niedziela, 21 grudnia 2014

Weekend 13/14.12.2014, nie do końca mojej wielkiej przegranej.

     
Plany na ten weekend były spore i ambitne. W sobotę mocne ściganie na Falenicy po zalesionej wydmie na dystansie 10 km, a w niedzielę kolejny start w City Trial na 5 km. Wszystkie te plany, jednak rozwiał nagły atak lumbago, tak to określę nagłą niedyspozycję mojego lędźwiowego odcinka kręgosłupa. Stało się to nagle, rano w sobotę. Podejrzane jest złe schylenie się po plecak.  Mimo to łudziłem się ,że coś się zmieni, a może dolegliwość nie będzie na tyle uciążliwa ,by zniweczyć mój start. Dlatego nie odwoływałem kolegi Kazimierza, którego to autem mieliśmy udać się na zawody. Kolega zauważył już przy moim wsiadaniu do auta ,że jest coś nie tak. Naświetliłem mu temat i kiedy dotarliśmy na miejsce, do szkoły, gdzie od lat zlokalizowane jest biuro, odebraliśmy numery, po czym w samochodzie przebraliśmy się i przypięliśmy numerki. Postanowiłem dokonać ostatecznego sprawdzianu mojej dyspozycji i po lekkiej przebieżce w uciążliwych nerwobólach wiedziałem, że z mojego startu nici ,tym bardziej, że tu masa podbiegów i tyleż samo zbiegów. Koledze oznajmiłem, że uruchamiam awaryjny plan działania, ogacam się i będę robił fotki swoim rezerwowym kompaktem, którego na szczęście tym razem nie zapomniałem. Pokonany przez lumbago wtoczyłem się na pierwszy podbieg, by zrobić kilka fotek startowych.



Tam spotkałem koleżankę Dorotę z portalu maratończyk.pl jakby od kilku lat nadworną fotografkę tej imprezy dlatego znając jej profesjonalizm w tym temacie nie wysilałem się ze swoją rolą fotoreportera. Jednak kilka fotek starałem się wykonać pod kątem biegnących znajomych. Okazało się to nie łatwym założeniem przy takiej masie startujących. Tak na oko śmiem przypuszczać, że tym razem liczebność jeśli nie była rekordowa to bardzo jej bliska. Tu naszła mnie taka refleksja, jak to poszło do przodu, bo kiedy byłem na pierwszej edycji to nie było nawet czterdziestu osób, a teraz ? No właśnie . Dlatego też organizatorzy wprowadzili krótsze dystanse, czyli jedna i dwie pętle oprócz tych trzech na dychę. A i start na długim dystansie też podzielony jest na część szybszą i wolniejszą . Pierwszy raz byłem obserwatorem .


  Doszedłem w wyniku tego do wniosku, że raczej mój występ w następnym biegu, o ile dyspozycja pozwoli, raczej potraktuję jako 2xT , czyli treningowo i towarzysko. Wąska głównie i ciężka trasa mnie do tego przekonuje , by nie narobić sobie jakiegoś kontuzyjnego bigosu. Wyjątkowo dziwnie się czułem wśród zziajanych kończących zawodników, podsumowujących swoje występy.  Pewnych rzeczy nie przeskoczysz i trzeba wyciągać wnioski i przyjmować temat z pokorą.  Przedkładam wielkie nadzieje, że drugi bieg uda mi się chociaż zaliczyć w dobrej kondycji. Tym bardziej, że zasilam drużynę Dream Run pod przewodnictwem kolegi Artura Jabłońskiego, który swój powrót do przygody biegowej przechodził przez nasz klub. Taki koleżeński szacher macher, na który przystąpił też kolega Kazimierz.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz