piątek, 31 lipca 2015
Trzeba Trochę Triathlonu. Nieporęt, 12.07.2015.
Kolegom się nie odmawia ! Tak było w tym przypadku, kiedy dawno temu kolega Maciek zaroponował mi udział w sztafecie Ironman na dystansie 1/4. Lokalizacja zawodów przewidziana była w Ryni, czyli nie daleko to bez zbędnych zastanowień się zgodziłem. To co wiedziałem, że Maciek będzie pływał , a ja będę biegł na dystansie 10,55 km. Kolarz był dla mnie postacią nie znaną. I tak czas sobie leciał ,jednak ja nie zapomniałem ,kolega tym bardziej, że zaoferował mi udział w odprawie organizacyjnej robionej wieczorem na dzień przed zawodami. Mogliśmy odebrać wtedy pekiet startowy. Po przybyciu na miejsce, okazało mi się ono znajomym z ubiegłorocznego plażowania, ale obiekty mogłem poznawać dopiero teraz. Pakiet odebraliśmy jakby w Sloonie w stylu Westernowym ,bynajmniej z zewnętrznej fasady, by potem wysłuchać kilku w sumie oczywistych uwag organizatora. Wróciliśmy do domu umawiając się na jutro. Jutro pogoda okazaa się optymalna. Maciek z rowerem w bagażniku zajecha po mnie i udaliśmy się na miejsce zawodów. Po drodze ,przed Beniaminowem zobaczyliśmy na drodze zaznaczoną nawrotkę dla etapu kolarskiego. Pomimo ,że dojechaliśmy dość wcześnie już zaczęły występować trudności z parkowaniem, ale jeszcze daliśmy sobie radę spokojnie. Po prostu już byli wszyscy na wcześniejszy ,sprinterski dystans. Na spokojnie mogłem zapoznać się ze strefą zmian , która da nas była kluczowa, bo tu mieliśmy przegląd sytuacji ,kto z konkurencji przed nami , a kto po nas. Sztafety miały swoje numery w jednym rejonie strefy. Na początek musieliśmy uzbroić się w cierpliwość i czekać. Oczywiście nie nudziliśmy się , bo pomagaliśmy kolegom z krótkiego dystansu powbijać się w pianki , a później mogliśmy obserwować ich zmagania na trasie . Oczywiście w miarę możliwości . O ile pływanie mogliśmy obserwować całe, choć identyfikować kolegów mogliśmy dopieru po wyjściu z wody, to później tylko strefa zmiany i oczekiwanie na finisz. No i na finiszu mieliśmy fajną niespodziankę w postaci trzeciej lokaty kolegi Rafała i pudło koleżanki Aleks wśród pań. Pozastali ,Darek i Dominik też byli zadowoleni ze swoich występów, pomimo tego ,że Dominik zgubił chipa w wodnej chlapaninie.
Kiedy przyszedł czas naszego startu słonko zaczęło dogrzewać .Maćkowi to może w wodzie nie przeszkadzało, ale nam czyli kolarzowi Robertowi i mnie już mogło doskwierać. Maciek był więcej niż bzrdzo zadowolony ze swojego pływania. Robert natomiast trochę mniej ze swojego rowerowania, ale miał ostatnio kłopoty zdrowotne, zatem nie był zdziwiony. Czekając na swoją zmianę wiedziałem ,że lekko nie będzie. Będę gonił kolegę Krzysztofa z drużyny Hiszpańsko -Polskiej , w której to on był tym polskim akcentem.
Z wstępnego, oględnego pomiaru wynikało, że Krzysztof będzie miał przewagę około 2 min, 30 sek. Ruszając do pościgu wiedziałem ,że jest to do odrobienia, a na trasie występowała zawleczka ,która pozwalała na skontrolowanie sytuacji. Bardziej od pościgu za Krzyśkiem trapił mnie fakt , że mnie z kolei będzie gonił młodzieniec z możliwością 31 min na dychę, czyli musiałbym mieć kolosalną przewagę by nie dać się dogonić. Ale do póki nie byłem dogoniony cały czas się łudziłem na jakiś korzystny splot sytuacji dla naszej drużyny. Trasa choć prosta to wymagająca była ze względu na podłoże, gdyż spora jej część prowadziła po trylince betonowej i kostce brukowej. Pozostała po asfalcie i na małym odcinku po szutsze. Dodatkowym utrudnieniem dla biegaczy była temperatura, która po południu znacznie się podniosła.
Dlatego po pierwszej pętli nie planowałem spinania się za wszelką cenę. Sądziłem, że po drugiej zawleczce wyprzedzę Krzysztofa, jednak nastąpiło to wcześniej , a w międzyczasie zostałem śmignięty przez młodego rywala. Kalkulacyjnie wychodziło, że to co ugrałem ,to straciłem, ale pozycja utrzymana. Trochę żałuję ,że sztafety jakoś szczególnie nie różniły się na przykład inną kolorystyką numerków, choć był jakiś klucz numeryczny , ale rozszyfrowanie go wśród wielu biegnących, tych cały zestaw do łatwych nie należało. Muszę powiedzieć ,że właśnie oni wyglądali dość wyczerpani i kiedy ich mijałem byli mocno zdziwieni, co to za świeżak tak śmiga. Dlatego wyprzedzając kolejnych w miarę możliwości informowałem zdawkowym hasłem "sztafeta", by mieli świadomość skąd taka świeżość w zawodniku wyprzedzającym ich. Finalnie wpadając na piękną metę zadowolony byłem z rezultatu 37:43, ale prawdopodobnie 10,55 km, to nie było. To moja subiektywna ocena , bo nie korzystam z gps, a tematu nie konsultowałem. Impreza sama w sobie godna polecenia i dobrze ,że coś się dzieje na takim świetnym akwenie w pobliżu nie tylko stolicy. Porównując relacje startujących tu w ubigłym roku ich ocena w tym znacznie się podniosła. Organizatorzy wyciągneli po prostu wnioski i właściwie zareagowali na sugestie. Nasza sztafeta uplasowała się na czwartym miejscu ze stratą 30 sek. do trzeciej pozycji.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz