wtorek, 30 grudnia 2014

Bieg przed noworoczny, Kobyłka 27.12.2014

                 

W dość krótkim okresie mamy przyjemność pościgać się już po raz trzeci na Trasie PZU w Kobyłce. Świadczy to nie inaczej, że pomysł na lokalizację tych rekreacyjnych instalacji w tym miejscu to był strzał w dziesiątkę. Pierwszy raz biegaliśmy z okazji otwarcia trasy, potem nasza organizacja Biegu Andrzejkowego i teraz takie po świąteczno przed noworoczne ściganie. Pomimo przeciążenia kulinarnego i spadku temperatury poniżej pięciu stopni, a i pojawieniu się śniegu nie zabrakło amatorów by pobiegać. Ku zadowoleniu przybyłych czekały dwa dystanse. Krótszy ,jedno pętlowy dla młodzieży i dłuższy cztero dla seniorów.

Podczas gdy młodzież się już ścigała my ulegliśmy śladowej rozgrzewce. Moja dyspozycja była typowo poświąteczna , a i widząc młodszych i znanych mi ścigaczy wiedziałem ,że łagodnie nie będzie. Przyszedł czas i na nas.





Ruszyliśmy ostro. Oczywiście Kamil w czołówce , a z nim Paweł „Siekierek”, Przemo z Warszawiakow i nie znany mi gościu, młody w rowerowej bandance. Czyli ścigacz rowerowy, ale z porządnym potencjałem. Początkowo próbowałem wbić się w ich tempo, ale nie było to łatwe. Na potwierdzenie tego niech świadczy fakt, że dość szybko minąłem wyrywczego Kamila, ale pozostała trójka przede mną raczej zwiększała separację. A i ja zostałem obcykany przez kolegę z Zielonki, którego chciałem się uczepić jak rzep, ale to nie był ten dzień. Na dłuższych prostych odcinkach jeszcze pod koniec drugiej pętli widziałem ,że czołówka się rozerwała i każdy walczył o utrzymanie, raczej swojej pozycji .




Może poza pierwszym. Jakoś wyjątkowo się męczyłem nie czując żadnych rezerw na jakiś spektakularny atak. No cóż, z kilkuletniej autopsji wiem, że brak nałożonych reżimów, święta czyni też męczącymi to i bieganko później też jest męczące. Pomimo świeżego śniegu trasa była super, bo jednak nie spadło go tak wiele, a wrażenie super zimy robiła szadź elegancko zdobiąca drzewa. Dlatego mogłem porównać swój rezultat z otwarcia tej trasu z aktualnie osiągniętym w okazało            się ,że teraz było lepiej o 12 sekund. Czyli pomimo ,słabych odczuć nie było tak źle, choć za mało by znacząco powalczyć. Tym razem piąta lokata musiała być satysfakcjonująca. W końcu było z kim przegrać ! A że bieg organizowany był przez Family Aktive i OSiR Wicher z Kobyłki, to rywalizacja okraszona została pucharami dla zwycięzców i nagrodami dla zawodników na podium, zarówno w rywalizacji junior jak  i senior. Sprawdzonym elementem integrującym ,zwłaszcza przy tej temperaturze okazało się ognisko, pozwalające poza tym przetrwać kibicom i osobom towarzyszącym, a i stolik biura zawodów już na początku znalazł się w jego pobliżu.


niedziela, 21 grudnia 2014

Weekend 13/14.12.2014, nie do końca mojej wielkiej przegranej.

     
Plany na ten weekend były spore i ambitne. W sobotę mocne ściganie na Falenicy po zalesionej wydmie na dystansie 10 km, a w niedzielę kolejny start w City Trial na 5 km. Wszystkie te plany, jednak rozwiał nagły atak lumbago, tak to określę nagłą niedyspozycję mojego lędźwiowego odcinka kręgosłupa. Stało się to nagle, rano w sobotę. Podejrzane jest złe schylenie się po plecak.  Mimo to łudziłem się ,że coś się zmieni, a może dolegliwość nie będzie na tyle uciążliwa ,by zniweczyć mój start. Dlatego nie odwoływałem kolegi Kazimierza, którego to autem mieliśmy udać się na zawody. Kolega zauważył już przy moim wsiadaniu do auta ,że jest coś nie tak. Naświetliłem mu temat i kiedy dotarliśmy na miejsce, do szkoły, gdzie od lat zlokalizowane jest biuro, odebraliśmy numery, po czym w samochodzie przebraliśmy się i przypięliśmy numerki. Postanowiłem dokonać ostatecznego sprawdzianu mojej dyspozycji i po lekkiej przebieżce w uciążliwych nerwobólach wiedziałem, że z mojego startu nici ,tym bardziej, że tu masa podbiegów i tyleż samo zbiegów. Koledze oznajmiłem, że uruchamiam awaryjny plan działania, ogacam się i będę robił fotki swoim rezerwowym kompaktem, którego na szczęście tym razem nie zapomniałem. Pokonany przez lumbago wtoczyłem się na pierwszy podbieg, by zrobić kilka fotek startowych.



Tam spotkałem koleżankę Dorotę z portalu maratończyk.pl jakby od kilku lat nadworną fotografkę tej imprezy dlatego znając jej profesjonalizm w tym temacie nie wysilałem się ze swoją rolą fotoreportera. Jednak kilka fotek starałem się wykonać pod kątem biegnących znajomych. Okazało się to nie łatwym założeniem przy takiej masie startujących. Tak na oko śmiem przypuszczać, że tym razem liczebność jeśli nie była rekordowa to bardzo jej bliska. Tu naszła mnie taka refleksja, jak to poszło do przodu, bo kiedy byłem na pierwszej edycji to nie było nawet czterdziestu osób, a teraz ? No właśnie . Dlatego też organizatorzy wprowadzili krótsze dystanse, czyli jedna i dwie pętle oprócz tych trzech na dychę. A i start na długim dystansie też podzielony jest na część szybszą i wolniejszą . Pierwszy raz byłem obserwatorem .


  Doszedłem w wyniku tego do wniosku, że raczej mój występ w następnym biegu, o ile dyspozycja pozwoli, raczej potraktuję jako 2xT , czyli treningowo i towarzysko. Wąska głównie i ciężka trasa mnie do tego przekonuje , by nie narobić sobie jakiegoś kontuzyjnego bigosu. Wyjątkowo dziwnie się czułem wśród zziajanych kończących zawodników, podsumowujących swoje występy.  Pewnych rzeczy nie przeskoczysz i trzeba wyciągać wnioski i przyjmować temat z pokorą.  Przedkładam wielkie nadzieje, że drugi bieg uda mi się chociaż zaliczyć w dobrej kondycji. Tym bardziej, że zasilam drużynę Dream Run pod przewodnictwem kolegi Artura Jabłońskiego, który swój powrót do przygody biegowej przechodził przez nasz klub. Taki koleżeński szacher macher, na który przystąpił też kolega Kazimierz.




niedziela, 7 grudnia 2014

Legionowskie XXVI przełaje, tym razem mikołajkowe ,6.12.2014

             

 
To nie był mój pierwszy raz na tej trasie, choć nie pamiętam czy wersję mikołajkową też zaliczałem, ale wiem ,że udawało mi się stawać tu na podium i chyba nie tylko w klasyfikacji wiekowej. Tym razem na wiele nie liczyłem i każda lokata na podium w wiekówce, wielce by mnie satysfakcjonowała. Lokalizacja imprezy lepsza być nie może. Dziecinnie prosty dojazd ze wszystkich stron. Biuro zlokalizowane w szkole ,odległej od miejsca startu może 300 metrów. Szkoła jest w mieście ,a start już w kompleksie leśnym. Tylko pozazdrościć mieszkańcom takich warunków, jak spadnie śnieg to mogą w świetnej scenerii leśnego kompleksu pośmigać na biegówkach. Tym razem choć to grudzień, aura oszczędziła biegaczom trudu brnięcia w śniegu , a i temperatura oscylowała około zera . Dystans to 11,600 przy czym to dla facetów , bo babeczki lecą jedną pętlę ,czyli połowę. Takie ustalenia regulaminowe, które wskazywały ,że przed startem głównym o godzinie 12, było kilka startów młodzieży w podziale na kategorie wiekowe i odpowiednio dostosowane dystanse. Czyli działo się tam jak zwykle dużo biegowego wcześniej. My załapaliśmy się na końcówkę tych najstarszych, co uwieczniłem na fotkach i chłopaki trochę mnie zakompleksiali swoimi fryzurami jakby biegli prosto od fryzjera.
Dlatego zastosowałem czepeczkowe maskowanie. Oczekując na start mieliśmy bezpieczny zapas czasowy i ociągając się z rozgrzewką mieliśmy przyjemność przywitać się z naszą koleżanką Ewą i sympatyczną Panią Mikołajową, a może   Śnieżynką ? Z wrażenia nie dopytaliśmy, ale nasze morale zostało zdecydowanie podniesione.
Oprócz mnie ,Kazimierza i Pawła „Siekierka” dojechał kolega Kamil z ciocią Katarzyną, która z biegu , a raczej startu na start rozkręca się coraz bardziej zaliczając podium. Jednak w ramach rozgrzewki postanowiliśmy trochę przebiec się po trasie i okazało się , że ostatnie mroźne dni ścisnęły mokry piasek tych duktów w postaci muldowatych wybrzuszeń po których trochę mało komfortowo się biegło, a i standardowe korzonki też trzeba było mieć na baczności. Ale jak to niejednokrotnie powtarzam te trudności będą dotyczyły wszystkich , co będą chcieli zaliczyć tę trasę. Trasa to taka dłuuuuuga prosta duktem leśnym potem ze skrętem w prawo i po chwili znaczącym podbiegiem. Potem znów w prawo i znów prosta, ale zdecydowanie krótsza z której zakręt w prawo i kółeczko się zamyka. Po około pół kilometrze dobiegamy do tej pierwszej prostej i tu zakręt ,ale w lewo by dobiec do mety gdzie poprowadzono nawrotkę do zaliczenia drugiej pętli, oczywiście dla facetów, bo babki miały lżej. Gdy dobiegałem do nawrotu to wiedziałem , że pierwsza trójka dziewczyn jest już na mecie.

Widziałem , naszą koleżankę Ewę zwieszoną na barierce , co oznaczało, że wiele ją kosztowała walka, jak się okazało o trzecią lokatę w open pań, ale i tak szacun. Ja tu nic po pajacować nie mogłem, bo po ostatnich potyczkach ze zdrowiem, dyspozycja trudna do określenia. Biegłem raczej równym tempem z oczekiwaniem co z tego wyjdzie. Wielkiego sortowania zawodników z mojej perspektywy raczej nie było. Jeszcze około kilometra łyknął mnie Sebastian P. Potem tego samego dokonał Arek M. ,spóźnialski na start, ale nie przeszkodziło mu to wygrać w klasyfikacji lokalnej.
Sebastiana z resztą też minął, a ja cały czas łudziłem się , że go dojdę, ale nic z tego, choć to mnie trochę nakręcało, a dwóch kolegów za mną trochę cisnęło w tym kolega Nowocień z mojej kategorii, to i dobrze się składało. Jak już skompletowaliśmy się na mecie to w ramach ochłonięcia udaliśmy się pod szkołę , by skorzystać z gorącego posiłku. Był wybór z pośród dwóch pozycji daniowych i my postawiliśmy ma makaron z gulaszem wieprzowym i to był strzał w dziesiątkę, choć makaron nie był w stylu włoskim, ale za to nie męczyliśmy się z gryzieniem. Po przegryzce ekwilibrystycznie dokonaliśmy przebrania się i wróciliśmy pod szkołę ,gzie stało podium i stół z pucharami. Zawody wygrał Emil Dobrowolski ( drugi w tegorocznym Maratonie Poznańskim ), mój czarny koń tej rywalizacji jak tylko go spotkałem przy odbieraniu pakietu.

Pakiet ,tu można było sobie wybrać , czy się chce z koszulką ,czy bez co wiązało się ze zróżnicowaną opłatą . Trafne rozwiązanie w przypadku jeśli ktoś nie kolekcjonuje już takich pamiątek po biegowych. Wracając do podium pierwsza pani to  Ania Szyszka , łatwo kojarzona z biegiem w Garwolinie ;).

Potem były kategorie i nasza pani Kasia ogarnęła swoją , a idąc za jej przykładem ogarnąłem wbrew pesymistycznym oczekiwaniom swoją.

Ogarnięcie polegało oczywiście na satysfakcji, uznaniu, chwalę i choince pucharowej na pamiątkę. Słońce do końca dnia nie wyszło, ale za to my wracaliśmy rozpromienieni po startowymi endorfinami i nie tylko.
Z nami wracała Ola Klimczak z tatą , która po sezonie rowerowym startuje trochę biegowo. Powrót nam śmignął migiem, przy dyskusji o jakości sportu i obiektów naszego powiatu. Jest wiele do zrobienia ,jednak.

niedziela, 30 listopada 2014

Bieg Andrzejkowy ” Towarzystwa Aktywny Relaks” ,Kobyłka, 29.11.2014

  


To już XII edycja ,jak wynika z pobieżnych kalkulacji, biegania andrzejkowego organizowanego w ramach Towarzystwa Aktywny Relaks. W tym roku znaleźliśmy się całkowicie w innym miejscu, a mianowicie w Kobyłce przy Trasie Zdrowia PZU. Dotychczas biegaliśmy w Majdanie na drodze w kierunku Zabraniec, Okuniew. W pierwszych edycjach tylko na  pół maratońskiej trasie. W kolejnych edycjach wychodząc naprzeciw początkującym jak i mniej dyspozycyjnym ograniczyliśmy się do odcinka tej drogi stanowiącego 1/8 dystansu pół maratońskiego, co przy nawrotach pozwalało na podzielenie go na cztery. Dawało to wybór dystansu do pokonania, ułatwiało zlokalizowanie punktu z odżywkami i umożliwiało obserwację rywalizacji osobom towarzyszącym. Bazę zawodów stanowiła wtedy szkoła w Majdanie, która w tym roku została zamknięta, a i bieganie po drodze publicznej przy ciągle wzrastającym natężeniu ruchu stawało się mało bezpieczne. Dlatego od pewnego czasu zastanawialiśmy się na jakąś alternatywą trasy i uczestnicząc w biegu na otwarcie Trasy PZU, jakiś miesiąc temu stwierdziliśmy, że można tu przenieść naszą imprezę. Tym bardziej, że kiedyś był tutaj otwarty basen pływacki, w którym bardzo dawno temu miałem przyjemność się moczyć, bo pływać jeszcze nie umiałem.


Może brakowało zaplecza lokalowego ,bo z końcem listopada pogoda bywa różna, ale dzięki OSiR Wicher zabezpieczono dwie toy toyki, co podniosło standard zaplecza naszych zawodów.
Resztę w miarę możliwości ogarnąć staraliśmy się we własnym zakresie.  Puszczone w necie zasady imprezy zostały przyjęte przez przybyłych ze zrozumieniem tak ,że byli na czas , panie i nie tylko zaoferowali słodkie wypieki , a my byliśmy gotowi z grillem i ogniskiem. Ten ostatni element okazał się wyjątkowo potrzebny ze względu na wyskoczenie temperatury poniżej -5 . Po przebrnięciu przez zapisy i obnumerowanie zawodników, po przekroczeniu wskazówek zegarka godziny dziesiątej ,trzeba było wystartować choć do tego anonsował się sam Pan Burmistrz Kobyłki, ale go brakowało. Nie przeciągając, jako organizator imprezy przypomniałem zasady rywalizacji, czyli 4 i 8 pętli do umownej rywalizacji ze wskazaniem priorytetowym dla tej dłuższej, z możliwością opcji indywidualnych. Po odliczeniu od 10 do 1  i pierwszym niewypale, oddano skuteczny strzał startowy i oficjalnie wszyscy ruszyli na trasę.

 Oficjalnie , bo paru uczestników rozpoczęło bieganie sporo wcześniej , by jednak zaliczyć dystans półmaratonu. Luźna formuła imprezy temu sprzyjała. Pomimo świetnego oznaczenia trasy pierwszą pętlę pokonywaliśmy integracyjnie, dopiero w połowie drugiej dało zauważyć się , że uczestnicy wchodzili na swoje tempa.




Tradycją naszych imprez wielo dystansowych w ramach jednej imprezy jest to ,że wcześniej  kończący pomagają w organizacji tzw. cateringu . Zatem najmłodsi kończyli już po dwóch pętlach, a ci co mogli zaoferować wspomnianą pomoc  włączali się do tego po czterech kółeczkach.


I wtedy, wiem to z relacji po ukończeniu swojego biegania, sytuacja wymknęła się z pod kontroli. Polegało to na zajęciu się intensywnym ogniem grilla i spaleniem pierwszego wsadu kiełbasek. Przyczyną była moja modyfikacja rączki (w oryginale drewnianej, ale połamanej ) rączką plastikową pozyskaną z połamanej parasolki . To ona spowodowała w wyniku temperatury ogniową agresję. Co prawda wspominałem , by na nią zwrócić uwagę, jak by    co ,ale pewne braki w sprzęcie spowodowały odwrócenie uwagi od tego i sytuacja zadziała się. Nastąpiło oczyszczenie rusztu i wymiana kiełbasek, choć alternatywnie można było indywidualnie do pieczenia wykorzystać ognisko. Pomimo tego incydentu pozostała część cateringowa przebiegała już w sposób konwencjonalny. Natomiast zabrakło kontroli rejestracji rezultatów i ostatecznie mieliśmy to na dwóch listach , ale w finalnie zgodnie z przedstawionymi zasadami trzy pierwsze lokaty i pierwszą panią było łatwo ustalić. Rywalizacja poza tym traktowana jest tu drugoplanowo.  Udało się nam pozyskać trochę fantów , które rozlosowaliśmy i wszyscy zostali symbolicznie obdarowani. We wszystkich tych czynnościach towarzyszył już nam Pan Burmistrz , który przybył już w trakcie naszego ścigania. Mogliśmy podzielić się refleksjami z aktualnej imprezy jak poplażować przyszłość w tym zakresie. Myślę ,że tą trasę będziemy  wykorzystywali  do treningów na pewno , a czy do zawodów, to już inna trochę bardziej wymagająca kwestia.