czwartek, 1 czerwca 2017

Swarzędz na wypasie, 6 Szpot bieg 10 km, 14.05.2017.

         
              Ta dyszka jest imprezą na którą z przyjemnością wróciłem po rocznej przerwie. W edycji czwartej udało mi się załapać na pudło na trzecie miejsce oczywiście w kategorii wiekowej z dość mocnym czasem 36 z haczkiem. Tym razem nawet nie śniłem o takim rezultacie ,a wielkim szczęściem byłoby zbliżenie się do 37:30. Marzenia nic nie kosztują , a ostatnie sprawdziany na zawodach dobrze rokowały. Logistycznie tym razem udałem się tam autem, oczywiście dzień wcześniej w sobotę i bazowałem w tym samym hotelu co poprzednio. Sprawdził się świetną lokalizacją, a i cała reszta była bez zarzutu, tym razem to się tylko potwierdziło. Byliśmy dzień wcześniej, by pobrać pakiet i spokojnie przygotować się do niedzielnego występu. Rzeczą niepokojącą mnie była jedynie pogoda, bardzo dobra pogoda na odbywające się właśnie w tym czasie komunie w tym rejonie, trochę mniej na szybkie ściganie przez amatorów. Niestety dla biegaczy, na szczęście dla ich rodzin i kibiców było upalnie. To były jedne z pierwszych tak ciepłych dni, nie licząc tego jednorazowego wyskoku na początku kwietnia i trudno było zaadoptować organizm do takich warunków i trochę było niewiadomą jak zareaguje tym razem. Podczas rozgrzewki miałem z tego powodu trochę dylemat czy biec w czapce czy bez, ostatecznie byłem w czapce.









Na rozgrzewce spotkałem młodszego od siebie zawodnika ,który deklarował biec na wynik w granicach 36, 37 , no ja powiedziałem ,że raczej nie będę mu towarzyszył , choć bym chciał, ale nie tym razem. Start nastąpił o godzinie 10.30.  Startowałem z pierwszego sektora tuż za elitą.










Początek wyścigu przebiegał przez starą część   miasta , by później przenieść się na drugą stronę torów tu do pokonania był wiadukt czyli podbieg i zbieg i to samo czekało nas w drodze powrotnej. Pierwszy kilometr zdecydowanie w profilu był łagodnym zbiegiem, wyjątkowo lekko się biegło a tempo jak później wynikało z analizy zarejestrowanych parametrów pobiegłem w 3:30, co nawet czułem redukując stopniowo prędkość , zdając sobie sprawę ,że to początek dystansu ,a aura była jednak wymagająca. Gdzieś po drugim kilometrze mijał mnie kolega z rozgrzewki, co utwierdziło mnie w tym ,że tempo początku było trochę przeholowane, ale   po wprowadzeniu korekty biegło się w miarę komfortowo. Temperatura jednak w moim przypadku zrobiła swoje i po siódmym kilometrze zaczęła się dla mnie walka ,by nie zwalić totalnie tempa. I było naprawę trudno. Liczyłem ,że na końcówce może trochę odżyję dzięki zbiegowi prowadzącemu prawie do bramy stadionu. Jednak tak nie było ,nogi miałem jak z waty i musiałem nieźle się nagimnastykować , by w miarę zrobić ten zbieg i nie rymnąć. Kiedy zobaczyłem stadion ,to było dla mnie zbawieniem. Tym razem nie obiegaliśmy płyty boiska tylko krótką prostą, pewnie nie całe sto metrów prosto prowadziło do mety. No właśnie do mety, a przed bramką mety była jeszcze jedna bramka, którą wziąłem za metę na końcówce tak byłem stłumiony i dopiero po chwili doczłapałem do tej właściwej mety.






Obsługa widząc ,że jestem mocno wykończony, zabrała mnie do namiotu reanimacyjnego. Postanowiłem nie kozaczyć i pozwolić się podpiąć pod kroplówkę, w końcu po co mam się męczyć jeszcze regeneracją, kiedy można ją przyśpieszyć. Po paru minutach czułem się już w miarę , ale kapiącego , kroplówkowego drinka wypadało nie marnować i przyjąć choć w większej części. Jak już zdecydowanie czułem się dobrze odłączono mnie i mogłem udać się do strefy medalowej i pierwszo posiłkowej w postaci jabłka i butelki wody. Po odnalezieniu się z żoną , udaliśmy się do hotelu, odległego około półtorej kilometra od miejsca imprezy. W hotelu dobyłem w końcu telefon i mogłem odczytać wyniki z sms'a . I czas oczywiście był znacznie odbiegał od planowanego i wyniósł 38:18 , ale jakie było moje zdziwienie kiedy dalsza część sms'a informowała mnie o zajęciu drugiego miejsca w kategorii wiekowej ,tym bardziej że pamiętałem swój wyniki z poprzedniej mojej bytności tutaj i wtedy byłem trzeci. Lepsze miejsce było rekompensatą słabszego czasu. Po ogarnięciu się w hotelu ,wiadomo było ,że jest po co udawać się na ceremonię zakończenia, na którą przybyliśmy idealnie na rozpoczęcie od kategorii open.


      Organizacyjnie przygotowana była perfekcyjnie, co było istotne , by nie przeciągać , bo było wiele kategorii, gdyż co 5 lat. Jako nagrody to tzw. szkiełko ;) i koperta z wsadem 150 zł. Częściowy zwrot za paliwo ,a resztę na zaistnienie na imprezie trzeba było wyłożyć . Dodać trzeba ,że w każdej kategorii dekorowanych było sześć osób, co jest raczej rzadkością. Poza tym nagrody otrzymywały co dwusetne osoby na mecie ,czyli miejsce 200, 400, 600 itd. Po dekoracjach odbywała się jeszcze licytacja fantów przekazanych przez różnych lokalnych i nie tylko sponsorów z przeznaczeniem uzyskanych efektów na leczenie dziewczynki Nikoli. Jednak kulminacyjnym punktem programu było losowanie samochodu marki Suzuki Baleno. Liczba oczekujących była trochę przerzedzona , gdyż nie było wymogu osobistej obecności w trakcie losowania, a trochę szkoda ,bo szczęśliwiec ,był zaoczny i nie mogliśmy bezpośrednio zobaczyć jego reakcji z rezultatu losowania. No ,cóż nie tym razem w moim przypadku ,ale jest jeszcze kolejna szansa w tym roku na półmaratonie właśnie tu w Swarzędzu 10 września , na który już się wybieram i zaczynam przygotowania.                   Losowanie ,losowaniem , ale może uda się ponownie zawalczyć o miejsce na podium, to przynajmniej była by satysfakcja. Będzie okazja sprawdzić , czy również perfekcyjnie sprawią się organizatorzy , w co osobiście nie wątpię i imprezę polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz