. Pacjencie
! Nawet jak płacisz za usługę ,zachowaj czujność ! Największą oznaką zaufania
jest kontrola !
I tak w niedzielę zameldowałem się na godzinę 8.00 na
oddziale szpitalnym WMC, by już o 8.50 poddać się zabiegowi, który trwał nie
całą godzinę. Przebywałem na dwuosobowej Sali z pacjentem, który miał
identyczną dolegliwość, tylko na tle jednorazowego urazu w formie niefortunnego
upadku. Już na drugi dzień około godziny 9.00 otrzymałem wypis ze zwolnieniem i
zaleceniami rehabilitacyjnymi . Jeszcze przed tym mieliśmy wizytę rehabilitanta
, który poinstruował nas jak ćwiczyć , wyposażył nas w ortezę ( dopłata do
NFZ 100 zł). Czyli rehabilitacja od razu
!
Subskrybuj:
Posty (Atom)