W ramach przygotowań ,oczywiście w wielkim cudzysłowie, do Półmaratonu Zegrzyńskiego , postanowiłem w poprzedzający go weekend, w sobotę zaliczyć krosową dyszkę i również powtórzyć to w niedzielę. W sobotę wypadło na imprezę organizowaną przez Nadleśnictwo Drewnica z cyklu "biegam bo lubię w lesie" tym razem w miejscowości Mostówka nieopodal Dąbrówki przy trasie do Wyszkowa.
W ramach imprezy były biegi dla młodzieży szkolnej i bieg główny rozbity na dwa dystansy. Na 5 km i na 10 km. Biec mieliśmy po tej samej trasie w postaci pięciokilometrowej pętli. Dyszkowicze po prostu mieli pokonać ją dwukrotnie. Pogoda okazała się typowo letnią ,ciepło i słonecznie. Z autopsji ostatniego startu wiedziałem ,że istotne będzie odpowiednie nawodnienie , o co zadbałem.
Po krótkim rekonesansie wiedziałem ,że zbyt wielu rywali nawet do miejsca na podium się nie zapowiada, ale sam wyścig , a szczególnie wejście na drugą pętle, wszystko wyjaśni. Kiedy przyszła pora na nasz start , specjalnie nie spinałem się ,zdając sobie sprawę ,że szybsza rywalizacja będzie dotyczyła tych z piątki ,jednak starałem się nie gubić ich z oczu , bo precyzyjnie jednak nie wiedziałem kto jaki dystans obstawia. Po około trzech kilometrach ,w sumie dość dynamicznego biegu jak na te warunki, okazało się, że dobrze się biegnie grupie mnie poprzedzającej, tym bardziej,że wbiegliśmy do wioski na asfaltową drogę. Pewien niepokój wzbudził we mnie brak jakichkolwiek oznaczeń. U tych przede mną też dało się zauważyć pewną konsternację. Dali się dogonić i podniesiony temat właściwej trasy okazał się tym, co nurtowało teraz wszystkich i pewnym już było , że jest kicha ! Wiadomo było ,że zboczyliśmy . Tylko ile i co robić teraz. Krótka piłka i skręcając w lewo i trzymając się tego azymutu mieliśmy nadzieję ,że wrócimy na trasę. Niestety kilometry pykały ,a my dosłownie byliśmy w lesie. I kiedy po konsultacjach i lokalizowaniu przez telefon jednego z biegaczy mając już za sobą ponad 10 km wpadliśmy na trasę w pobliżu punktu z wodą . A od punktu do mety było jeszcze ponad 2 km. Zawodnicy podobierali się w pary . Biegłem z kolegą z drużyny Bobrowej z Tłuszcza. Okazało się ,że on też planował pokonanie 10. Początkowo był skonsternowany naszym błądzeniem, ale dał się przekonać ,by jednak pokonać jeszcze tą pięciokilometrową pętlę. Przystał na to, o ile pozwoli na to limit czasowy biegu. Zbliżając się do mety na zegarze było widać ,że upłynęła godzina z sekundami ,a limit to półtorej godziny. Zatem na razie rezygnując z odbioru medali, które już chciano wieszać nam na szyje ruszyliśmy do zaliczenia pętli. Zaopatrzony w półlitrową butelkę z wodą ,stopniowo ją opróżniając , pokonywaliśmy właściwą trasę. Podczas rozgrzewki starałem się nawodnić jednak nieoczekiwanie dystans się wydłużył i złapana butelka też szybko została wysączona. Pomimo trudów pierwszej mocno wydłużonej pętli biegło się nam całkiem przyzwoicie. Postawiliśmy na trzymanie równego tempa, ale na wymagającym poziomie. Pod koniec kiedy na ostatniej prostej zostało nam może ćwierć kilometra rzuciłem propozycję do rywalizacyjnego finiszu. Kolega zdecydowanie ją zaakceptował, jednak pozwolił mi we wstępnej fazie na prowadzenie, którego jednak tuż przed metą mnie pozbawił. I w ten oto sposób rywalizację na dystansie dziesięciu kilometrów , zgodnie z regulaminem, ukończyłem na ostatnim miejscu. Oczywiście nie zgodnie z regulaminem zaliczyliśmy dystans ponad osiemnastu kilometrów .
Grupka zaginionych w akcji oczywiście oprócz nas dwóch liczyła jeszcze parę osób, które jednak w dowód uznania zostały wymienione przed główną ceremonią nagrodową. Nie zauważyłem żeby ktoś miał jakieś pretensje z tego powodu, a za gapowe trzeba płacić. Nasuwa się też kolejny wniosek ,że już samo puszczenie kilku zawodników przodem podczas takiego krosu nie gwarantuje swobody w zaliczaniu trasy i jednak też trzeba być wyczulonym na oznakowanie trasy.
Pomimo ,że na uboczu i w lesie to występuje spora zabudowa, po części pewnie letniskowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz