To oczywiście w sobotę ,natomiast w niedzielę rzuciło mnie za Piaseczno w rejon Zimnych Dołów. Ale najpierw parkran i jego zimowa trasa . Chwilę przed zawodami nawet lekko zaczął pruszyć śnieg ,ale na szczęście się rozmyślił. Trasa jednak w dniu dzisiejszym była bardzo wymagająca, bo można było określić ją jako szklanka, a ja naszykowałem się dobre ściganko i buciki miałem szybkie ,ale śliskie.
Pomimo nie wysokiej frekwencji na podium znaleźć się nie było łatwo. Jak rozpoczęliśmy zdecydowanie nie znana postać szybko nam uciekła ,a za nią jeszcze dwóch ale jeszcze byli w zasięgu, gdyż ja byłem czwarty. Postacią numer trzy był Adam, którego usilnie od pewnego czasu ścigam. Tym razem udawało mi się nawet długo być w pościgowym kontakcie z kolegą . Część dystansu w pogoni pokonywałem w towarzystwie.
Pod koniec kolega jednak trochę został. A mnie jednak jeszcze trochę brakuje, a on miał dodatkowo zmodyfikowane własnoręcznie obuwie wkrętami, co stanowiło quasi kolce i jednak pozwalało pewniej poruszać się po zlodowaciałej nawierzchni. I tak do końca nic z mojej perspektywy nie zmieniło się i byłem czwarty, a i czas mocno asekuracyjny ,bo 19:44.
Bieg wygrał Alan Parson z Anglii, czyli zagranica górą . I tak sobie w tę sobotę pobiegałem nie zakładając, że coś będę ścigał się w niedzielę. Jednak wpadłem na stronę biegam bo lubię w lesie i ciekawy cykl już w trzeciej edycji, a tam mnie jeszcze nie było i postanowiłem pomęczyć się na krosowej leśnej dyszce. Co prawda lista zgłoszeń była zamknięta, a bieg darmowy, zatem założyłem,że pewnie wiele osób po prostu zapisało się na zapas .Faktycznie tak było, jednak wcześniej zaczęto udostępniać wolne miejsca na piatkę to wziąłem tan dystans, tym bardziej że do startu zostawało nie wiele czasu ,a ja jeszcze musiałem się przebrać ,a i o auta miałem kawałek. Dodatkowo jeszcze spotkał mnie kolega Rafał z Dreamrun i chciał pożyczyć jakieś spodnie biegowe ,bo nic nie wziął .
Ja miałem takie ortaliony dresowe i się zaoferowałem jeśli nic nie zorganizuje. Finalnie biegł w moich spodniach ,no i wygrał swój dystans. My na piątkę startowaliśmy pięć minut za nimi i biegliśmy trochę okrojaną pętlę.
Już znajomi z kolejki po wolny numerek ;)
A tu znajomi z falenickiej wydmy ,prekursorzy biegów po lesie na pewno !
Tu jeszcze nie znajome ! Ale to pierwsza edycja ;)
Start odbywał się z polany i około stu metrowy odcinek był wąski, ale potem wpadaliśmy na szeroki dukt drogowy pokryty jednak z kolei rozmiękającym błotkiem , a jeszcze wczoraj było zimowo, a dziś lekko powyżej zera z przebłyskami słonka i dlatego taki efekt trasy.Żeby już na początku wyścigu nie mieć chlupania w bytach trzeba było lecieć bokami. Po około kilometrze jakoś tak wyszło ,że tak jakby pokrzyżowała się trasa dychy i piątki ,bo natknęliśmy się na wolnobiegaczy z dychy i nic to by nie znaczyło ,gdyby człowiek z obsługi był zorientowany jak ma biec druga grupa. Ktoś poleciał prosto pod taśmą ,ktoś skręcił w prawo za tymi z dychy . Ale jak to w lesie po nawoływaniu się zabłądzeni szybko wrócili na właściwą drogę. Za taśma ta droga choć nie błotnista to z kolei utwardzona wystającym tłuczniem i komfortowo nie było i znowu ratowanie się bokami. Czekał nas jeszcze odcinek rozmiękło rozjeżdżony i tu nie obyło się bez slalomików. Druga połowa trasy była już sucha i w większości po szerszych ścieżkach. W tej części dystansu udało mi się wyprzedzić dwóch czy trzech zawodników. Mocno się nie sprężałem , bo w nogach czułem sobotni bieg po szklance. Na jakiś kilometr przed metą zawodnik będący przede mną prawie się zatrzymał i tak jakby pił z bidonu.
Nie wiedziałem ,jak to interpretować , ale postanowiłem wykorzystać swoją szansę i wyprzedzić kolegę . Był ostatni odcinek po drodze i wbieg na polanę analogicznie jak po starcie tylko w drugą stronę . I na odcinku polanowym jednak zostałem dogoniony i wyprzedzony .
Ja nie miałem pary, a to był jeszcze odcinek lekko pod górkę i w ten sposób na mecie musiałem zadowolić się piątą lokatą i ceramicznym medalem z wizerunkiem dzika. Po posiłku złożonym z grochówki i kiełbaski z możliwością własnoręcznego upieczenia na ognisku, z czego już sobie darowałem musiałem udawać w rejon zakwaterowania. Sądzę jednak ,że przy okazji następnego biegu jednak zostanę tu dłużej, bo miejsce jest klimatyczne i do pozazdroszczenia mieszkającym w okolicy.