Jak tam się nie
pojawić kiedy wyjazd inicjuje Kazimierz, a żeby tego było mało to Radomski. Tym
bardziej długo nie musiał mnie namawiać, bo wskoczenie do następnej kategorii
wiekowej, działa obiecująco, że jak się zepniemy, oczywiście mierząc siły na
zamiary, to może i na pudło wskoczymy. Dodatkowym elementem motywującym
zaliczenie biegu na południe od Warszawy, była możliwość konfrontacji chociaż z
częścią biegaczy z tamtych stron. No i w moim przypadku, niejako po znajomości, raczej mogło to działać
deprymująco. Pytanie dlaczego ? Ano kolega Zenon z Kielc, chyba tydzień
wcześniej ogarnął Wiązowną w 1:19, no i powymiatał w naszej kategorii. Ale żeby
tego było mało świadomość , że gość pod koniec zeszłego sezonu pobiegł sobie
cztery maratony, co tydzień z czasami w granicach 2:48 to nie tylko może, ale
musi budzić respekt. Ale nic to, przed startem powiedziałem Zenkowi, że ile dam
radę to będę go naciskał. W Radomiu ganiamy po mieście trzy pętle .W tym roku
zmieniono kierunek biegu (miało to uzasadnienie większą frekwencją jak i
zwężeniami budowlanymi na drodze) i na wstępie czekała nas długa prosta na
lekkim spadku po kostce. Na starcie spotkałem Sebastiana z Entre i zauważyłem
,że wąski start i początek w dół mogą powodawać przepychankowe wywrotki na
początku. I jak bym wywróżył . Na domiar złego sam miałem przymyszenie w jednej
z dwóch , jakie dojrzałem uczestniczyć . Jak napiera masa startujących, w takim
przypadku wiele nie da się zrobić. Co prawda powierzchownie, ale wywrotka była.
Po otrząśnięciu się zebrałem się do gonitwy za kolegą jak mu zapowiedziałem.
Nim minął kilometr byłem w kontakcie za moim celem i starałem się utrzymywać
jego tempo. Okazało się ,że jedną pętlę wydoliłem, a potem lekkie odcięcie i
trzeba było sfolgować ,ale starałem się nie odpuszczać, by nie generować
większej straty, która finalnie i tak wyszła spora, bo około minuty. Na
trzeciej pętli, jak bym złapał nowy oddech, bo poczułem powrót mocy, ale
dystansu już było mało, ale jak się okazało finalnie w wynikach wystarczyło to
na drugą pozycję w kategorii wyjątkowo młodzieżowej M50. Z kolei kolega
Kazimierz pomimo niedyspozycji pokontuzyjnej
nie spinał się na sto procent. Pomimo to był drugim Kazimierzem. Niestety nominowany
był tylko jeden, a szkoda, bo to bieg Kazików, a i trzeci też by był pewnie
zadowolony. Za to pogoda tego dnia zaskoczyła wszystkich pozytywnie w momencie
startu na pewno było sporo ponad dziesięć stopni . Wielu startujących nawet
wybrało już krótki stroje, nawet ciepłolubni Kenijczycy, którzy tym razem
okazali się bezkonkurencyjni na trasie do tego stopnia, że jednocześnie
przekroczyli metę i dopiero werdyktem sędziowskim wskazano zwycięzcę. Z
perspektywy stającego na podium muszę pochwalić wręczane statuetki, które
stylizowane były w siódemkę, czyli przypisane do tej imprezy ,nie tak jak to
wielokrotnie bywa, że są uniwersalne monstrancje tylko z nalepkami. Współpraca
z lokalnymi sponsorami zaowocowała zachętą , by wszyscy nagradzani pozostali
dłużej w Radomiu, gdyż każdy dostawał karnet do lokalnego fitness. Na fotach to
te symboliczne duże tablice w rękach zwycięzców. Jak by nie było, jak to w
Radomiu była precyzja.
~D.M.J King
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz