Na starcie spotkałem wielu znajomych w tym dziewczyny z czołówki z biegu na Żoliborzu. Oczywiście jest Kazimierz ,a z nim Tomek Zych ten , który wygrał w tym roku Bieg św.Rocha , w którym ja brylowałem rok temu, a w tym byłem trzeci. Trasa jak można było się spodziewać była w stylu angielskiego krosu. Na dodatek cały czas siąpiło. Dobrze ,że nie lało. A i tak nie wiadomo co włożyć ,bo za moment będzie mokre.
Temperatura w granicach 6 stopni na plusie mogła prowokować nawet na występ na krótko, co nie którzy po części stosowali.Po wystartowaniu spodziewałem się długiej prostej ,co najmniej 2 km i skrętu potem w prawo, a tu był skręt w lewo i to znaczne dużo wcześniej. Czyli trasa uległa zmianie , no i na pierwszej pętli był w pełni rekonesans. Z tempem starałem się nie szaleć ,zdając sobie sprawę ,że na dystansach dłuższych niż 10 km. dawno nie biegałem. Po około kilometrze wyprzedziłem kilka osób, które przeholowały trochę z szybkością. Później sytuacja na moim odcinku wyglądała dość stabilnie bez roszad w zasadzie . Dopiero pod koniec pierwszej pętli , czy na początku drugiej wyprzedziłem kolegę Andrzeja z Tarchomina, ostatnio trochę triathlonistę i z kategorii M-40 ,co mnie trochę zaskoczyło. Jednak to jest taki okres ,że różne roztrenowania i inne formy przejściowe zawodnicy robią ,że różnie wskoczenie na zawody się objawia. Następnie , już na drugiej pętli, na pewno , po pierwszym zakręcie w lewo, dogoniłem młodzieńca z UNTS ( naprawdę nie rozgryzałem tego skrótu, ale wiem ,że na orientację mocno biegają ). Nawet wyprzedziłem go. Nie uciekałem mu jednak tylko powiedziałem ,by dołączył do mnie. Początkowo stwierdził ,że nie da rady, ale upewniłem go ,że tempo będę ciągnął stałe i niech próbuje. Początkowo dużo go to kosztowało, co było słychać w ciężkim oddechu, jednak później ustabilizował się i zdecydowanie mobilizował mnie do równego biegu. Zmęczenie w moim przypadku stale rosło ale przy utrzymaniu w miarę stałego tempa. Kiedy już uporaliśmy się ze wszystkimi zakrętami na trasie i wpadliśmy na ostatnią długą prostą zdecydowanie wyprzedził mnie i odskoczył młodzian ,próbowałem nawet nawiązać walkę ,ale zmęczenie i wyczerpanie skutecznie blokowało mnie. To co mogłem, to biec constans i walczyć sam ze sobą. Na tej prostej nieoczekiwanie skutecznie dogonił mnie i wyprzedził wcześniej minięty Andrzej. Gość się zregenerował przy słabszym tempie i zrobił swoje. Mogłem tylko pozazdrościć i podziwiać. Planowałem zmieścić się w dziesiątce, jednak będąc cykniętym przez tych dwóch delikwentów znalazłem się ,jak się finalnie okazało na dwunastej pozycji z czasem 49:50. Na pierwszej pętli krótszej o nie całe 100 metrów, mój międzyczas to 24:38, czyli obrazuje ,że zmęczenie narastało jednak tempo prowadzone było utrzymane. Sytuacja z trasy z resztą to potwierdzała. Rezerw na końcową rozgrywkę jednak zabrakło. Pozwoliło mi to jednak stanąć na najwyższym podium w mojej kategorii. Pierwszy zawodnik na mecie Andrzej Starżyński uzyskał czas 38:54 . Pomarzyć tylko !!!
A warunki były trudne ..... co widać na odzieży sportowej !